Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Szczątki bardzo niepożądane

blik 16-09-2014, ostatnia aktualizacja 16-09-2014 06:43

Prokuratura chce oddać szkielety wykopane latem przez zespół IPN na warszawskim cmentarzu, tylko nie ma chętnych.

Prace na cmentarzu na Służewcu
źródło: materiały prasowe
Prace na cmentarzu na Służewcu

– Jeśli nie zostaną odebrane, to pochowa je opieka społeczna na koszt państwa – zapowiada Paweł Wierzchołowski, szef prokuratury na warszawskim Mokotowie, która prowadzi śledztwo w tej sprawie.

W lipcu ekipa profesora Krzysztofa Szwagrzyka z IPN, która zajmuje się poszukiwaniem ofiar komunistycznego terroru, rozpoczęła prace na cmentarzu przy kościele św. Katarzyny na warszawskim Służewcu. Wykopano wówczas szkielety czterech osób oraz kilkanaście pojedynczych kości. Jednak wszystko przejęła policja, bo sam IPN chciał, by sprawę poprowadziła cywilna prokuratura.

Ta powoli kończy swoje postępowanie, bo jak wykazali biegli, znalezione na cmentarzu szczątki pochodzą sprzed 50–60 lat, a więc z okresu, którym prokuratury cywilne już się nie zajmują. Okazało się też, że na szczątkach nie znaleziono żadnych śladów wskazujących na urazy mechaniczne i nagłą śmierć.

Prace IPN na Służewcu w stolicy utknęły. Historycy intensywnie pracują za to w Gdańsku

Prokuratura zleciła już analizę DNA zabezpieczonych szkieletów, a lada moment zostaną zbadane pozostałe kości. – Mamy już zgodę z Prokuratury Okręgowej. Te badania będą kosztować 
80 tys. zł – mówi prokurator Wierzchołowski.

Śledczy chcą też oddać szczątki z cmentarza. Jeszcze w lipcu wystąpili w tej sprawie do IPN.

– Dostaliśmy odpowiedź, że zajmie się nimi Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (ROPWiM). Wystąpiliśmy więc do Rady ponad miesiąc temu i dotąd nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi – mówi Wierzchołowski. – Nie możemy w nieskończoność przechowywać tych szczątków – dodaje.

Andrzej Krzysztof Kunert, sekretarz ROPWiM, mówi „Rz", że pismo z prokuratury przyszło  niedawno.

– Odpowiemy na nie. Przejmiemy te szczątki. Mamy na nie miejsce w chłodni na Cmentarzu Północnym. Tam, gdzie są szczątki osób wydobytych z Łączki, i tam będą oczekiwać na pochówek – tłumaczy.

Dodaje też, że decyzja w sprawie ustalenia tożsamości czterech osób znalezionych na Służewcu należy do IPN. Podobnie twierdzą eksperci z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów. Ale według prof. Krzysztofa Szwagrzyka żadna zgoda na badania nie jest  potrzebna.

– Musimy mieć choćby listę wytypowanych osób, bez tego nie da się nic zrobić – tłumaczy jednak dr Andrzej Ossowski, koordynator bazy.

Czy  zespół prof. Szwagrzyka zajmie się tymi szczątkami? – Jeszcze nie wiem. To jest dla mnie nowa sytuacja. Pewne jest, że prace na cmentarzu na ul. Wałbrzyskiej w Warszawie powinny być kontynuowane, choć to nie jest możliwe w krótkim czasie czy nawet w tym roku, bo to są olbrzymie działania, które wymagają czasu – tłumaczy prof. Szwagrzyk.

W tej chwili jego zespół skupia się na działaniach na gdańskim Cmentarzu Garnizonowym. Tam w piątek wykopano szczątki czterech osób. Były pochowane przy chodniku na głębokości ok. 
40 centymetrów w czterech drewnianych skrzyniach bez wieka. Eksperci z zespołu Szwagrzyka przeprowadzili już ich oględziny. Wynika z nich, że są to szczątki trzech mężczyzn i młodej kobiety, która miała przestrzeloną czaszkę. Nie jest wykluczone, że jest to Danuta Siedzikówna ps. „Inka" i Feliks Selmanowicz ps. „Zagończyk". Aby to potwierdzić, muszą być przeprowadzone szczegółowe badania DNA.

rp.pl

Najczęściej czytane