Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

IPN nie zajmie się sytuacją homoseksualistów w PRL

ak 25-02-2008, ostatnia aktualizacja 25-02-2008 17:18

Pion śledczy IPN odmówił wszczęcia śledztwa ws. działań władz PRL wobec osób o orientacji homoseksualnej - m.in. zbierania ich danych i zmuszania do współpracy z SB. Ścigania winnych akcji "Hiacynt" chciały środowiska gejowskie, które nie rozumieją odmowy IPN.

W wyniku akcji zbierania przez MO i SB w latach 1985-1987 materiałów o homoseksualistach, zarejestrowano ok. 11 tys. akt osobowych. Władze PRL uzasadniały akcję "kryminogennością środowiska, szerzącą się prostytucją i niebezpieczeństwem AIDS". Środowiska gejowskie uważają, że akcja miała na celu zniszczenie i inwigilowanie rodzącego się ruchu gejowskiego, który podejrzewano też o działalność opozycyjną.

W 2007 redaktor naczelny portalu Gaylife.pl Jacek Adler zażądał od prezesa IPN Janusza Kurtyki wszczęcia śledztwa w sprawie - jak ujął - zbrodni komunistycznej popełnionej na rozkaz ówczesnego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka. Do IPN wpłynęły trzy takie zawiadomienia. W grudniu 2007 pion śledczy oddziału IPN w Warszawie wszczął postępowanie sprawdzające.

Rzecznik IPN Andrzej Arseniuk powiedział, śledztwa odmówiono w wątku "zbrodni komunistycznej polegającej na gromadzeniu przez funkcjonariuszy MO, w celu późniejszego wykorzystania do szantażu, danych dotyczących osób homoseksualnych". IPN uzasadnił to "brakiem ustawowych znamion czynu zabronionego w zakresie zbrodni komunistycznej". Decyzja jest nieprawomocna.

Odmówiono także śledztwa w sprawie bezprawnego pozbawienia wolności jednego z autorów zawiadomień - Waldemara Z. - przez MO w listopadzie 1985 oraz przekroczenia uprawnień przez milicjantów, którzy skopiowali wtedy jego notatnik z adresami i intymnymi zapiskami o partnerach seksualnych oraz utrwalili jego wizerunek i zebrali odciski palców. Ponadto odmówiono śledztwa w sprawie zmuszenia Waldemara Z. przez ordynatora w szpitalu, gdzie pracował, do zmiany miejsca pracy.

Do pionu śledczego IPN w Łodzi przekazano zaś materiały w sprawie pobicia w 1985 przez milicjantów osób o "odmiennej orientacji seksualnej" w Parku Ludowym w tym mieście.

- Decyzja IPN jest skandaliczna i całkowicie niezrozumiała - powiedział Robert Biedroń, szef Kampanii Przeciw Homofobii. Wyraził opinię, że była ona bardziej podyktowana stereotypami niż realną sytuacją, bo przepisy, na które powołał się IPN, można rozmaicie interpretować. Dodał, że źle się dzieje, iż IPN nie chce ścigać za akcję "Hiacynt", która była skandalem i powinna już dawno zostać wyjaśniona. Biedroń powtórzył, że domaga się zniszczenia akt "Hiacynt", bo mogą być wykorzystane do szantażu.

Jeden z portali gejowskich przytoczył sformułowania z uzasadnienia decyzji IPN. Wynika z niej, że IPN uznał, że akcji Hiacynt nie można kwalifikować jako zbrodni komunistycznej - czyli nieprzedawniającego się bezprawnego czynu funkcjonariusza PRL (uznanie takie to warunek śledztwa IPN).

Według IPN, plan operacji "Hiacynt" zatwierdził wiceszef MO gen. Zenon Trzciński, wobec "niekorzystnej sytuacji w zakresie przestępstw dokonywanych przeciwko życiu, zdrowiu i mieniu homoseksualistów oraz niepełnego rozpoznania milicyjnego prostytutek homoseksualnych". Zakładano m.in. "rozpoznanie i zewidencjonowanie osób uprawiających prostytucję homoseksualną, daktyloskopowanie osób tkwiących w tych środowiskach, wyjaśnienie aktualnych wersji o sprawach o przestępstwa na szkodę homoseksualistów, typowanie i pozyskiwanie osobowych źródeł informacji poufnej, ustalenie i rozpoznanie stałych miejsc nawiązywania kontaktów homoseksualnych, aspekt profilaktyczny i zdrowotno-sanitarny".

IPN uznał, że zarzuty autorów zawiadomienia "nie znajdują potwierdzenia w dostępnym materiale postępowania sprawdzającego, a w związku z tym nie uzasadniają podejrzenia popełnienia zbrodni komunistycznej. Niezasadne jest bowiem twierdzenie zawiadamiających o bezprawności działań podjętych w latach 1985-1987, w ramach operacji "Hiacynt", przez ówczesne kierownictwo KG MO".

Zdaniem IPN, "czynności przeprowadzone w ramach tej operacji związane były z ustawowymi zadaniami ówczesnej MO, określonymi w ustawie o powołaniu tej służby, do obowiązków której należała m.in. ochrona porządku i bezpieczeństwa, wykrywanie przestępstw, ściganie sprawców i przeciwdziałanie przestępczości".

IPN podkreśla, że akcja miała charakter prewencyjny, a jej celem było "rozpoznanie zagrożeń kryminalnych w hermetycznych środowiskach osób homoseksualnych i w konsekwencji zapobieganie i zwalczanie przestępczości. Z powyższego powodu działaniom przedsięwziętym przez funkcjonariuszy MO nie sposób przypisać cech bezprawności".

W 2007 Kurtyka, pytany w Senacie o akcję "Hiacynt", mówił, że "IPN nie wykazywał specjalnej determinacji, by przejąć ten zbiór z rąk policji". Ujawnił, że wprawdzie doszło do rozmów IPN z policją na ten temat, ale "nie było tu żadnych ruchów". \

- Nikt nie chce brać tego gorącego kartofla do ręki - mówił. Dodał, że w IPN są "cząstkowe materiały z tego zbioru, przejęte z MSWiA".

W 1999 media pisały, że Krzysztof Bondaryk (ówczesny wiceszef MSWiA, dziś szef ABW) miał zbierać dokumenty "Hiacynta", mogące kompromitować polityków. Bondaryk odpierał zarzuty jako "oszczercze". Odwołania Bondaryka żądała wtedy UW, a premier Jerzy Buzek nie był zadowolony z raportu MSWiA w całej sprawie. Wkrótce potem Bondaryka odwołano z MSWiA.

rp.pl

Najczęściej czytane