Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Czy opadnie atomowy pył?

Wojciech Lorenz 14-03-2011, ostatnia aktualizacja 15-03-2011 08:01

Druga eksplozja w siłowni Fukushima nie spowodowała groźnego skażenia. Ale Japończycy mogą już po niej nie być tacy sami.

*Elektrownia Fukushima widziana z kosmosu. Na zdjęciu: zniszczony blok numer 1 siłowni  i płonący po eksplozji blok nr 3
źródło: AFP
*Elektrownia Fukushima widziana z kosmosu. Na zdjęciu: zniszczony blok numer 1 siłowni i płonący po eksplozji blok nr 3

O godz. 11.01 w poniedziałek wybuchł reaktor numer trzy w elektrowni Fukushima, która najbardziej ucierpiała podczas piątkowego tsunami. Japońskie władze przekonują opinię publiczną, że nie ma zagrożenia radioaktywnym wyciekiem. Tłumaczą, że do eksplozji nie doszło wewnątrz reaktora, tylko pod zewnętrzną kopułą, gdzie zgromadził się wodór. Uszkodzeniu uległa tylko pierwsza z trzech warstw chroniących rdzeń reaktora.

Japończycy są przestraszeni i zakłopotani. Energetyka jądrowa była do tej pory ich dumą narodową. Kraj, który nie ma prawie żadnych surowców naturalnych, mimo traumy po ataku atomowym na Hiroszimę i Nagasaki w 1945 roku, zdecydował się postawić na atom. Wymagało to przekonania społeczeństwa, że energia nuklearna może być skutecznie wykorzystywana dla dobra ludzkości.

– Pisaliśmy w latach 50. wiele artykułów, w przystępny sposób tłumacząc Japończykom, jak wielkie korzyści można odnieść z energetyki jądrowej i że to bezpieczna technologia. Wymyśliliśmy nawet wpadające w ucho hasło „schwytaliśmy słońce”, próbując pokazać, że ludzkość osiągnęła coś, o czym od wieków marzyła. Udało się. Od tamtej pory dzięki atomowi kraj się wspaniale rozwijał, a my mogliśmy się cieszyć wysokim poziomem życia – wspomina Kunihiko Yamaoko, wiceprezes zarządu największej gazety „Yomiuri Shimbun”. Japończycy przeprosili się z atomem, przekonani, że technologie, dyscyplina i etos pracy pozwolą go ujarzmić. Yamaoko się martwi, że teraz społeczeństwo może się znowu zrazić do energetyki jądrowej. A w tym 120-milionowym kraju własne surowce naturalne i źródła odnawialne pozwalają pokryć zaledwie kilka procent potrzeb.

Im bardziej Japonia była przekonana, że atom może być wykorzystywany dla dobra ludzkości, z tym większym zapałem próbowała przekonać świat, aby zrezygnował z broni nuklearnej.

– Nawet jeśli teraz wydaje się to nierealistyczne, to wiemy, że sytuacja może się zmienić za kilkanaście lat. Nie można przestać przypominać o zagrożeniu, jakim jest istnienie bomb atomowych, bo to tylko skłania kolejne kraje do próby ich zdobycia – wyjaśnia były ambasador Nabuyasu Abe z Japońskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych.

Japonia za punkt honoru postawiła sobie, by nikt nie musiał przeżywać koszmaru, jakim zakończyła się dla niej II wojna światowa. Każde dziecko uczy się o skutkach nuklearnej eksplozji. Wycieczki do Hiroszimy i Nagasaki są obowiązkowe.

Żelaznym punktem edukacji jest także wizyta w muzeum w Tokio, gdzie eksponowany jest rybacki kuter do połowów tuńczyków „Daigo Fukuru Maru”. Jego załoga miała nieszczęście znaleźć się 1 marca 1954 roku w rejonie atolu Bikini, gdzie Amerykanie przeprowadzili test bomby wodorowej. Na łódź spadły radioaktywne popioły, a załoga, która dwa tygodnie później wróciła do macierzystego portu, zachorowała na chorobę popromienną.

Gazeta „Yomiuri Shimbun” opisała dramat rybaków. To był szok. Tym większy, że skażone zostało też środowisko i Japończycy musieli przestać jeść ryby. Społeczeństwo, które po II wojnie światowej milczało na temat doświadczeń atomowego ataku, uznając go za karę, postanowiło zaprotestować.

– Radiotelegrafista zmarł ze słowami na ustach: zróbcie wszystko, abym był ostatnią ofiarą bomby nuklearnej – opowiada przewodnik oprowadzający wycieczki. Pokazuje gablotę, w której w słoiczku, niczym relikwia, przechowywany jest biały proszek. – To popiół, który spadł na pokład. Nazywany jest popiołem śmierci – tłumaczy.

Japończycy nie tylko wiedzą, jak wygląda taki popiół, ale też, jakie wywołuje skutki. Dlatego informacje o awarii w siłowni atomowej zaczynają wywoływać coraz większy lęk.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane