Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Ukarani za leczenie

Ewa Zwierzchowska 19-11-2010, ostatnia aktualizacja 20-11-2010 16:15

Czy lekarz może jednocześnie leczyć się w szpitalu i przyjmować w nim pacjentów? Narodowy Fundusz Zdrowia uważa, że nie, i ukarał grzywną w wysokości 82 tys. zł lecznicę w Międzylesiu.

Pacjenci, którzy mają teraz gastroskopię w Międzylesiu, na zabieg zapisali się latem
autor: Jerzy Dudek
źródło: Fotorzepa
Pacjenci, którzy mają teraz gastroskopię w Międzylesiu, na zabieg zapisali się latem

- To, co robi NFZ, jest absolutnym skandalem – alarmuje Jarosław Rosłon, dyrektor Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego. – Chcieliśmy pomóc pacjentom i za to zostaliśmy ukarani.

Kilka miesięcy temu jeden z gastrologów z lecznicy nagle zachorował. – Ale nie zakaźnie – zastrzega dyrektor Rosłon.

Trafił na oddział chorób wewnętrznych i został w nim przez kilkanaście dni. – Jednak kiedy przyszli pacjenci zapisani na gastroskopię, zamiast odesłać ich do domu, wykonał im zaplanowane zabiegi – opowiada Jarosław Rosłon. – Lekarz, który opiekował się gastrologiem na oddziale, wyraził na to zgodę. Żadnych przeciwwskazań zdrowotnych nie było.

Jednak NFZ dopatrzył się nieprawidłowości. – Zarzucił nam, że wpisaliśmy w karcie hospitalizacji lekarza nieprawdę. Zdaniem funduszu, nasz specjalista był hospitalizowany tylko przez kilka dni. A w rzeczywistości był w szpitalu kilkanaście dni. I teraz musimy zapłacić 82 tys. zł. To kompletny absurd – ocenia dyrektor. – Jeśli lekarz nie przyjąłby zapisanych pacjentów, na nowy termin czekaliby kilka miesięcy.

Z kroplówką do poradni

Za podobne „przewinienie” NFZ ukarał też szpital dziecięcy przy ul. Niekłańskiej.

– Pani logopeda przeszła operację w szpitalu w Międzylesiu, ale miała w tym czasie zapisanych pacjentów w naszej poradni, których nie chciała zawieść. Zdecydowała więc, że wyjdzie na kilka godzin ze szpitala, w przerwie między kroplówkami, aby ich przyjąć – opowiada Małgorzata Stachurska-Turos, dyrektor placówki przy Niekłańskiej. – Przyjęła łącznie 100 pacjentów.

Na wizytę w poradni logopedycznej chorzy czekają ok. dwóch tygodni. – Ale w przypadku logopedii największe znaczenie ma regularność wykonywanych ćwiczeń i nieprzerywanie nawet na krótko terapii. A logopedy nie miał kto zastąpić – dodaje szefowa placówki.

W konsekwencji fundusz nakazał dyrekcji szpitala przy Niekłańskiej zapłacenie 883 zł kary.

– Musielibyśmy też zwrócić NFZ ok. 3 tys. zł za udzielone przez logopedę porady – wylicza Stachurska-Turos. – Naszym zdaniem, niesłusznie, bo nasz pracownik nie złamał prawa, a swoją postawą zasługuje raczej na nagrodę. Szpital napisał już odwołanie do prezesa NFZ w tej sprawie. – Czekam na odpowiedź. Jeśli będzie trzeba, pójdę do sądu – zapowiada Stachurska-Turos.

Sprawiedliwości w sądzie zamierza szukać też dyrektor Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego. NFZ: nie byli chorzy

Urzędnicy funduszu bronią jednak swojej decyzji. – Jeśli pacjent może wyjść ze szpitala i pracować, nie powinien być w ogóle do niego przyjmowany – mówi Wanda Pawłowicz z mazowieckiego oddziału NFZ. – A te osoby były w stanie wykonywać obowiązki zawodowe w miejscu pracy. To niepoważne. Należało przyjąć je w ramach hospitalizacji jednego dnia lub leczyć w poradni ambulatoryjnej. Gdyby rzeczywiście lekarze ciężko chorowali, nie powinni w ogóle wychodzić ze szpitali. Przepustki są tylko w szpitalu psychiatrycznym czy opiece długoterminowej.

Z wyliczeń NFZ wynika, że fundusz zapłacił za leczenie gastrologa ponad 3,3 tys. zł. – A leżał krócej, niż wykazała dokumentacja. Z naszych ustaleń wynika, że aż 30 proc. pacjentów jest niepotrzebnie przetrzymywanych na oddziałach. Wystawia się im przepustki po to, aby uzyskać większą kwotę refundacji – opowiada Pawłowicz.

Winny system?

Tłumaczenia urzędników nie przekonują jednak środowiska medycznego. – Lekarz ma być osobą niosącą pomoc bez względu na okoliczności, czas czy miejsce. Ale NFZ skutecznie leczy nas z ludzkich zachowań – podkreśla Mieczysław Szatanek, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie. – W tym przypadku specjaliści poświęcili się, aby przyjąć pacjenta. Lecz tzw. dobre serce i nadgorliwość w oczach urzędników jest niestety przestępstwem. NFZ karami chce oduczyć nas poświęcenia. Ten system jest bezduszny i niehumanitarny. Urzędnicy funduszu zapowiadają jednak kolejne kontrole w stołecznych szpitalach.

– Na razie udokumentowaliśmy dwa takie przypadki, podobnych jest pewnie więcej – twierdzi Wanda Pawłowicz z mazowieckiego NFZ.

Brakuje specjalistów

Na wykonanie gastroskopii czy wizytę w poradni gastoenterologicznej w stolicy w publicznych placówkach czeka się w tej chwili nawet pięć miesięcy. W tym roku nie ma już szans na leczenie, zapisy przyjmowane są na 2011. Dramatycznie brakuje specjalistów. – Gastroenterologia jest specjalizacją deficytową – przyznaje dr Juliusz Piotrowski ze szpitala przy ul. Banacha. Powodem jest m.in. konieczność wieloletniego kształcenia i zaliczenie wieloetapowego egzaminu. Eksperci alarmują też, że lekarze wielu specjalności się starzeją i przechodzą na emeryturę. Wśród obecnie pracujących aż 75 proc. przekroczyło 56. rok życia. W stolicy najgorzej jest z pediatrami: średnia wieku to 58 – 59 lat.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane