Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Płynie w nich powstańcza krew

Janina Blikowska, Joanna Ćwiek-Sadecka 27-07-2014, ostatnia aktualizacja 27-07-2014 10:45

Ich dziadkowie 70 lat temu walczyli w Powstaniu Warszawskim, nawet nim dowodzili. Oni nie wiedzą, czy byłoby ich stać na równie wielkie czyny.

Gen. Zbigniew Ścibor-Rylski z wnukiem Michałem Kochańskim
autor: Robert Gardziński
źródło: Fotorzepa
Gen. Zbigniew Ścibor-Rylski z wnukiem Michałem Kochańskim
Adam Robert Komorowski z matką Bridie Komorowską. Wnuk i synowa gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego
źródło: archiwum prywatne
Adam Robert Komorowski z matką Bridie Komorowską. Wnuk i synowa gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego

Jak patrzą na Powstanie Warszawskie wnukowie tych, którzy dowodzili powstańcami, którzy 70 lat temu dokonywali bohaterskich czynów? Opowiadają nam o tym potomkowie gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, gen. Zbigniewa Ścibora-Rylskiego oraz Adama Drzewoskiego.

Dla wnuka pizza 
za darmo

Wnukom Bora-Komorowskiego – Adamowi i Andrzejowi – nie dane było poznać dziadka. Dowódca Powstania zmarł na atak serca podczas polowania w 1966 r. – dwa lata przed narodzeniem Adama i pięć, zanim na świecie pojawił się Andrzej.

Rodzina mieszka od czasu wojny w Wielkiej Brytanii, a wnukowie generała nie znają dobrze polskiego. Jednak mają sporą wiedzę o tym, kim był ich dziadek i jakie znaczenie miało Powstanie, które wybuchło 
1 sierpnia 1944 r.

– Pracuję w charytatywnej organizacji MAG, która zajmuje się m.in. rozbrajaniem min lądowych. Bardzo często spotykam wojskowych z całego świata. Wielu z nich wie, czym było Powstanie Warszawskie, i chce o tym rozmawiać – opowiada Adam Robert Komorowski, jeden z czterech synów Adama Komorowskiego – pierworodnego syna generała.

Dodaje, że bardzo często ci ludzie pytają go, czy jest spokrewniony z gen. Komorowskim.

– Kiedyś w Szwecji, gdy powiedziałem, że jestem jego wnukiem, jeden z majorów powiedział, że właśnie skończył czytać „Powstanie '44" Normana Davisa i darzy mojego dziadka ogromnym szacunkiem. A potem zaprosił mnie do oficerskiej kantyny, gdzie cały wieczór piliśmy i rozmawialiśmy o Powstaniu – opowiada.

To, że jest wnukiem „Bora", otwiera przed nim wiele drzwi. – Byłem kiedyś z kolegą w Warszawie na meczu. Zatrzymaliśmy się w pobliżu Politechniki, a po meczu poszliśmy na piwo. Poznaliśmy Polaków, a gdy oni dowiedzieli się o moim pochodzeniu, zaprowadzili nas do własnej restauracji, którą specjalnie dla nas otworzyli, i zrobili pizzę. Potem jedliśmy, rozmawialiśmy, a na koniec nie pozwolili nam uregulować rachunku – mówi Adam.

Wywiad z ojcem 
o dowódcy AK

– Zawsze być uczciwym wobec innych, być spokojnym w momentach kryzysu i nie zapominać o historii – tego uczyłem swoich synów, co przekazał mi ojciec – mówi syn generała Adam Komorowski, który przyjeżdża na uroczystości rocznicowe.

Obaj jego synowie przyznają, że choć od najmłodszych lat wiedzieli o Powstaniu, to świadomość wagi tego wydarzenia przyszła z czasem.

– Zawsze chodziliśmy na apel poległych nad grobem dziadków na cmentarzu w Gunnersbury, więc wiedzieliśmy, że dziadek był kimś ważnym. Chodziliśmy też z rodzicami na akowskie opłatki i jajeczka, ale wtedy tak naprawdę interesowały nas tylko ciastka – wspomina Andrzej. – Pierwszy raz rzeczywiście zrozumiałem, jakie znaczenie miał dziadek, gdy opowiedziała o nim nauczycielka w szkole, Polka z pochodzenia. Miałem wtedy 
12 lat – dodaje.

Postanowił, że wspomnienia o słynnym przodku trzeba zarejestrować. – Wziąłem mały magnetofon, złapałem ojca w łazience i zrobiłem z nim wywiad o tym, jak dziadek został dowódcą Armii Krajowej. Taśmy mam do dziś – opowiada.

Adam uczył się rozumienia historii Polski, zwiedzając miejsca związane z Powstaniem. 
– Im więcej zwiedzałem, tym lepiej rozumiałem i odwagę osób walczących o wolność, i ich tragiczne położenie – mówi.

Innym miejscem, gdzie uczył się najnowszej historii, były spotkania z Polonią. – Jak byliśmy w polskim towarzystwie, to widać było, jakie znaczenie miało Powstanie dla starszych od nas pokoleń. Dopiero później zacząłem lepiej rozumieć rolę dziadka w podziemiu i w Powstaniu. Poczułem wtedy ogromną dumę – opowiada Adam.

Jego brat wspomina, że dla niego największym przeżyciem była wizyta w Warszawie w 1994 r., kiedy do Polski zostały przywiezione prochy generała: przyjęcie na lotnisku z wojskiem, wjazd do Warszawy, w której na każdym rogu stał policjant i wstrzymywał ruch, no i sam pogrzeb na Powązkach, gdzie prochy dziadka były wiezione na lawecie.

Ale im dalej od zrywu z sierpnia 1944 r., tym mniejsza wiedza kolejnych pokoleń o jego bohaterach. – Moje dzieci wiedzą, kim był pradziadek, choć może jeszcze nie rozumieją, czym było Powstanie. Ich koledzy też coś wiedzą, ale są mniej tym zainteresowani niż rodzice – podsumowuje.

Ludzie z innej gliny

Fotoedytorem w jednym z wydawnictw prasowych jest 43-letni Paweł Szczepaniak, wnuk Adama Drzewoskiego, ps. Benon, który w czasie Powstania Warszawskiego walczył w Zgrupowaniu „Radosław" i zajmował się m.in. nasłuchem radiowym, tworzył Radiostację „Błyskawica".

Gdy Paweł był dzieckiem, 
1 sierpnia często chodził z rodzicami na wojskowe Powązki.

– Leży tam nasz dziadek. Przy okazji zachodziliśmy na groby powstańców. Początkowo nie rozumiałem, o co chodzi, ale gdy miałem 12–13 lat, to do mnie dotarło – wspomina.

O powstańczej historii dziadka dowiadywał się podczas rodzinnych spotkań.

– Opowiadał nam, gdzie był, co robił, a miał barwne życie – mówi wnuk powstańca.

Adam Drzewoski nie tylko brał udział w Powstaniu, ale ma też za sobą lata powojennej emigracji. Do Polski wrócił w 1948 r., do żony i małej córki.

– Dziadek wspominał, że walczył w Powstaniu, że pracował w zakładach Philipsa, że wynosił części dla powstańców, że robił radiostację, ale szczegółów nie zdradzał  – mówi pan Paweł. – Te opowieści były ciekawe, bo dla nas wojna była egzotyczną przygodą, a nie dramatem. Ja, człowiek XXI wieku, wojny nie znam – dodaje.

Zdaniem Pawła Szczepaniaka należy uszanować, a nawet celebrować, rocznicę Powstania. – Tych ludzi jest coraz mniej – tłumaczy.

Dodaje, że inna sprawa to pytanie, czy tamten zryw miał sens. – To kwestia sporna, ale moim zdaniem dla Armii Krajowej, dla warszawiaków, dla Polaków Powstanie Warszawskie miało sens i dlatego powinno się jego rocznicę świętować – tłumaczy.

W domu pana Pawła nie podkreślano szczególnie bohaterskiej przeszłości seniora rodu. – Dziadek był dziadkiem. Dziś też się nie domaga specjalnego traktowania. Jest niezwykle skromnym człowiekiem. Był wielokrotnie nagradzany przez władze państwa czy Warszawy. Jest jednym z nielicznych powstańców, którzy jeszcze żyją – dodaje.

Pan Paweł przyznaje, że nie wie, czy wykrzesałby w sobie tyle odwagi, by zrobić to, co dziadek. – To byli ludzie z innej gliny. Nie wiem, czy dziś w ogóle byłby możliwy taki zryw, jak Powstanie – uważa.

Sam na rocznicowe obchody się nie wybiera. Nie będzie go wtedy w  Warszawie. Wyjeżdża z żoną i dwoma synkami.

Za co ich podziwiam

Michał Kochański ma 24 lata, kilka tygodni temu obronił dyplom na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jest grafikiem. – Na razie nie pracuję, a chciałbym to robić w swoim zawodzie – mówi.

Jest wnukiem gen. Zbigniewa Ścibora-Rylskiego, żołnierza Batalionu „Czata 49", Zgrupowania  „Radosław" oraz Zofii Kochańskiej, ps. Marie Springer, która służyła w wywiadzie AK. W dzieciństwie i babcia, i dziadek opowiadali mu o Powstaniu. – Najczęściej od dziadka słyszałem o tym, jak niebezpieczne było przechodzenie kanałami – wspomina pan Michał. Dodaje, że dziadek często wraca do wydarzeń sprzed 70 lat: – Myślę, że dla niego Powstanie Warszawskie jest symbolem i próbą przekazania jakichś ideałów niż powrotem do historii.

Czy kiedy był mały, rodzice przedstawiali mu dziadków jako bohaterów? – To trudne pytanie. Na pewno temat wojny, Powstania był w naszym domu obecny, a na rodzinnych spotkaniach mówiło się o tym, co robiła babcia, co robił dziadek  – wspomina. Dodaje, że zawsze wiedział, że oboje są bohaterowie. – I byłem z tego dumny – wspomina.

Dla Michała Kochańskiego niesamowite w powstańcach jest to, że mimo tragicznych doświadczeń z czasów wojny i powojennych zachowali pogodę ducha oraz to, że służą sobie nawzajem. – Warto się tego od nich uczyć – mówi pan Michał.

Jego znajomi pozytywnie reagują, gdy się dowiadują, że jest wnukiem gen. Ścibora-Rylskiego. – Czasem to budzi zaskoczenie – przyznaje.

Młody grafik mieszka razem z dziadkiem. – Od dawna wiedziałem, że 1 sierpnia jest datą ważną w naszej rodzinie, widziałem zaangażowanie i poświęcenie dziadka na rzecz innych powstańców, całego środowiska. Ja w tej atmosferze wyrastałem – opowiada pan Michał.

Widział, jak wspólne doświadczenia wojny, okupacji, Powstania zbliżają dziadka i jego znajomych.  – Sierpień jest czasem szczególnym dla nas, atmosfera jest emocjonująca. Wspominamy powstańców, babcię, która już nie żyje. Dziadek jeździ na wszystkie uroczystości związane z rocznicą wybuchu Powstania – mówi pan Michał.

Dla niego 1 sierpnia też jest ważna datą. – To symbol walki o wolność, ja mam 24 lata, które przeżyłem w wolnej Polsce, ale myślę, że te symbole są wciąż aktualne – mówi.

W tym roku chce towarzyszyć dziadkowi. Będzie razem z nim w Parku Wolności przy Muzeum  Powstania Warszawskiego, gdzie z powstańcami spotka się m.in. prezydent Bronisław Komorowski.

Pan Michał przyznaje, że ciężko mu myśleć, co by zrobił, gdyby żył 70 lat temu. Czy zachowałby się jak dziadek i babcia?

– To było coś niewyobrażalnego, za co należy się szacunek powstańcom, za co ich podziwiam – mówi wnuk gen. Ścibora-Rylskiego. – Cieszę się, że obchody są coraz bardziej uroczyste, że ludzie pamiętają o Powstaniu Warszawskim i powstańcach – dodaje.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane