Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Ayo dla każdego

Przemek Dziubłowski 18-02-2009, ostatnia aktualizacja 19-02-2009 11:52

W ciągu dwóch lat stała się w Polsce jedną z najbardziej pożądanych artystek. Wczoraj nie zawiodła kompletu widzów w Sali Kongresowej.

autor: Dudek Jerzy
źródło: Fotorzepa
autor: Dudek Jerzy
źródło: Fotorzepa
autor: Dudek Jerzy
źródło: Fotorzepa

Z godzinnym opóźnieniem pojawiła się na scenie uśmiechnięta. Przywitały ją gromkie oklaski. Zaczęła skromnie, jakby trochę speszona, od akustycznego „Love and Hate”. Publiczność ujęła rozśpiewanymi przeprosinami – spóźnił się jej samolot.

Gdy chwilę później usłyszeliśmy „Get Out of My Way”, było jasne, że egzotyczna Niemka o cygańsko-nigeryjskich korzeniach najlepiej się czuje, gdy towarzyszą jej muzycy. A w siódmym niebie jest już, gdy się nawzajem zaskakują. Tak było, kiedy„Help is Coming” przerodziło się w solowe gitarowo-basowe popisy. Niespodzianki nie wszystkich cieszyły.

Smoothjazzujące improwizacje, w których wokalistka składała hołd Afryce, dawały Ayo i muzykom wiele radości, słuchaczom nieco mniej. Ci najżywiej reagowali oczywiście przy przebojach. Aplauz wywołał wykonany zadziwiająco atomowo „Slow, Slow”, pierwszy hit z drugiego albumu „Gravity at Last”.

Zaskoczył wszystkich zadziorny „Maybe”, utwór najbardziej bluesowy w repertuarze Ayo. Jej głos zabrzmiał tu najsilniej. Równie gorąco oklaskiwano „Down on My Knees”. Ta kompozycja pozwala zrozumieć fenomen rytmicznych piosenek Ayo, opartych na prostych akordach, wzbogaconych o motywy sięgające reggae, folku i bluesa. Jest tu coś dla każdego. I tym razem nie znaczy to, że dla nikogo. Stojąca owacja po „Life is Real”, skupienie przy zagranych na bis „Better Days” i entuzjazm po „Lonely” to najlepszy dowód, że muzyka Ayo ma serce i duszę.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane