Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Czy krzyż powinien wrócić przed Pałac Prezydencki

Dominik Zdort, Tomasz Krzyżak 14-11-2015, ostatnia aktualizacja 14-11-2015 00:00

Dwugłos publicystów "Rzeczpospolitej"

Tomasz 
Krzyżak
autor: Waldemar Kompała
źródło: Fotorzepa
Tomasz 
Krzyżak
Dominik 
Zdort
autor: Robert Gardziński
źródło: Fotorzepa
Dominik 
Zdort

Niech zostanie tam, gdzie jest

Tomasz 
Krzyżak

Nie podzielam entuzjazmu dla pomysłu ponownego ustawienia krzyża pamięci ofiar katastrofy pod Smoleńskiem na warszawskim Krakowskim Przedmieściu. Partii Jarosława Kaczyńskiego nie przyniesie to żadnych korzyści. Wywoła jedynie kolejną polityczną awanturę, 
w którą wplątany zostanie Kościół.

Słynny drewniany krzyż jest dziś w stołecznym kościele akademickim św. Anny. Trafił tam po gigantycznej i gorszącej awanturze. Comiesięczne marsze, w 10. dzień miesiąca w drodze pod Pałac Prezydencki przechodzące obok kościoła akademickiego, nawet na sekundę nie zatrzymują się pod tą świątynią. A tych, którzy w 2010 roku krzyczeli, że krzyż powinien zostać pod pałacem, próżno w niej szukać. To niestety dowód na to, że przed pięcioma laty krzyż – najświętszy znak chrześcijan – stał się elementem walki politycznej, o czym odważnie mówiło jedynie kilku biskupów, w tym m.in. kard. Kazimierz Nycz i abp Józef Michalik. Dziś za sprawą nie do końca przemyślanych słów liderów PiS grozi nam powtórka z tamtej awantury.

Rany z 2010 roku zdążyły się już trochę zabliźnić. Czy konieczne jest ich rozdrapywanie? Czy faktycznie chodzi tu o pamięć o tych, którzy zginęli pod Smoleńskiem? Dla ich godnego upamiętnienia trzeba zabiegać o pomnik na Krakowskim Przedmieściu. Ale orężem w tej walce nie może stać się krzyż. Niech zostanie tam, gdzie jest.

Symbol wspólnoty Polaków

Dominik 
Zdort

Pojawiła się szansa, aby krzyż, który stanął przed Pałacem Prezydenckim po katastrofie smoleńskiej, tam powrócił. Wspomniał o tym prezes PiS Jarosław Kaczyński, powtarzali tę deklarację także inni politycy.

Krzyż w naszym kręgu cywilizacyjnym jest najważniejszym symbolem ofiary, pojednania, miłosierdzia. W polskiej tradycji kojarzy się też z walką o niepodległość i narodową tożsamość. Nie bez przyczyny mawiano, że „tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem / Polska jest Polską, a Polak Polakiem".

Ale krzyż postawiony przez harcerzy na Krakowskim Przedmieściu był czymś jeszcze ważniejszym: symbolem ponadpolitycznej wspólnoty wszystkich Polaków, która pojawiła się przez krótki czas po 10 kwietnia 2010, i znakiem pamięci o Lechu Kaczyńskim.

Pewnie z tego powodu ten krzyż drażnił prezydenta Bronisława Komorowskiego i jego polityczne zaplecze. Ukradkiem więc go usunięto, okazując w ten sposób lekceważenie, a może i pogardę tym, dla których było to wyjątkowe upamiętnienie ofiar tragedii w Smoleńsku.

Dziś, gdy od władzy odsunięto ludzi, których krzyż irytował, nie powinno być przeszkód, aby ten ważny i piękny symbol powrócił na swoje miejsce. Powinien tam stać do czasu, gdy zastąpi go godny pomnik. Byłoby to moralne zadośćuczynienie dla setek tysięcy Polaków, którzy po tragedii w 2010 roku modlili się i płakali w tym miejscu.

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane