Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Telenowela zobowiązuje

Dominika Węcławek 30-10-2009, ostatnia aktualizacja 03-11-2009 19:22

Rozmowa z Rafałem Skarżyckim, jednym z najlepszych w Warszawie komiksowych scenarzystów, ojcem niepokornego Jeża Jerzego, który niedawno zadebiutował w prozie.

Rafał  Skarżycki stawia pierwsze kroki jako poważny, choć satyryczny powieściopisarz
źródło: Fotorzepa
Rafał Skarżycki stawia pierwsze kroki jako poważny, choć satyryczny powieściopisarz

Piszesz scenariusze do komiksów i filmu o Jeżu Jerzym, pracujesz w telewizji, na obu polach odnosisz sukcesy. Co skłoniło cię, by napisać powieść ?

Rafał Skarżycki: Krótkie opowiadania pisałem, zanim stworzyłem pierwsze scenariusze do opowieści obrazkowych. Niektóre nawet publikowałem. Kiedy pojawiła się szansa pracy nad komiksem o Jeżu Jerzym, nie zostało dużo czasu na inne teksty, ten pojawił się znów, gdy scenariusz do filmu o Jerzym był gotowy.

Świat seriali traktujesz z dystansem i ironią, z drugiej strony pierwszoplanowe postaci w książce są jakby żywcem wyjęte z telewizyjnego tasiemca...

Tytuł – „Teleznowela” – zobowiązuje. Chciałem też, by życie bohaterów książkowych zaczęło z czasem przypominać życie postaci z serialu, nad którym pracuje jeden z nich. To był też sposób na to, by zwrócić uwagę czytelników, że z 30-latkami zaczyna dziać się coś niedobrego. Ich życie zaczyna przypominać telenowelę – kolorową, wielowątkową, ale jednak płytką.

Jak ważna jest Warszawa w tej książce. Czy akcja mogłaby się rozgrywać w innym mieście?

Akurat stolica jest tu nie tylko tłem akcji. Warszawa ma klimat. Tu jest szybkie tempo. Ono niejako wpływa na decyzje i życie bohaterów. Ja sam mieszkam w Warszawie od urodzenia i to kolejny powód, dla którego wybrałem taką, a nie inna lokalizację.

Jeden z pojawiających się w powieści mężczyzn dzieli życie między rodziną mieszkającą w stolicy a pracą w Krakowie. Mógłbyś działać tak jak on?

Nie zdecydowałbym się na takie rozwiązanie głównie z tego powodu, że nie wyobrażam sobie opuszczenia rodziny. Propozycja pracy musiałaby być na tyle kusząca, żebyśmy wszyscy przeprowadzili się do innego miasta.

„Teleznowela” dała ci okazję do wykorzystania wiedzy zdobytej podczas studiów filozoficznych?

Tak, są tam pewne elementy, które z punktu widzenia fabuły nie są aż tak istotne, ale dodają jej wartości. Chociaż ja nie patrzę na to jak na szansę błyśnięcia erudycją.

Dlaczego wybrałeś studia na filozofii, a nie na przykład filologii polskiej, skoro tak lubiłeś pisać i czytać?

Dostałem się na dwa kierunki: chemię i filozofię. Pierwszą dziedziną bardzo interesowałem się w szkole, startowałem nawet w olimpiadach naukowych. Jednak mój pomysł na studia był zupełnie niedzisiejszy. Nie chciałem ich traktować jako wstępu do kariery zawodowej, wolałem dowiedzieć się czegoś nowego. Filozofia okazała się ciekawsza niż chemia i nie żałuję wyboru, bo był to dobry trening mózgu.

Niedawno wraz z Tomkiem Leśniakiem odebraliście prestiżową nagrodę za komiks roku 2008 podczas XX Międzynarodowego Festiwalu Komiksów i Gier w Łodzi. Czujesz satysfakcję?

To była niespodziewana nagroda, tym bardziej że odebraliśmy ją za reedycję albumu „Jeż Jerzy: In Vitro”. O tym jednak zadecydowali czytelnicy. Fajnie, choć wolałbym, by była to nagroda za premierowy album. Z drugiej strony przyznanie tej nagrody za reedycję skłania do myślenia o sytuacji polskiego komiksu.

A jaka jest sytuacja komiksów o Jeżu Jerzym i filmu z jego udziałem?

Nastąpiło pewne rozprężenie. Dopóki odcinki ukazywały się w miesięczniku „Ślizg”, trzymał nas w ryzach cykl wydawniczy. Teraz musieliśmy sami narzucić sobie terminy. Gdy chodzi o film, to pojawiam się od czasu do czasu na „planie”. Ponieważ jedna minuta animacji to tydzień pracy, nie ma sensu zaglądać tam za często. Ale wygląda bardzo fajnie. Mam nadzieję, że w październiku przyszłego roku spotkamy się na premierze.

Teraz znów masz trochę czasu do zagospodarowania. Jak go wykorzystujesz?

Spędzam go z rodziną, w wolnych chwilach poprawiam też nagrodzony scenariusz do „Złych Nowin”, by móc go sprzedać, myślę też o kolejnej książce, ale to już zupełnie inna historia.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane