Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Otchłań obrazu, kalimba i trzy pokolenia w galerii

Jolanta Gajda-Zadworna 17-06-2010, ostatnia aktualizacja 24-06-2010 09:34

O Żoliborzu mówi: moje miejsce na ziemi. Jej autorska pracownia zabawek i sklep połączony z kawiarnią Kalimba Kofifi mieszczą się przy ul. Mierosławskiego 19. Dwa kroki od słynnej w latach 80. galerii sióstr Wahl. Jedna z nich, Alicja, jest babcią Natalii Luniak.

To dla córeczki Helenki Natalia Luniak zrobiła pierwsze zabawki
autor: Darek Golik
źródło: Fotorzepa
To dla córeczki Helenki Natalia Luniak zrobiła pierwsze zabawki
Bożena...
autor: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa
Bożena...
...i Alicja Wahl
autor: Michał Sadowski
źródło: Fotorzepa
...i Alicja Wahl

Odkąd pamiętam, mieszkałam w jednym domu. Wychowałam się w nim, dojrzewałam, stałam się dorosła. Ten dom wybrała moja babcia – opowiada projektantka „zabawnych zabawek do zabawy”, które cieszą nie tylko dzieci. Niektóre z nich pokazywane były w Muzeum Narodowym. Na wielkiej wystawie „Ale zabawki!”.

Dom, który wspomina Natalia Luniak, mieści się na Żoliborzu. – To wciąż moje miejsce na ziemi – zapewnia plastyczka.

– Chociaż dwa lata temu wyprowadziłam się na Bielany. Kameralną i cichą dzielnicę wybrała dla siebie, córki, a potem i wnuczki malarka Alicja Wahl.

Malarz z kina grozy

– Najpierw z moją mamą babcia mieszkała przy Kaniowskiej – wyjaśnia Natalia. – Dwa lata przed moim urodzeniem powstał dom przy ulicy Mierosławskiego, a w nim galeria.

To tu Natalia spędzała dnie wśród obrazów. Doświadczenia zdobyte w dzieciństwie przydały się jej, gdy opracowywała projekt albumu „Zachęta do sztuki”. Jej plastyczne projekty pomagają dzieciakom bawić się i poznawać polską sztukę współczesną. Ona poznawała ją ot, tak.

– Bardzo długo była to dla mnie naturalna sytuacja: schodziłam na dół, a tam po prostu wisiały obrazy Beksińskiego, Starowieyskiego, Lebensteina, Maciejewskiego. Topowych twórców, malarzy, grafików, rysowników współczesnej polskiej sztuki – wspomina Luniak.

Dopiero z czasem dotarło do niej, że zwyczajni nie byli ani goście odwiedzający babcię, ani stanowiąca część domu stumetrowa galeria. – Miałam jako dziecko różne odczucia. Obrazy Maciejewskiego: piękne kwiaty, polany wyglądały przyjemnie, ale prace Lebensteina czy Beksińskiego... Momentami było to nawet straszne. Ale musiałam zapalić światło i przejść przez tą piekielną otchłań – wspomina.

Wrażenie na małej Natalii robiły zarówno obrazy, jak i ich twórcy. Na przykład Jan Lebenstein wyglądał jak postać z filmu grozy: zgarbiony, niski, z dziwną fryzurą, łysiną okoloną długimi włosami, krzaczastymi brwiami i brodą. A także charakterystycznym chrypiącym głosem.

– Był malowniczy, intrygujący. Tak naprawdę dzieci lubią się trochę bać. Mnie w jakiś sposób kusił – wspomina.

Na ulicę Mierosławskiego zaglądał też często Zdzisław Beksiński. O ile jednak Lebenstein kojarzył się kilkuletniej dziewczynce z postaciami z jego obrazów, o tyle Beksiński zupełnie do swoich prac nie pasował. – Wyglądał na zwykłego pana: cichego, spokojnego, wręcz zawstydzonego – podkreśla.

Spotkania z artystami, ich twórczością, ale przede wszystkim to, jak w sztukę wprowadzała ją babcia, zadecydowały o postrzeganiu świata i przyszłych wyborach Natalii.

Dziwostwory na jutro

– Babcia od małego traktowała mnie jak równoprawną osobę do dyskusji. Kiedy malowała, radziła się mnie. Pytała, czy ten obraz jest skończony, czy ma nad nim pracować. Kiedy przyjeżdżała nowa wystawa, przy jej ustawianiu też zawsze byłam... – opowiada.

Alicja Wahl kolekcjonowała też wszelkie rysunki i wycinanki małej Natalii.

Odnosiła się do nich bardzo poważnie. Swoje dzienniki ilustrowała pracami wnuczki.

– Kiedy trochę podrosłam i zaczęłam wymyślać różne stwory i zwierzaki, utwierdzała mnie na tej drodze. Mówiła, żebym rysowała tak, jak nakazuje mi wyobraźnia, że kiedyś mi się to przyda.

Innego zdania była komisja ASP. Po pięciu nieudanych podejściach Natalia zrezygnowała z marzenia o malarstwie na tej uczelni. Pojawił się kryzys. – Byłam trochę zła na babcię, że mnie pchała w tę stronę – wspomina.

Kofifi łączy ludzi

Po kilku latach, kiedy w brzuchu zaczęła rosnąć pierwsza córka, przyszła jednak refleksja. Alicja Wahl miała rację. Przyszedł właściwy czas, by bajkowe stwory, które kłębiły się w głowie Natalii przed laty, zaczęły się urzeczywistniać w formie zabawek dla córeczki Helenki. Dzięki nim zaliczyła egzamin ze sztuki użytkowej w Europejskiej Akademii Sztuk, gdzie ostatecznie trafiła na studia.

A potem powstała Kalimba. Nazwę Natalia zaczerpnęła od egzotycznego instrumentu. Ciepło brzmiącego.

Helenka, od której wszystko się zaczęło, urosła. Chodzi do szkoły. Ma siostrzyczkę Frankę, która poznaje już nowe, związane z Kalimbą miejsce – kawiarnię Kofifi. Na nią też przyszedł odpowiedni czas.

Naprzeciwko kawiarni jest plac zabaw. Natalia Luniak zaglądała tu najpierw jako dziecko, a po latach przychodziła ze starszą córeczką. – Wściekałam się, że nie ma w pobliżu miejsca, do którego można by pójść z dzieckiem – mówi.

Pewnego dnia zobaczyła, że kwiaciarnia, którą pamiętała „od zawsze“, została zlikwidowana. Lokal przez rok stał pusty. Przystąpiła do przetargu o miejsce i wygrała.

– Kalimba Kofifi to miejsce dla dzieci w różnym wieku, także ukrytych w dorosłych – zapewnia.

Przychodzą tu kilkulatki i starsze panie, które popijając espresso, lubią popatrzeć się na bawiące się dzieci. Zaglądają rodzice z niemowlakami i nastolatkowie, by w drodze z gimnazjum wstąpić na koktajl truskawkowy. Bywają młodzi z laptopami. Na pewno nie ma tam ludzi, którzy nie lubią dzieci.

W prowadzeniu Kalimby, która z malutkiego pomysłu rozrosła się do poważnego przedsięwzięcia, pomaga Natalii Luniak mama. Jedyna, która wyłamała się z artystycznej familii. Skończyła socjologię.

Reaktywacja wyobraźni

Teraz zdecydowały przekazać zarządzanie kawiarnią menedżerowi, by móc pomyśleć m.in. o ponownym otwarciu galerii Alicji Wahl. Galeria przestała działać osiem lat temu. Nie było oficjalnego zamknięcia.

– Babcia coraz gorzej się czuła i nawet jeśli znajdowała się wewnątrz, nie każdego wpuszczała – wspomina wnuczka.

Ponowne otwarcie nie byłoby do końca reaktywacją. Natalia Luniak mówi o stworzeniu przestrzeni, m.in. na ekspozycję prac Alicji Wahl. – Ją chciałybyśmy podnieść na duchu, a innym uzmysłowić to, co mi zawsze powtarzała: że marną naturę i modela każdy się może nauczyć malować, ale siła wyobraźni to dar. Teraz w pełni rozumiem i podzielam ten jej punkt widzenia.

Starowieyski i Schulz u sióstr Wahl

Galeria Sztuki Alicji i Bożeny Wahl była w komunistycznej Polsce miejscem niecodziennym. Pierwsza prywatna warszawska galeria, założona przez malarki związane z artystyczną bohemą lat 60. i 70. Można w niej było kupić obrazy bez zgody władz.

W willi przy ul. Mierosławskiego 9 wielokrotnie gościli Jan Lebenstein, Zdzisław Beksiński i Franciszek Starowieyski. Odbywały się tu indywidualne wystawy Jerzego Stajudy, Jana Dobkowskiego, Jacka Waltosia, Barbary Jonscher, Jacka Sienickiego czy Teresy Pągowskiej. Prezentowano rysunki Witkacego i grafiki Brunona Schulza.

Swoje prace wystawiały też siostry Wahl. Obie firmowały to miejsce, chociaż galerię założyła w 1979 roku Alicja. Otworzyła ją w willi zaprojektowanej specjalnie jako połączenie galerii, pracowni i domu mieszkalnego.

Przez jakiś czas na Żoliborzu mieszkała też druga z sióstr Bożena, chociaż wolała Stare Miasto, gdzie miała pracownię. Szesnaście lat temu wyprowadziła się z Warszawy. W Boguszycach pod Rawą Mazowiecką prowadzi schronisko dla zwierząt. Galeria Alicji i Bożeny Wahl przestała działać bez rozgłosu, osiem lat temu. Wnuczka Alicji myśli o jej reaktywowaniu, ale to na razie dość mgliste plany.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane