Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Adam, pan na Mazowszu

Eliza Olczyk 17-03-2014, ostatnia aktualizacja 17-03-2014 16:43

Dopiero co marszałek Mazowsza Adam Struzik tonął wraz z bankrutującym województwem, a dziś jest już tak mocny, że rzuca wyzwanie rządowi. Jak on to robi?

autor: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa

Marszałek Struzik postanowił iść na wojnę z budżetem państwa. Zapowiedział, że nie będzie spłacał zaległego z ubiegłego roku tzw. janosikowego. Na bieżąco też nie zamierza go odprowadzać. Co więcej, chce odzyskać ponad 6 mld zł, które Mazowsze wpłaciło przez dziesięć lat do państwowej kasy w ramach tego podatku solidarnościowego.

Boją się szabelki

Wszystko to za sprawą orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który uznał za niekonstytucyjne przepisy o wymiarze tego podatku. Adam Struzik stwierdził, że w świetle takiego orzeczenia cały podatek pobierany był bezprawnie.

Na mazowieckich radnych wojewódzkich niezależnie od opcji padł blady strach. – Marszałek może tak mówić, z politycznego punktu widzenia to jest słuszne, ale Mazowsze musi płacić podatek, bo jeżeli Ministerstwo Finansów nie pójdzie na ugodę, to popadniemy w jeszcze gorsze tarapaty finansowe niż te, w których jesteśmy – mówi Wojciech Bartelski, radny PO.

Podobnie uważa Grzegorz Pietruczuk, radny SLD. – Byłbym szczęśliwy, gdyby te 6 mld zł wróciło do kasy Mazowsza, ale nie wydaje mi się, żeby to było możliwe – mówi. – A jeżeli marszałek będzie zbyt bojowy, to posłowie na złość nam przeciągną prace nad nowymi przepisami o janosikowym przez pełne 18 miesięcy (tyle dał na nie Trybunał – red.), a my przez ten czas będziemy musieli płacić ten podatek, czy nam się to podoba, czy nie.

Obawia się, że posłowie, których większość jest przeciwko Mazowszu, mogą tak zmienić tę ustawę, żeby jak najmniej obniżyć obciążenia dla tego województwa. –Lepiej więc nie pobrzękiwać szabelką – zauważa.

Rozgrywki koalicyjne

Adam Struzik, rocznik 1957, to bez wątpienia prawdziwy talent polityczny. Liderzy PSL przychodzili i odchodzili (Waldemar Pawlak aż dwukrotnie), a Struzik nieodmiennie trwał. Uważany za człowieka Pawlaka, po jego przegranej na ostatnim kongresie bez większych wahań rozpoczął współpracę z Januszem Piechocińskim.

Mazowieckim PSL rządzi od lat żelazną ręką. Całe województwo przemierzył wzdłuż i wszerz. Nie ma chyba gminy, której by nie odwiedził. Otwiera każdą nową inwestycję. Liczba mazowieckich miejscowości, których jest honorowym obywatelem, stale rośnie. Zyskał nawet przydomek Książę Mazowsza.

– Marszałkowi Struzikowi trzeba przyznać, że jest bardzo pracowity – mówi Bartelski. – A poza tym trzeba mieć naprawdę dużo sprytu, żeby przetrwać na politycznym topie niezależnie od konfiguracji politycznej, bo to jest jednak grząski grunt.

Na fotelu marszałka województwa mazowieckiego zasiadł dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności (poprzedni marszałek Zbigniew Kuźmiuk, też wówczas z PSL, dostał się do Sejmu) i koalicji zawiązanej między SLD a PSL w 2001 roku. I do dzisiaj politycy Sojuszu plują sobie z tego powodu w brodę, bo rok później SLD, choć wygrał wybory na Mazowszu i zdobył 17 mandatów na 51 w sejmiku wojewódzkim, został zepchnięty przez Struzika do opozycji. PSL miało wówczas tylko siedem mandatów.

– Myśmy wtedy ostro negocjowali, że koalicja z PSL ma być na wszystkich szczeblach, a Struzik pozornie się zgodził, a za naszymi plecami zawiązał koalicję przeciwko nam z PiS, LPR i PO – wspomina Pietruczuk.

Włodzimierz Nieporęt z SLD, który negocjował ze Struzikiem, był wstrząśnięty, gdy usłyszał, że PSL postanowiło „iść na prawo".

Współpracownicy Struzika do dzisiaj opowiadają, że uchwalenie podatku solidarnościowego w 2003 roku było zemstą SLD za wystawienie tej partii do wiatru na Mazowszu.

– To jest legenda, którą lansuje Struzik, ale nieprawdziwa – ripostuje Pietruczuk. – Tę ustawę poparli wszyscy oprócz PiS.

Nie przeszkodziło to Struzikowi w następnej kadencji porzucić koalicji z PiS i zawiązać ją z PO. To trwa do dzisiaj.

Ale Platforma też nie ma łatwo ze Struzikiem. W 2010 roku, gdy została podpisana umowa, że PO z PSL zawierają koalicje na wszystkich szczeblach samorządów, a marszałkami województw są politycy tej partii, która ma większość mandatów, Mazowsza to nie dotyczyło. Choć PO ma tu 17 mandatów, a PSL 13, Struzik ponownie został marszałkiem. Dlaczego?

– Zostało to uzgodnione między Donaldem Tuskiem a Waldemarem Pawlakiem, my nie mieliśmy nic do powiedzenia – opowiada jeden z radnych PO. – Co więcej, PSL w regionie zawiązywało koalicje, jakie mu pasowały, wcale nie oglądając się na naszą umowę.

Kronika być musi

Codzienną współpracą ze Struzikiem radni PO też nie są zachwyceni. – To jest człowiek innej kultury politycznej, niezdolny do dialogu ani do kompromisu – narzeka nasz rozmówca z PO. – Poza tym ta jego skłonność do odmawiania radnym dostępu do informacji jest naprawdę irytująca. Dlaczego radni nie mają wiedzieć, ile kosztuje nas utrzymanie floty samochodów czy wyjazdy marszałka. Niech marszałek jeździ sobie, gdzie chce i czym chce, ale radni mają prawo do informacji na ten temat.

Kością niezgody są pieniądze, bo jak mówi dyplomatycznie Bartelski, marszałek najpierw tworzy potrzeby, a później dopasowuje do nich środki. Tymczasem PO uważa, że trzeba przykrawać potrzeby do możliwości finansowych.

– I pod tym względem się różnimy – zaznacza Bartelski.

Radni PO zdenerwowali się np. historią z „Kroniką Mazowiecką" – periodykiem wydawanym na lakierowanym papierze, który służy głównie do promowania marszałka. W obliczu trudności finansowych województwa Platforma i opozycja zdecydowały, że „Kronika" będzie się ukazywała jedynie w wersji elektronicznej, w papierowej nie. Pieniądze zaś zostały przesunięte na sport dzieci i młodzieży.

Marszałek znalazł inne źródło sfinansowania „Kroniki" i pismo ukazało się jak zwykle. Co więcej, nie złamał prawa, bo radni nie mogą mu narzucać, na co może wydać pieniądze, a na co nie. W odpowiedzi PO przygotowała uchwałę o budżecie zadaniowym, czyli dokładnie rozpisanych wydatkach, żeby w przyszłości nie dochodziło do takich sytuacji.

Na razie uchwała trafiła do zarządu, a czy zostanie uchwalona, to się okaże. Bo Struzik też ma sposoby na zdyscyplinowanie koalicjanta. Gdy spory z PO zaczęły powtarzać się zbyt często, nagle ociepliły się stosunki między PSL a PiS oraz rozeszła się plotka, że marszałek zaczął dogadywać się z radnymi tej partii i w razie czego może odesłać PO do opozycji.

Dzielenie i rządzenie

Jak każdy utalentowany polityk, Struzik ma wokół siebie ludzi oddanych mu bezgranicznie. Należą do nich skarbnik Marek Miesztalski i dyrektor urzędu wojewódzkiego Waldemar Kuliński. O wpływach tego drugiego od lat krążyły legendy. „Gazeta Wyborcza" w Radomiu opisywała na przykład jego słynny notes, w którym przy nazwiskach urzędników stawiał czerwone i zielone kropki jako znak partii, która ich popierała.

Ostatnio Kuliński poszedł na wojnę z TVN, który na swoim portalu internetowym zamieścił fragment nagrania sesji, gdy radny PSL do radnego SLD powiedział: „pan pieprzy jak nosorożec żyrafę". Kuliński zagroził stacji sądem, twierdząc, że pobranie nagrania z Biuletynu Informacji Publicznej narusza prawa autorskie.

Struzik dba też o to, żeby strumień pieniędzy z budżetu województwa trafiał przede wszystkim do jego okręgu wyborczego, który obejmuje Płock z przyległościami, oraz do Warszawy i okolic.

Drugim kryterium dzielenia środków jest to, kto rządzi w danym regionie. Przekonał się o tym na własnej skórze prezydent Radomia Andrzej Kosztowniak z PiS podczas podziału środków unijnych z regionalnego programu operacyjnego na lata 2014–2020. Chciał, by pieniądze były dzielone według liczby ludności, skali bezrobocia i wysokości PKB na jednego mieszkańca. Marszałek uznał, że to zły pomysł, bo wtedy subregiony z wyższym PKB i niższym bezrobociem nie dostałyby nic. Odrzucił też projekt poprawy służby zdrowia w Radomiu i powiecie, pytając, czy jest to tam największy problem.

Kosztowniak już w ubiegłym roku żalił się, że Radom jest traktowany przez Struzika gorzej niż inne przy podziale środków. Zorganizował nawet okrągły stół w tej sprawie i napisał list do minister rozwoju regionalnego Elżbiety Bieńkowskiej, donosząc, że przytłaczająca większość środków została skierowana do Warszawy i okręgu warszawskiego, „co oznacza, że rozwój regionu zostanie dramatycznie wstrzymany".

Ustawa o samorządzie wojewódzkim daje marszałkowi ogromną władzę, bo to on rozdziela fundusze wojewódzkie i unijne między ośrodki w całym województwie – mówi Pietruczuk. – Nie ma szpitala wojewódzkiego na Mazowszu ani instytucji kultury, o której losie nie decydowałby. Wszyscy wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast ustawiają się do niego w kolejce. A jak się nie ustawią – tak jak prezydent Kosztowniak – to figę dostają.

W bojowym nastroju

Na początku tego roku Struzik sprawiał wrażenie człowieka przygniecionego problemami. Nic dziwnego, skoro Ministerstwo Finansów zdecydowało się na egzekucję zaległego janosikowego za ubiegły rok. Jego współpracownicy dawali do zrozumienia, że jeżeli Struzik zdobędzie w majowych wyborach mandat do europarlamentu, to nie zamierza się go zrzekać, tylko wybierze luksusowy azyl w Brukseli.

Po orzeczeniu Trybunału marszałek wyraźnie odżył. Znów jest w bojowym nastroju. Niewykluczone, że Bruksela będzie musiała jeszcze na niego poczekać.

rp.pl

Najczęściej czytane