Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Race za kanapki

Piotr Żelazny 04-05-2016, ostatnia aktualizacja 04-05-2016 09:41

Legia po słabym meczu wygrała w finale z Lechem 1:0, ale w pamięci pozostaną głównie race i dym.

autor: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa

W czwartek odbędzie się posiedzenie Komisji Dyscyplinarnej PZPN i być może zapadnie decyzja o karze dla Lecha za zachowanie kibiców z Poznania na Stadionie Narodowym. Chuligani rzucali płonące race na murawę, doprowadzili do przerwania meczu, a później, gdy sędzia Szymon Marciniak starał się za wszelką cenę dokończyć spotkanie, wciąż bombardowali pole karne Legii racami. Niewykluczone, że PZPN zadecyduje o wykluczeniu Lecha z przyszłorocznej edycji Pucharu Polski.

– Co mam powiedzieć? Że grupa idiotów zniszczyła wysiłek setek osób pracujących nad organizacją tego finału? – mówi „Rzeczpospolitej" prezes PZPN Zbigniew Boniek. – Lecha czekają surowe konsekwencje. Mamy szczęście, że rozmawiamy w momencie, gdy nikomu nic się nie stało, a nie w sytuacji, gdy Arkadiusz Malarz (bramkarz Legii, w którego rzucali racami kibice Lecha – przyp. żzny) leży poparzony w szpitalu albo z uszkodzeniami słuchu.

Gdyby jednak do tego doszło, odpowiedzialny byłby PZPN – organizator spotkania. To z jego polecenia sędzia Marciniak nie przerwał meczu.

Związkowi trzeba przyznać, że zrobił wiele, by Puchar Polski odzyskał należny mu prestiż, by finał wyglądał godnie. Prezes Boniek przerzuca odpowiedzialność za zachowanie kibiców na kluby. – Oddaliśmy bilety na obie trybuny za bramkami klubom i to one prowadziły sprzedaż, to one są odpowiedzialne. My ze swojej strony zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, by finał był świętem piłki – zapewnia Boniek.

Prezes upiera się, że decyzja sędziego o nieprzerywaniu meczu była słuszna, i nie trafiają do niego argumenty, że arbiter narażał zdrowie nie tylko piłkarzy – w szczególności Arkadiusza Malarza – ale także kibiców oraz fotoreporterów. Gra toczyła się pod bramką Lecha, a na polu karnym Legii leżały płonące i dymiące race, które w pośpiechu usuwali i gasili ochroniarze i stewardzi. – Wyobraża pan sobie, że sędzia kończy mecz, a kibice obu stron spokojnie rozchodzą się do domów? Oczywiście, gdyby to było spotkanie ligowe, z pewnością nie zostałoby dokończone. Ale w przypadku finału nie mogłaby się odbyć ceremonia wręczenia pucharu, musiałoby zostać wszczęte dochodzenie, czy sędzia miał prawo zakończyć mecz – tłumaczy Boniek. – Być może udało się nie doprowadzić do prawdziwej tragedii dzięki zimnej krwi Malarza oraz sędziego Marciniaka.

Trudno jednak zapomnieć, że prezes Boniek wielokrotnie komplementował kibiców za ich oprawy, a także nigdy wprost nie potępił odpalania rac podczas meczów. Nawet po zeszłorocznym finale, który także był przerywany z powodu dymu z rac, kibice zbierali pochwały.

Niestety, wygląda na to, że kibice, którym Boniek dał palec, sięgnęli po całą dłoń. – Trochę racji pan ma – bije się w piersi prezes. – Wciąż jednak nie potrafię zrozumieć, czemu ma służyć to całe odpalanie rac. Dlaczego kibice nie skupią się na tym, co im tak fantastycznie wychodzi, czyli na dopingu, oprawach, flagach. Czy naprawdę odpalenie rac spowoduje, że pokażą, iż są ponad systemem? Przeciwko wszystkim? Współczuję klubom, które muszą z tymi ludźmi współżyć na co dzień. Nas ten problem dotyczy raz w roku. Dlatego nie ma co się dziwić, że nie chciałem ze zorganizowanymi grupami kibiców dogadywać się co do ich powrotu na mecze reprezentacji. Powiedziałem, że każdy z nich może przyjść z żoną, dzieckiem, kolegą. Ale żadnych zorganizowanych form dystrybucji biletów nie będzie. No to na ostatnim meczu reprezentacji wywiesili flagę: „Zibi zjebał sprawę".

Szkoda tylko, że tamta sytuacja nie nauczyła prezesa Bońka, iż negocjowanie z kibicami po prostu nie ma sensu. Na gorąco po finale komentował na Twitterze, że „nie tak umawiał się z kibicami Lecha". Pytany dziś, co to znaczy, odpowiada: – Z kibicami można się umawiać, ale – jak się okazuje – wyłącznie na ich warunkach. Trybuny udostępniliśmy obu stronom dzień wcześniej, by od rana kibice mogli budować gniazda dla prowadzących doping, wnieść flagi i przygotować oprawy. Dostali od nas wodę i kanapki, a później zrobili coś takiego – skarży się Boniek.

PZPN znał treść opraw obu stron i musiał się spodziewać racowiska, bo nie trzeba być detektywem, by stwierdzić, że skoro oprawa kibiców Lecha przedstawiała człowieka w kominiarce z racami w dłoni, to race będą na stadionie. – Wiedzieliśmy, iż można się spodziewać rac, ale umowa była taka, że gdyby przypadkiem coś tam odpalili, to żadna raca nie poleci na murawę. Nie możemy mówić, że zrobiliśmy krok do tyłu. Poszliśmy całkowicie złą drogą – kończy Boniek.

Pytanie, czy i tym razem nauka nie pójdzie w las.

Lech Poznań 
– Legia Warszawa 0:1 (0:0)

Bramka: A. Prijović (69.)

Żółte kartki: Sz. Pawłowski, 
Ł. Trałka (Lech); A. Prijović, M. Pazdan, Guilherme (Legia)

Sędziował: Szymon Marciniak (Płock). Widzów: 48 563

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane