Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Dzieci bez lekarzy

Ewa Zwierzchowska 18-05-2010, ostatnia aktualizacja 19-05-2010 13:46

Stołeczne lecznice dziecięce od miesięcy szukają specjalistów. Kuszą już nie tylko pieniędzmi, ale też służbowym autem, a nawet mieszkaniem. Chętnych nie ma.

autor: Darek Golik
źródło: Fotorzepa

Chcemy zatrudnić ortopedów dziecięcych. W ubiegłym roku odeszło od nas dwóch specjalistów. A nowych od pół roku nie możemy znaleźć – narzeka Magdalena Kojder, rzecznik szpitala dziecięcego przy ul. Niekłańskiej. – Dajemy ogłoszenia w izbie lekarskiej, na stronach internetowych szpitala, w prasie. Na próżno – dodaje.

Lecznica kusi dobrymi warunkami finansowymi – płaci powyżej 100 zł za godzinę pracy. – Dla specjalistów ze stolicy nie są to jednak atrakcyjne stawki, a więcej nie jesteśmy w stanie zaoferować – mówi Kojder.

Ortopedów dziecięcych szuka też m.in. szpital dziecięcy przy ul. Kopernika.

– Udało się nam zgromadzić podstawowy zespół. Ciągle jednak potrzebujemy specjalistów – mówi Izabela Marcewicz-Jendrysik, dyrektor placówki.

– A takich jest na rynku niewielu. Ci, co są, są rozchwytywani. A młodzi lekarze nie chcą kształcić się w „kierunkach” dziecięcych – podkreśla.

Robert Mołdach, ekspert do spraw zdrowia Konfederacji Pracodawców Prywatnych, twierdzi, że młodych zraża długotrwałe szkolenie. Ortopedą dziecięcym zostaje się w wieku 35 lat, zwykłym – kilka lat wcześniej. A lecząc dorosłych, zarobić można więcej.

W cenie są też pediatrzy. Średnia wieku tych specjalistów to 58 lat. Ich brak odczuwają nie tylko szpitale, ale także przychodnie, np. na Białołęce. W sezonie zwiększonych zachorowań na wizytę mali pacjenci czekają nawet po pięć, sześć godzin.

Pediatry, który dojeżdżałby do chorych, od kilku miesięcy poszukuje Warszawskie Hospicjum dla Dzieci. Placówka opiekuje się umierającymi maluchami. Dyrekcja oferuje m.in. 10 tys. zł pensji, służbowe mieszkanie, samochód i telefon komórkowy. – Dawanie ogłoszeń nic nie dało. Teraz szukamy lekarza przez firmę headhunterską – opowiada Marta Kwaśniewska z placówki. I dodaje: praca w hospicjum dla dzieci jest specyficzna. Nie każdy poradzi sobie z takim obciążeniem.

Na braki kadrowe narzeka też Centrum Zdrowia Dziecka. – Cały czas szukamy lekarzy – mówi Paweł Trzciński z CZD. – Ostatnio brakuje kardiologów wykonujących elektrokardiografię i specjalistów z zakresu diagnostyki obrazowej – wymienia. Przyznaje jednak, że specjalistów w stolicy ciężko jest zwerbować m.in. ze względu na dość wysokie wymagania finansowe. – Dlatego szukamy w całej Polsce. Proponujemy nawet miejsce w hotelu pracowniczym – dodaje.

Robert Mołdach przekonuje, że samo kuszenie fachowców pieniędzmi czy mieszkaniem nie wystarczy. – Lekarzom zależy na tym, aby pracując, mogli się kształcić. Muszą mieć zapewnioną odpowiednią bazę naukową i szkoleniową – mówi.

– Chcą też pracować w placówkach o określonej renomie. W środowisku wybitnych specjalistów. Nie każdy szpital to gwarantuje – zaznacza.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane