Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Nikt go nie mógł przelicytować

Marek Kozubal 10-11-2015, ostatnia aktualizacja 10-11-2015 07:42

Gdy Piłsudski przyjechał do Warszawy, nie miał nawet nowego munduru. Ale miał autorytet – mówi historyk Janusz Cisek.

Józef Piłsudski chciał uniknąć błędów z powstania styczniowego, dlatego próbował „zaprząc do kieratu niepodległościowego” przedstawicieli wielu grup społecznych
źródło: nac
Józef Piłsudski chciał uniknąć błędów z powstania styczniowego, dlatego próbował „zaprząc do kieratu niepodległościowego” przedstawicieli wielu grup społecznych
Prof. Janusz Cisek – historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego; był dyrektorem Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie i wiceministrem spraw zagranicznych
autor: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa
Prof. Janusz Cisek – historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego; był dyrektorem Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie i wiceministrem spraw zagranicznych
źródło: Rzeczpospolita

Rz: Marsz do niepodległej rozpoczął się 6 sierpnia 1914 r., gdy z krakowskich Oleandrów wyruszyła na wojnę utworzona przez Józefa Piłsudskiego kompania kadrowa. W kilkanaście dni później powstała Komenda Naczelna Legionów Polskich. Czy członkowie tej formacji mogli mieć pewność, że Polska się odrodzi?

Janusz Cisek: Pewności nie było. W procesach politycznych wiele zależy od determinacji i wiary. Nie można zaprzeczyć, że Piłsudski i jego środowisko było pierwsze, kładąc na szalę własne życie. Przecież nie było pewności, że wymarsz pierwszych oddziałów Legionów nie zakończy się zagładą. Nie można zapominać, że środowisko posłów krakowskich nie włączyło się w ten proces i nie nakłoniło ani cesarza Franciszka I, ani Naczelnej Komendy Armii, ani Ministerstwa Obrony Krajowej do stworzenia struktury zwanej Legionami Polskimi.

Sprzyjała nam wielka wojna. 
5 listopada 1916 r. Niemcy i Austro-Węgry powołały Królestwo Polskie, twór bez granic. Ale od tego momentu zaczęły powstawać fundamenty nowego państwa, np. sądownictwo, administracja, szkolnictwo.

W okresie międzywojennym toczyła się ożywiona polemika, jakie znaczenie dla odzyskania niepodległości miał akt 5 listopada. Byli tacy, którzy twierdzili, że to był akt założycielski nowego państwa. Dwa mocarstwa zaborcze ogłosiły powstanie Królestwa Polskiego, ze względu na wojnę na razie bez granic. Dopiero później prezydent USA Woodrow Wilson mówił w wystąpieniu w styczniu 1917 r., że powinna powstać wolna, autonomiczna Polska, z dostępem do morza. Dopiero później Francja zdecydowała się na uznanie Komitetu Narodowego Polskiego za polską reprezentacją narodową, wreszcie dołączyli do tego grona premierzy Wielkiej Brytanii i Włoch, którzy mówili o potrzebie powstania państwa polskiego.

Pamiętając o zagrożeniu dla Rosji, jakie niósł ten akt, trzeba wspomnieć o słabo znanym rozkazie do armii i floty z końca grudnia 1916 r., który powtarzał to, co wielki książę Mikołaj Mikołajewicz (dowódca armii rosyjskiej do sierpnia 1915 r. – red.) zapowiadał 14 sierpnia 1914 r., czyli odrodzenie Polski w jej języku, wierze i samorządzie. Tak więc 5 listopada 1916 r. to jest niezwykle ważna data w naszej historii i nigdy dość przypominać o jej przełomowym charakterze.

Ale dopiero w 1917 r. idea odrodzenia państwa polskiego przebiła się do międzynarodowej opinii publicznej. Powstał I Korpus Polski na terenie Białorusi i II Korpus Polski na terenie Besarabii.

Korpusy polskie powstały w Rosji na skutek rozprzężenia, które nastąpiło po rewolucji lutowej 1917 r. Rosjanie uznali, że lepiej mieć jakiekolwiek jednostki, chociażby narodowe, złożone np. z Polaków, 
niż nie mieć nic.

Wtedy też powstała armia polska we Francji.

Polacy ze Stanów Zjednoczonych, a było ich ponad 22 tys., jeńcy z armii niemieckiej, ale i wzięci do niewoli na froncie włoskim, a także żołnierze z II Brygady zasilili armię we Francji. W 1917 r. w rzeczywisty sposób budowane były zręby państwa polskiego. Nie można zapominać, że Niemcy wywiązali się z wielu obietnic, powołując Tymczasową Radę Stanu – gremium quasi-parlamentarne – i 12 września 1917 r. powstała Rada Regencyjna.

No i oczywiście mieliśmy Legiony, które walczyły na froncie. Gdy legioniści nie chcieli złożyć przysięgi na wierność zaborczym mocarstwom, zostali internowani przez Niemców i Austriaków. Trafili do obozów w Beniaminowie 
i Szczypiornie. To ci ludzie 
w przyszłości będą stanowili elitę państwa.

Tak, ale różnorodną w swoim składzie. Legioniści są fenomenem socjologicznym. Okazało się, że każde powiatowe miasto w Galicji posiadające gimnazjum albo szkołę realną (w dzisiejszym rozumieniu technikum) miało też kółka niepodległościowe, nie tylko polityczne, wojskowe, ale i np. literackie. W 1914 r., kiedy pojawiła się okazja do zamanifestowania tego, co deklarowali nauczyciele i uczniowie, powiew irredenty objął całą Galicję.

Kim byli legioniści?

Głównie mieszkańcami Galicji, ale w tej grupie znaleźli się też więźniowie carscy, którzy najczęściej osiedlali się we Lwowie i Krakowie. To była inteligencja, ale dominowali absolwenci gimnazjów oraz studenci. Byli to ludzie jednego pokolenia. Do rzadkości należeli ludzie z rocznika 1885 – jak późniejszy generał Kazimierz Sosnkowski, czy z 1881 - jak płk Władysław Sikorski, późniejszy naczelny wódz. Większość stanowili ludzie urodzeni w latach 90. XIX wieku, dwudziesto-, dwudziestokilkuletni, którzy przerywając studia, zdobywali doświadczenie w polu. To oni wykazali się gotowością do ofiary krwi.

Ten patriotyzm wynieśli z domu. Często ich rodzicami byli powstańcy styczniowi.

Ten czynnik był niezwykle ważny. Sam Piłsudski czy Tadeusz Żuliński, pierwszy szef Polskiej Organizacji Wojskowej, byli synami powstańców. To był jeden z wyróżników tej grupy – kontynuacja postulatu odzyskania niepodległości, która przechodziła z ojca na syna. Ale były także bardzo dziwne mariaże: synowie generałów carskich, którzy studiowali w Polsce, też stali się żołnierzami Legionów.

Ci ludzie mieli własną wizję państwa polskiego. Symbolem tego był noszony na czapkach orzeł legionowy pozbawiony atrybutu królewskiego.

Symbolicznie składało się to na oczekiwanie państwa sprawiedliwości społecznej. Legioniści starali się naprawić błędy powstania styczniowego, które nie „zaprzęgło do tego kieratu niepodległościowego", jak wówczas mówiono, niższych warstw społecznych. Piłsudski postanowił – częściowo z racji własnych przekonań, ale także z powodu kalkulacji politycznej ruchu socjalistycznego – włączyć w budowanie niepodległości maksymalnie szeroką reprezentację przedstawicieli społeczeństwa. To była wizja socjalizmu, który nie był ekskluzywny, bo dopuszczał różne poglądy. Przypomnę, że pierwszy rząd premiera Jędrzeja Moraczewskiego ustanowił płacę minimalną, wprowadził ośmiogodzinny dzień pracy, ubezpieczenie na wypadek bezrobocia, upaństwowił lasy. To stało się błyskawicznie po odzyskaniu niepodległości, do stycznia 1919 r.

Jaki jest bilans strat wojennych wśród legionistów?

Właśnie pracuję nad listą legionistów. W Legionach służyło około 36 tysięcy żołnierzy, śmierć zarówno z ran, jak i chorób poniosło około 3,3 tysiąca. Trzykrotnie większa liczba przewinęła się przez szpitale legionowe.

W lutym 1918 r. powstało państwo litewskie ze stolicą 
w Wilnie, miesiąc później Białoruś. Sąsiedzi wyprzedzili nas w ogłoszeniu niepodległości?

Pomiędzy deklaracją a rzeczywistym powołaniem państwa jest długa droga. Szymon Askenazy, wybitny historyk, uważał, że bez Polski żaden z tych mniejszych narodów Europy Środkowej i Wschodniej nie odzyskałby niepodległości. Białorusini nie utrzymali jej, chociaż dali nam Stanisława Bułak-Bałachowicza, który dowodził bardzo sprawnym, mimo że nielicznym, korpusem. Litwa uwierzyła, że może być samodzielna bez wsparcia Rzeczypospolitej. Wiemy, że to się skończyło w 1940 r. Ukraina także nie utrzymała niepodległości, nie miała jednej wyróżniającej się postaci, która zjednoczyłaby naród.

Dniem odzyskania niepodległości stał się 11 listopada 1918 r., dzień wcześniej do Warszawy przyjechał Józef Piłsudski. Jak przyjęli go Polacy? Jan Lechoń wspominał, że przed Pałacem Radziwiłłowskim widział go niesionego na ramionach.

Piłsudski został przyjęty z entuzjazmem. Do Warszawy przyjechał ktoś, kto nie miał nawet nowego munduru, ale wszystkie środowiska – od żydowskich po skrajnie lewicowe czy prawicowe – szukały z nim porozumienia. To on był arbitrem, choć nikt go do tej funkcji nie wyznaczył. On miał autorytet wynikający z tego, że był więźniem najpierw rosyjskim, potem niemieckim, że stworzył Legiony, które walczyły, że był w polu ze swoimi żołnierzami. Nikt takiego życiorysu nie miał, nikt go nie mógł przelicytować.

Fundamenty państwa powstały 18 listopada, gdy Piłsudski, mając władzę wojskową i cywilną, powołał na premiera Moraczewskiego. A 22 listopada Piłsudski został naczelnikiem państwa.

Państwo to utrzymało się pomimo wielu trudności. Przypomnijmy: Stany Zjednoczone, wyzwalając się spod dominacji brytyjskiej, też deklarowały niepodległość, ale została ona skodyfikowana w formie uchwalenia konstytucji dopiero kilkanaście lat później, w 1789 r.

„Gdyśmy obejmowali władzę, na wszystkich krańcach Polski toczyła się wojna, a w Paryżu układał się pokój. Troszcząc się najusilniej o zaspokojenie najpilniejszych potrzeb ludności, rząd musiał przede wszystkim zwrócić uwagę na rzecz najważniejszą, a rzeczą najważniejszą są granice" – mówił w Sejmie Ustawodawczym w pierwszą rocznicę odzyskania niepodległości premier Ignacy Paderewski.

Może to nie jest polityczne, ale nikt nam w ustaleniu granic państwa nie pomógł. Prezydent USA Woodrow Wilson sam zaplątał się w ortodoksyjne przestrzeganie postulatu samostanowienia narodów. Premier brytyjski David Lloyd George stwierdził, że skoro Gdańsk zajęty jest przez wojska niemieckie, nie można przekazać go Polsce, tak samo stało się ze Śląskiem. Mieszkańcy Śląska musieli trzy razy stawać z bronią, aby przynajmniej część tego terenu po 1921 r. znalazła się w granicach Polski. Tak samo było w Wielkopolsce. Wschodnia Galicja też nie była wyłącznie polska.

Ustalenia konferencji międzynarodowej nie były w stanie tego wszystkiego uregulować. Chociaż Zachód werbalnie był za nami, niewiele zrobił, aby nam pomóc. W sierpniu 1920 r. (w czasie wojny polsko-bolszewickiej – red.) też tak się stało, przysłano nam doradców wojskowych zamiast konkretnego wsparcia w postaci dużej ilości sprzętu wojskowego czy korpusu wojska.

W sześć tygodni po odzyskaniu niepodległości w Warszawie powstała Komunistyczna Partia Robotnicza Polski. Pojawiła się formacja, która nie była zainteresowana niepodległością, tylko wspieraniem ekspansji bolszewizmu, niebezpieczny wróg wewnętrzny.

Komunistyczna partia nie była wówczas poważnym zagrożeniem w życiu wewnętrznym Rzeczypospolitej, bo dla większości ludzi ważniejsza była niepodległość. Komunizm stał się poważnym zagrożeniem dopiero wtedy, gdy w imię komunistycznych haseł bolszewicka Rosja ruszyła na Zachód. Komunistyczna partia tworzyła zaplecze dla działalności wywrotowej i wywiadowczej. W 1918 r. jeszcze nikt nie wiedział, co niesie komunizm; dzisiaj znamy choćby historię łagrów.

Nie można też zapomnieć o demonach końca wojny: 11 listopada 1918 r. w Kielcach, kilkanaście dni później we Lwowie doszło do pogromów ludności żydowskiej. Zginęło kilkadziesiąt osób. Jakie były tego przyczyny?

Obraz nie był czarno-biały. Środowiska żydowskie starały się zachowywać neutralnie w czasie walk z Ukraińcami w 1918 r., co Polacy odbierali jako sprzyjanie tamtej stronie. Ponadto jeżeli wpływy Komunistycznej Partii Robotniczej Polski nie były wielkie, to jednak poważną część w aparacie partyjnym stanowili zwolennicy Lwa Trockiego (jeden z przywódców bolszewickiej Rosji i twórców Armii Czerwonej – red.) – wówczas traktowanego jako ambasadora zbrojnego eksportu rewolucji na Zachód. Był on kojarzony ze środowiskiem żydowskim. To wszystko sączyło się w społeczeństwo, które było bardzo obolałe obcą dominacją przez długie dziesiątki lat. Każdy, kto nie chciał współpracować w odbudowie państwa, był traktowany jak nieprzyjaciel.

Trzeba jednak przypomnieć, że latem 1919 r. do Polski został przysłany z misją senator USA Henry Morgenthau, który był ambasadorem w Turcji. Z jego raportu – po spotkaniach z wieloma środowiskami – jednoznacznie wynikało, że nie było zorganizowanych pogromów ludności żydowskiej, dochodziło do incydentów spowodowanych prowadzoną wówczas wojną.

—rozmawiał Marek Kozubal

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane