Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Pod podwójnym krzyżem

Piotr Bożejewicz 31-08-2018, ostatnia aktualizacja 31-08-2018 10:50

II wojna światowa: Udział Bratysławy w inwazji na Polskę wciąż skrywa się w długim cieniu Berlina i Moskwy.

Korekta granicy polsko-słowackiej po wkroczeniu wojska polskiego do Jaworzyny, listopad 1938 r.
źródło: nac
Korekta granicy polsko-słowackiej po wkroczeniu wojska polskiego do Jaworzyny, listopad 1938 r.

Pierwszy wojenny świt zastał w Jaworzynie Tatrzańskiej tylko dwóch policjantów, którzy widząc nadjeżdżające ze wschodu pojazdy pancerne, roztropnie zarzucili karabiny na plecy i odjechali rowerami do Białki. Tak zakończyła się obrona Tatr Bielskich w kampanii 1939 r. Nie napotykając nigdzie zorganizowanego oporu, nieprzyjaciel szybko zajmował drogi wiodące w głąb Małopolski, w jeden dzień docierając pod Czorsztyn. Największym zaskoczeniem była narodowość agresorów. W radiu mówiono tylko o wojnie z Niemcami, lecz najeźdźcy nosili mundury słowackiej armii. Co więcej, najazd wojsk spod znaku podwójnego krzyża nie zatrzymał się w spornych rejonach Spiszu, ale objął całe polsko-słowackie pogranicze.

Jeszcze nie zginęła, ale zginąć musi!

Zdaniem Słowaków ich udział w agresji był wymuszony – tyleż przez naciski Niemiec, co sytuację międzynarodową i wrogą postawę Warszawy. Rzeczywiście, tanio daliśmy Hitlerowi argument do propagandowej rozgrywki, choć brak pretekstów nie musiał przesądzić o innej postawie Słowacji. Początkowo poszło o kilka wiosek i turni oddzielonych od Korony jeszcze przed rozbiorami. Austriacki kordon sanitarny, odcinający Spisz od konfederacji barskiej, wyznaczył granicę Galicji z Węgrami aż do upadku Habsburgów.

W 1918 r. Polska skorzystała z rozpadu węgierskiej armii i słabości Czechosłowacji, by ponownie wkroczyć na Spisz, ale po zwycięskiej potyczce pod Kieżmarkiem aneksji zapobiegł dzielny pułkownik Ferdynand Vix z francuskiej misji wojskowej w Budapeszcie. Polska wycofała wojsko – w zamian za niedotrzymaną obietnicę plebiscytu. Z kolei Francja okazała się nieprzejednanym adwokatem Pragi, żyrując zarówno zabór Zaolzia, jak i żądania Masaryka wobec Spiszu i Orawy. W 1919 r. Paryż bez skrupułów wykorzystał najazd bolszewików na Polskę, uzależniając pomoc wojskową od spełniania czeskich oczekiwań.

Pielęgnując bolesną zadrę Zaolzia, Polska korzystała ze słowacko-czeskich animozji, grając na rozpad I Republiki. Już podczas konferencji w Wersalu Warszawa nie szczędziła wsparcia dla Słowackiej Partii Ludowej ks. Andrzeja Hlinki, walczącej z Pragą o autonomię Słowacji. Hlinka od 1919 r. spotykał się z Piłsudskim, a wobec odmowy czeskich władz pojechał do Paryża z polskim paszportem, co rząd Masaryka w Pradze uznał za zdradę stanu.

Narodowo-katolickich „ludaków" na Słowacji coraz mocniej uwierała polityczna dominacja libertyńskich Czechów, a zwłaszcza przejęcie całej politycznej władzy przez Pragę. Tradycyjnie konserwatywni Słowacy krzywo patrzyli na marginalizację Kościoła i praską politykę narodowościową, dążącą do stworzenia zunifikowanych „Czechosłowaków". Znaczna część Słowaków uważała wręcz, że bliżej im kulturowo do Polski niż zateizowanej Pragi i snuła plany federacji z Warszawą. Stąd silne w Partii Ludowej stronnictwo propolskie, reprezentowane przez zastępcę Hlinki – Karola Sidora. Tymczasem zaledwie pół roku po przejęciu władzy ludowcy byli zdecydowani na wojnę z Polską, w czym nie brak „zasług" naszej dyplomacji.

Po konferencji w Monachium Warszawa była rozczarowana rezygnacją Bratysławy z suwerenności, co ograniczyło możliwość wciągnięcia sąsiada w polską strefę wpływów. Tym silniej Polska wiązała się z Węgrami, uważanymi przez Słowaków za śmiertelnego wroga. Jakby na potwierdzenie słowackich obaw 27 listopada 1938 r. czołgi płk. Stanisława Maczka wjechały do Jaworzyny Tatrzańskiej i kilku wiosek na Spiszu. Opór czechosłowackiej żandarmerii złamano w kilka godzin, razem z szansą na ułożenie stosunków.

Polska zyskała parę tysięcy mieszkańców, trochę wyższy od Rysów Lodowy Szczyt i dawny pałacyk pruskiego księcia Hohenlohe, po aneksji zmieniony w rezydencję prezydenta RP. Mościcki spędził w Jaworzynie ostatniego przedwojennego sylwestra, ale jakaś nieznana ręka nabazgrała na ścianie przestrogę: „Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi!"...

Sojusz albo rozbiory

Przy okazji aneksji Czech inicjatywę na południu przejęli Niemcy. Hitler żądał od Słowacji ogłoszenia niepodległości i zawarcia sojuszu z III Rzeszą. Alternatywą dla pełnego posłuszeństwa była aneksja kraju przez Węgry lub zgoda na polsko-węgierskie rozbiory, co wobec niepewnej postawy Warszawy uznano w Bratysławie za realną groźbę. Nie chodziło przy tym o sam Spisz i Orawę, ale i współpracę wojskową z Węgrami przy aneksji Zakarpacia.

Polska uznała suwerenność Słowacji nazajutrz po proklamacji i zaczęła negocjacje w sprawie współpracy wojskowej. Minister Beck był dobrej myśli, ponieważ sprawujący władzę ludowcy mieli opinię polonofili. Jednak po śmierci Hlinki, w 1938 r., przywództwo nad stronnictwem przejął ks. Józef Tiso, odsuwając propolskie środowisko Karola Sidora. Nadzieja, że Słowacja puści w niepamięć Jaworzynę, okazała się płonna. Nadto, dwa dni po pierwszych rozmowach, Hitler udzielił Słowacji gwarancji niepodległości i integralności pod warunkiem zerwania negocjacji z Warszawą. Klamka zapadła w sierpniu, gdy Niemcy ustaliły warunki obecności Wehrmachtu w Słowacji. Wojskowe uzależnienie uzasadniała sprawna propaganda, strasząca polsko-węgierską inwazją. Kierujący agitacją Aleksander Mach wzywał do odbicia zagrabionych słowackich terenów. Jak na zawołanie Hitler obiecał premierowi Tiso odzyskanie spornych rubieży.

Co gorsza, niechęć do Polaków była autentyczna. Władysław Kiernik, który z Witosem uciekł do Czechosłowacji po procesie brzeskim, pisał do Paderewskiego o odczuwalnej na Słowacji nienawiści do Warszawy, często przeradzającej się w agresję. Obłaskawiając Słowację, Niemcy zyskali wyjście do ataku po wschodniej stronie Wisły, niwecząc wartość Obszaru Warownego Śląsk i wydłużając polskie linie obrony o setki kilometrów. W Nowej Wsi Spiskiej urządzono polowy skład bomb i paliwa, natomiast lotnisko pod Popradem stało się bazą Luftwaffe, w zasięgu której były Warszawa i Lwów. Równocześnie z tworzeniem zaplecza dla Wehrmachtu Niemcy rozpoczęli szkolenie słowackiej armii.

Układ sił i bezsilności

Tymczasem w Polsce żaden plan Sztabu Generalnego nie przewidywał ataku ze Słowacji. Gdy więc wywiad pojął powagę sytuacji, było stanowczo za późno. Dopiero w lipcu stworzono doraźną formację „Horyń" – z wcielonej do wojska lokalnej Straży Granicznej i sprowadzonego z Kresów batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza „Żytyń". Do obrony podkarpackich i borysławskich źródeł ropy naftowej oraz fabryk Centralnego Okręgu Przemysłowego nie wystarczyło regularnych oddziałów armii.

Próba organizacji ad hoc nowej Armii „Karpaty" skończyła się fiaskiem. Formacja, lepiona naprędce z jednostek pomocniczych, praktycznie nie miała wartości bojowej. Bywały bataliony, do których broń nie dotarła aż do wybuchu wojny, nie mówiąc o zupełnym braku artylerii. W istocie cały ciężar walki na południu spadł na pograniczników wspomaganych przez słabe oddziały podtatusiałych 40-latków z Obrony Narodowej.

Dla wzmożenia poczucia zagrożenia polskim atakiem premier Tiso już 6 sierpnia skoncentrował wojska na granicy z Polską. 24 sierpnia zarządzono pierwszą mobilizację i wprowadzono stan pełnej gotowości bojowej. Wraz z kolejnymi falami poboru do końca miesiąca wcielono jeszcze osiem roczników poborowych. W ten sposób 1 września 1939 r. maleńka Słowacja dysponowała prawie 150 tys. żołnierzy wzmocnionych partyjnymi bojówkami Hlinkowej Gwardii. Do bezpośredniego ataku na Polskę utworzono Armię Polową „Bernolak", taktycznie podległą niemieckiej 14. Armii gen. Wilhelma Lista. Szefem sztabu był tam Eberhard von Mackensen, syn tego samego Mackensena, który nieopodal gromił Rosjan w bitwie pod Gorlicami. „Bernolak" składał się z trzech dywizji o łącznej sile ponad 50 tys. żołnierzy, nie licząc oddziałów pomocniczych, w tym pociągu pancernego i lotnictwa. Dowództwo nad słowackim zgrupowaniem objął gen. Ferdynand Čatloš, który dla spełnienia tego zaszczytu zrezygnował z teki ministra wojny.

Po polskiej stronie Karpat już ostatnie dni sierpnia były bardzo napięte. W Tarnowie zamach bombowy w dworcowej przechowalni bagażu zabił 21 osób, a gdzie indziej nieznani sprawcy ostrzelali pociąg osobowy. W Łupkowie słowacki patrol otworzył ogień do posterunku przy granicznym tunelu kolejowym. Mnożyły się nocne ataki na tory kolejowe, mosty i linie telefoniczne.

Cios w pustkę

Mimo tygodni przygotowań wojna w Karpatach wybuchła z opóźnieniem, bo gdy szef połączonych sztabów gen. Erwin Engelbrecht wydał rozkaz ataku, słowackie jednostki pozostały na miejscu. Nie był to ani bunt, ani obstrukcja. Choć niemieccy oficerowie biegali jak poparzeni, Słowacy ciągle czekali na zgodę rządu. Ksiądz-premier najpewniej zapomniał, że wojna jest jego prerogatywą i dopiero telefon do Bratysławy wyjaśnił sprawę. Przed szóstą lawina w końcu ruszyła.

Wbrew pozorom polski odcinek Karpat nie jest niedostępnym bastionem. Pełno w nim wiodących na północ dolin i łagodnych przełęczy, łatwych do sforsowania nawet ciężkim sprzętem. Dogodne przejścia pod Starą Wsią Spiską, Bardejowem czy Svidnikiem prowadzą wprost na kluczowe miasta Pogórza. Nadto, po długiej suszy, rzeki były niemal wyschnięte i straciły walory naturalnych linii obronnych. Przede wszystkim zaś przełęczy w Karpatach nikt nie bronił, prócz KOP i strażników granicznych. Zaledwie w jeden dzień 1. Dywizja „Janosik" płk. Palunicha zdobyła wszystkie wyznaczone cele w Jaworzynie Tatrzańskiej, Zakopanem, Bukowinie i Jurgowie, jeszcze przed wieczorem osiągając Niedzicę i nigdzie nie napotykając realnego oporu. Drugiego dnia wojny gen. Čatloš, w towarzystwie ministra propagandy Macha, uroczyście odbierał hołd mieszkańców Jaworzyny Tatrzańskiej pod ustrojoną kwiatami bramą powitalną.

W następnych dniach rola 1. Dywizji „Janosik" sprowadzała się do osłony skrzydeł niemieckiej 2. Dywizji Górskiej. Po potyczkach z Korpusem Ochrony Pogranicza o Czorsztyn i Krościenko 3 września Słowacy weszli do Nowego Targu, a trzy dni później zdobyli Muszynę. Pierwszy kontakt z regularnym oddziałem polskiego wojska, w „imponującej" sile aż dziewięciu żołnierzy, dywizja nawiązała dopiero 8 września w Gorcach, lecz tam kończył się szlak bojowy formacji. Nazajutrz płk Palunich dostał rozkaz wycofania oddziału do Słowacji. W Zakopanem i w części Spiszu został tylko batalion okupacyjny, zluzowany przez Niemców z końcem września.

Siła bezsilnych

Więcej problemów napotkała 2. Dywizja „Škultéty", nacierająca na Nowy Sącz i Krosno z niemieckim korpusem armijnym gen. Eugena Beyera. Pogranicznikom z batalionu „Żytyń" udało się zatrzymać atak na Piwniczną, gdy jeden z prowadzących szturm wozów pancernych został uszkodzony na zaporze przeciwczołgowej. Zaczekawszy do nocy, żołnierze KOP sami dokonali kontrataku, zajmując trzy przygraniczne wioski w Słowacji. Kosztem jednego poległego żołnierza obrońcy zyskali czas potrzebny na wysadzenie tunelu i dwóch mostów nad Popradem. Także w Bieszczadach saperzy zniszczyli tunel kolejowy na przełęczy w Łupkowie.

Co naprawdę zdarzyło się 2 września w Barwinku, dokładnie nie wiadomo. Wedle słowackich raportów por. Rajmund Świętochowski poszedł pod szlaban graniczny agitować, w polskiej wersji został tam zwabiony pod pretekstem pertraktacji. Tak czy owak, podczas próby aresztowania polskiego oficera zastrzelono, gdy sięgał po pistolet. W odwecie jego podwładni zdobyli parter słowackiej strażnicy i spalili budynek, razem z zabarykadowaną na piętrze załogą. Zdaniem polskich władz akcja była spontaniczna i nie miała akceptacji dowództwa. Potem Polacy wkroczyli 5 km w głąb Słowacji, czasowo zajmując wsie Wyżne i Niżne Komorniki, przy drodze na Svidnik.

Nie brakło innych wypadów na południową stronę granicy. Tego samego dnia pluton batalionu Obrony Narodowej „Gorlice", tracąc jednego żołnierza, uszkodził most w Becherowie, próbując utrudnić marsz na Wysową. Szczególnie zawzięcie walczono o maleńkie Jaśliska. Pierwsi uderzyli pogranicznicy z posterunku w Czeremsze, zajmując słowacką strażnicę za przełęczą Beskid. Słowacy odpowiedzieli kontratakiem trzy dni później, zmuszając Polaków do odwrotu, lecz pod Lipowcem zostali zatrzymani i przepędzeni z powrotem za przełęcz. Do Jaślisk Słowacy wkroczyli dopiero 9 września, razem ze sformowanym w Austrii ukraińskim oddziałem pułkownika Szuszki. Ukraińcy nie brali udziału w walkach, snując się za Niemcami od Medzilaborców, by zrobić wrażenie na miejscowych Rusinach. Łemkowie witali Słowaków bardzo życzliwie, sądząc, że nadeszło upragnione zjednoczenie rusińskich Karpat, a poza tym wielu Rusinów służyło w słowackiej armii. Wszakże w Besku Niemcy źle zinterpretowali radosne strzały na wiwat i spacyfikowali wioskę, mordując kilkanaście osób.

Słowakom nie szczęściło się także w Tyliczu, do którego 3 września wjechali samochodami pancernymi z granicznej Muszynki. Gdy ogniem z karabinów maszynowych podpalili pół wioski, natknęli się na kompanię 1. Pułku Strzelców Podhalańskich i z mocno uszkodzonym pojazdem musieli wrócić na przełęcz.

Pod Uściem Ruskim (obecnie Gorlickim) obrona zatrzymała niemiecko-słowacki pochód pancerny, lecz wobec groźby okrążenia Nowego Sącza zarządzono odwrót. Słowaków wyrzucono też z Huty Polańskiej, ale niemiecki atak z Niżnej Polanki na Ożenną i Żydowskie zmusił oddział Obrony Narodowej do chaotycznej ucieczki. Niemcy, wspierani przez Słowaków, mieli otwartą drogę na Jasło.

Odtąd rola Dywizji „Škultéty" ograniczała się do pilnowania zaplecza frontu. Do jeszcze lepszej ochrony niemieckich tyłów 5 września z Armii Polowej wydzielono zmotoryzowaną Szybką Brygadę „Kalinčak". Zgrupowanie nie brało udziału w walkach i po dotarciu w rejon Tarnowa i Dębicy formacja wróciła na południe, by okupować okolice Sanoka.

Małe straty, mały zysk

3. Dywizja „Rázus" ruszyła do Polski dopiero 10 września, lecz podczas marszu przez Bieszczady na Sanok nie miała okazji do walki. Po rozgromieniu przez Niemców Obrony Narodowej w Uhercach Mineralnych 3. Brygada Górska Armii „Karpaty" wycofała się na wschód, w związku z czym „Rázus" wrócił na Słowację, zostawiając okupację Bieszczad „Kalinčakom". Ostatni słowaccy żołnierze wycofali się z Polski 1 października – po pełnym przejęciu władzy przez administrację niemiecką.

Nudzili się także piloci, głównie zajęci eskortowaniem niemieckich stukasów nad Polską. Słowackie samoloty przezornie oznaczono czarnymi krzyżami, by Niemcy nie mylili archaicznych czeskich avii z polskimi maszynami. Myśliwcom udało się zestrzelić dwa polskie samoloty rozpoznawcze i zabić jednego rodaka z Legionu Czechosłowackiego w ostrzelanym pod Tarnopolem polskim eszelonie.

Bajką są historie o niechęci słowackich żołnierzy do walki przeciw Polsce, sabotowaniu rozkazów czy motywowanej politycznie dezercji. Większość z tego wymyśliła komunistyczna propaganda, by sprać plamy z zarządzonego odgórnie polsko-czechosłowackiego braterstwa.

Najbardziej zdumiewającą reakcją na agresję był protest słowackiego ambasadora w Warszawie, złożony, z wyrazami ubolewania, na ręce ministra Becka. Być może powodem sprzeciwu było węgierskie pochodzenie Jego Ekscelencji, a ponieważ wystąpienie kończyło jego karierę na Słowacji, Ladislav Szathmár musiał z pomocą polskiego wywiadu uciec do Anglii.

Za heroiczne zwycięstwa gen. Čatloš dostał Żelazny Krzyż I klasy i podziękowania od Hitlera, a żołnierze po pamiątkowym medalu za kampanię „Orawa – Jaworzyna". Z tej okazji, pod majestatycznym ogromem Spiskiego Zamku, Mach wyraził dumę z potwierdzenia krwią słowacko-niemieckiego przymierza. Po lokalnych paradach zwycięstwa w Zakopanem i Starej Wsi Spiskiej 5 października przez Poprad przedefilowało 10 tys. słowackich i niemieckich żołnierzy.

Po pokonaniu Polski 7 października rozwiązano Armię Polową „Bernolak", a rekrutów zwolniono do domów. Z wojny nie wróciło 24 zabitych, a jeżeli odliczyć ofiary wypadków z końmi i przypadkowe postrzelenia przez kolegów – 18. Ponadto w kampanii utracono dwa samoloty myśliwskie i jeden samochód pancerny. Dzięki wojnie Słowacja z naddatkiem, w postaci Niedzicy i okolic, odzyskała wszystko, co straciła przed rokiem. Było tego 770 km kwadratowych gruntu, z 30 wioskami i 35 tys. obywateli. 21 listopada zdobycz oficjalnie inkorporowano do Słowacji. Gwoli sprawiedliwości: Bratysława zrezygnowała z oferowanych przez Hitlera Nowego Targu i Zakopanego, poprzestając na odbudowaniu dawnej galicyjsko-węgierskiej granicy z epoki rozbiorów.

W słowackiej niewoli

Po przejściu ośrodka filtracyjnego w Czadcy większość z prawie 1,4 tys. polskich jeńców wojennych trafiło do obozu w Lust', wśród dzikich ostępów południowej Słowacji. Położenie miało wszak tę zaletę, że blisko stamtąd do węgierskiej granicy. Ucieczki były częste i nie istnieją relacje o szczególnie brutalnym traktowaniu żołnierzy. Trafiali tam również uciekinierzy z obozów internowania na Węgrzech, schwytani podczas próby powrotu do domu. Mniej szczęścia mieli jeńcy pochodzący z terenów zajętych przez wojska Stalina, ponieważ przekazano ich Sowietom.

W wioskach zamieszkanych przez ludność wyłącznie polską okupacja słowacka nie była dotkliwa, a z pewnością nieporównywalna z sytuacją w Generalnym Gubernatorstwie. Wprawdzie zdelegalizowano polskie organizacje i wyrzucono język polski ze szkół, urzędów i kościołów, lecz sytuacja materialna ludności nawet się poprawiła. Złotówki wymieniono po zyskownym kursie, pobierano przy tym niskie podatki, a przydziały reglamentowanych z powodu wojny produktów były wysokie. Najsurowiej potraktowano polskich księży, których deportowano do GG lub uwięziono w klasztorach.

Niemniej, polscy partyzanci z Podhala i Orawy traktowali Słowację jak wrogie państwo i zwalczali kolaborację ze słowackimi władzami. W związku z tym akcje kontrybucyjne przeprowadzano głównie na Słowacji, co miało tę poboczną przyczynę, że tamtejsze wioski były bardziej zamożne. Atakowano także i rozbrajano słowackie posterunki. Z kolei słowackie służby bez skrupułów przekazywały gestapo schwytanych polskich kurierów i partyzantów.

Trochę wyższą cenę za sojusz z Hitlerem przyszło zapłacić Słowakom później, gdy utworzona na potrzeby wojny z Polską Szybka Brygada, wspólnie z 5. Dywizją SS „Wiking", walczyła nad Donem, na Kaukazie i Krymie. Wszakże, zachowując wszelkie proporcje, koszt był nieporównywalny z sumą polskich strat.

Polsko-słowackie spory graniczne zostały rozstrzygnięte w istniejącym do dzisiaj kształcie dopiero w 1958 r. Choć na południowym pograniczu przechowano szczątkową pamięć o słowackiej agresji, to w pozostałych częściach Polski jest to epizod niemal zapomniany. Wielu usłyszało o nim dopiero w 2009 r., z ust słowackiego wicepremiera Dušana Čaploviča, gdy wyraził ubolewanie z powodu bolesnej przeszłości. Zaznaczono przy tym skwapliwie, że współczesna Słowacja nie utrzymuje ciągłości prawnej z państwem księdza Tiso.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane