Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Pomnik, który dzieli

Marcin Pieńkowski 16-04-2015, ostatnia aktualizacja 17-04-2015 08:28

Rodziny ofiar się skarżą, że ich zdanie jest marginalizowane.

Bliscy zmarłych przekonują, że najlepszym upamiętnieniem byłoby 96 słupów światła przed Pałacem Prezydenckim  – między pomnikiem księcia Józefa Poniatowskiego a dwoma lwami
źródło: materiały prasowe
Bliscy zmarłych przekonują, że najlepszym upamiętnieniem byłoby 96 słupów światła przed Pałacem Prezydenckim – między pomnikiem księcia Józefa Poniatowskiego a dwoma lwami

Rada Warszawy głosami PO podjęła decyzję o budowie pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej u zbiegu ulic Trębackiej i Focha. Za to rozwiązanie prezydent stolicy Hannie Gronkiewicz-Waltz dziękował prezydent Bronisław Komorowski. Podkreślał, że to spełnienie życzenia rodzin, które w październiku 2014 zwróciły się do niego listownie z prośbą o upamiętnienie ich bliskich.

Jednak po decyzji radnych część sygnatariuszy listu wycofuje swoje poparcie. Powód? Zbyt droga realizacja pomnika i mało honorowe miejsce przy pętli autobusowej na tyłach Krakowskiego Przedmieścia. Bliscy ofiar obawiają się także, że wywoła to kolejne kłótnie, które nie mają nic wspólnego z godnym upamiętnieniem.

Z pierwszych szacunków wynika, że budowa pomnika przy Trębackiej mogłaby kosztować od pięciu do dziesięciu milionów złotych. To efekt roszczeń do terenu, na którym miałby stanąć. Gronkiewicz-Waltz twierdzi, że na ich pokrycie trzeba przeznaczyć 
ok. 5 mln złotych, ale pełnomocnik właściciela działki zastrzega, że jego klient oczekuje znacznie wyższej kwoty. Resztę kosztów stanowią zaś projekt i realizacja samego pomnika.

– Jestem zaskoczona, że miasto nie wspomniało o takim obciążeniu, że nie przewidziano tych spraw. Nasza opinia byłaby wtedy inna – przyznaje Barbara Nowacka, córka Izabeli Jarugi-Nowackiej.

Pominięte czują się też rodziny, które nie podpisały się pod listem. – Na spotkanie dotyczące budowy pomnika zaproszono tylko te rodziny, które wystosowały apel do prezydenta. Było ich około trzydziestu. Pozostałe o wszystkim dowiedziały się z mediów – mówi nam Justyna Kazana, córka Mariusza Kazany.

Zdaniem większości rodzin znacznie lepszym wyjściem byłby powrót do koncepcji pomnika świateł przed Pałacem Prezydenckim. Proponują, by powstał między istniejącym już pomnikiem Ks. Józefa Poniatowskiego a dwoma monumentami lwów.

– Po pierwsze, sposób upamiętnienia naszych bliskich byłby skromny, potrzeba do tego niewielkich funduszy. Po drugie pomnik byłby na Krakowskim Przedmieściu, nie przeszkadzałby w żaden sposób mieszkańcom Warszawy i nikt by po nim nie deptał – tłumaczy Kazana.

– To byłoby najbardziej kompromisowe rozwiązanie – zgadza się Nowacka. Jej zdaniem obecna lokalizacja „jest średnia". – Nie spełnia naszych oczekiwań i założeń leżących u podstawy tego upamiętnienia. To miało być miejsce centralne, blisko Pałacu Prezydenckiego – tłumaczy.

Politycy nie chcą jednak wsłuchać się w te głosy. Gronkiewicz-Waltz publicznie podkreśliła, że decyzja o lokalizacji jest ostateczna, a w TVN 24 pomysł pomnika świateł porównała do wieców NSDAP. Rodzin taka postawa nie dziwi.

– Z władzami Warszawy w sprawie pomnika ofiar katastrofy nie da się rozmawiać godnie – mówi Nowacka, a Kazana dodaje, że nikt nie pozwolił im na wyrażenie swojego zdania. – Proszę więc, by nie mówiono, że rodziny chcą takiego pomnika i to ich decyzja. To nie jest decyzja nawet większości rodzin – podkreśla.

Jak nieoficjalnie przyznaje nam wdowa po jednej z ofiar, sytuacja przypomina tę z budowy pomnika na Powązkach. – Rodziny chciały tablicę, ale zdecydowano inaczej. Projekt i wykonawca też był wybierany bez rozmów z nami – przypomina. – Jeśli ten pomnik powstanie, to Gronkiewicz-Waltz i prezydent powinni się na nim podpisać. Bo to będzie ich pomnik – dodaje nasza rozmówczyni.

Politycy PO nieoficjalnie przyznają, że zajęcie się sprawą pomnika było wejściem na polityczną minę.

– Bez sensu sami się w to wmanewrowaliśmy. Tematy Smoleńska i pomnika nam nie służą, to maczuga PiS – mówi nam jeden ze stołecznych radnych PO.

Dlaczego Platforma sprzeciwia się pomnikowi świateł przed Pałacem Prezydenckim? – Ofiary trzeba upamiętnić tak, by nie dać PiS-owi żadnych podstaw do budowy mitu o wielkiej prezydenturze Lecha Kaczyńskiego – mówi nam jeden z senatorów. Przy takim postawieniu sprawy zgoda przy upamiętnieniu ofiar może być niemożliwa.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane