Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Nowa bitwa warszawska

Andrzej Stankiewicz 22-06-2016, ostatnia aktualizacja 22-06-2016 13:25

Partia Jarosława Kaczyńskiego ruszyła do boju o stolicę

PiS przypomina swoim wyborcom, że w stołecznym ratuszu w 2002 roku drogę do prezydentury w Polsce rozpoczął Lech Kaczyński
autor: Adam Burakowski
źródło: Fotorzepa
PiS przypomina swoim wyborcom, że w stołecznym ratuszu w 2002 roku drogę do prezydentury w Polsce rozpoczął Lech Kaczyński
Andrzej Stankiewicz
źródło: materiały prasowe
Andrzej Stankiewicz

W PiS jest wciąż wielu polityków, którzy w 1995 r. chcieli, by Hanna Gronkiewicz-Waltz została prezydentem Polski. Ale dziś nikt w partii sentymentów wobec wiceszefowej Platformy nie ma. PiS zaangażowało duże aktywa, żeby osłabić Gronkiewicz-Waltz i usunąć ją ze stanowiska prezydenta stolicy. W sprawę zaangażowane są państwowe służby wszelkiej maści – CBA szuka w ratuszu korupcji, Inspekcja Transportu Drogowego wyklucza z ruchu stołeczne autobusy, rządowy konserwator zabytków zaś chce postawić smoleńskie pomniki z pominięciem władz stolicy.

Głaz narzutowy

Faktem jest, że Gronkiewicz-Waltz nigdy nie paliła się do budowy smoleńskiego pomnika. Znajdowała tysiące wymówek – od sondażu, wedle którego większość warszawiaków nie chce monumentu, po zarzuty, że projekt pomnika światła wywołuje u niej nazistowskie skojarzenia.

Dopiero gdy zbliżały się wybory prezydenckie 2015 r. i Bronisław Komorowski zdał sobie sprawę, że dla wielu wyborców brak pomnika jest trudny do zrozumienia, wymógł na Gronkiewicz-Waltz zgodę. Ale było już za późno – choć pani prezydent zaproponowała lokalizację między Krakowskim Przedmieściem a placem Piłsudskiego, to prący do władzy PiS nie chciał już z nią negocjować. Po przejęciu władzy zapędy Jarosława Kaczyńskiego sięgały wyraźnie dalej: pomnik nieopodal Pałacu Prezydenckiego, wreszcie dwa pomniki na Krakowskim Przedmieściu, oddzielny dla Lecha Kaczyńskiego, oddzielny dla ofiar.

Pani prezydent szybko się przekonała, że w kwestiach upamiętnienia swego brata, lider PiS nie rzuca słów na wiatr. W wigilię szóstej rocznicy katastrofy – pierwszej po przejęciu władzy – podlegający rządowi wojewoda mazowiecki ustawił przed stołecznym ratuszem głaz z płaskorzeźbą Lecha Kaczyńskiego. To była przygrywka do planów Kaczyńskiego.

Wedle obecnych przepisów to stołeczny konserwator podległy ratuszowi odpowiada za ochronę Krakowskiego Przedmieścia – a on nie chce słyszeć o pomnikach przy zabytkowej ulicy. Wszystko jednak wskazuje na to, że PiS przepisy zmieni tak, aby te obowiązki przejął konserwator wojewódzki podległy rządowi. On na pewno zgodę wyda.

CBA z przytupem

Ale wojna pomnikowa to tylko drobny element politycznego planu, który realizuje PiS. Chodzi o odbicie stołecznego ratusza, miejsca symbolicznego dla tej partii – wszak stąd swą drogę do prezydentury Polski rozpoczynał Lech Kaczyński.

W kwietniu CBA z przytupem wkroczyło do urzędu miasta. Agenci wzięli się za badanie reprywatyzacji warszawskich nieruchomości, systemu gospodarowania odpadami w MPO oraz zaczęli prześwietlać oświadczenia majątkowe urzędników. To były w dużej mierze działania rutynowe, ale sposób ich nagłośnienia w mediach rutynowy nie był. W rozmowie z „Rzeczpospolitą" bliscy współpracownicy Mariusza Kamińskiego zapewniają, że CBA znalazło nieprawidłowości zwłaszcza w kwestii reprywatyzacji, tyle że zapowiadane przez nich ujawnienie tych informacji dotąd nie nastąpiło.

Na ulicę stolicy ruszyli nie tylko agenci CBA, ale też inspektorzy transportu drogowego. Jakość wymienianego systematycznie przez Gronkiewicz-Waltz taboru autobusowego nie przypadła im do gustu, a o sprawie wypowiedział się minister transportu: „Te wyniki są po prostu zatrważające".

Odsunąć od władzy prezydenta wybranego w wyborach bezpośrednich nie jest łatwo. Trzeba by go było prawomocnie skazać albo odwołać w referendum. Nic nie wskazuje na to, by PiS dokopało się nieprawidłowości, za które można skazać panią prezydent, a jedno referendum odwoławcze już wygrała – jesienią 2013 r.

Także dziś, gdy rządy PiS pobudziły elektorat liberalny, odwołanie pani prezydent w referendum jest mało realne. Dlatego też w PiS walczą ze sobą rozmaite koncepcje. Gdyby wyłączyć Warszawę z Mazowsza i uczynić ją odrębnym województwem, to na jej czele stanąłby wskazany przez rząd wojewoda, nie zaś samorządowy prezydent – czyli Gronkiewicz-Waltz zostałaby usunięta. Możliwe też jest dalsze dokręcanie śruby i czekanie na koniec kadencji pani prezydent w 2018 r.

Czy kandydat PiS ma szansę wygrać w Warszawie, niczym Lech Kaczyński w 2002 r.? Przez lata wydawało się to nierealne. Stolica to miasto zdominowane przez wyborców liberalnych, którym bliżej było do Platformy. Ale nawet w Warszawie czuć coraz większe znużenie PO. Referendum w sprawie odwołania Gronkiewicz-Waltz było pierwszym sygnałem ostrzegawczym, który PO zlekceważyła. Dostała więc za swoje w wyborach parlamentarnych – w Warszawie zwyciężyło PiS.

Jednak stołeczne plany Jarosława Kaczyńskiego komplikuje sytuacja wewnętrzna struktur jego partii. Warszawski PiS jest podzielony i skłócony. Głównym rozgrywającym w wojnie przeciw Gronkiewicz jest Maciej Wąsik, zastępca koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego, szefa PiS w stolicy. Wąsik to były radny Rady Warszawy i zaprzysięgły wróg pani prezydent.

Frakcja Kamiński–Wąsik lansuje jako kandydata PiS w kolejnych wyborach młodego posła Jarosława Krajewskiego, innego byłego radnego, który ostro z panią prezydent walczył, m.in. o ujawnienie ukrywanych przez ratusz umów na doradztwo.

Pominięty czuje się znany poseł Jacek Sasin. W wyborach samorządowych w 2014 r. napędził Gronkiewicz-Waltz strachu, uzyskując niemal 42 proc. głosów. Mimo to dziś Sasin jest na marginesie i w centrali partii, i w Warszawie.

Prezydent na froncie

Gronkiewicz-Waltz z dużą ochotą weszła w zwarcie z PiS. Po swojemu liczy demonstracje KOD, stosując metody drastycznie zwiększające ich liczebność w porównaniu z szacunkami rządowej policji. Gdy PiS walczyło z Brukselą w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, pani prezydent zapraszała do Warszawy wiceszefa Komisji Europejskiej, którego zaprosić nie chciał rząd.

Gdy CBA weszło do ratusza, kpiła: – Kontrole odbywają się co jakiś czas, ale nie były w ten sposób medialnie nagłaśniane. Już widzę rączkę Mariusza Kamińskiego.

Pomniki? – Za moich czasów żaden pomnik na Krakowskim Przedmieściu nie powstał i nie powstanie – mówiła. A ustami swego rzecznika właśnie oświadczyła, że głaz Lech Kaczyńskiego to samowola budowlana i miasto wyda decyzję o jego usunięciu.

Deklaracja Gronkiewicz-Waltz, że o kolejną, czwartą kadencję nie będzie się już starała, potęguje plotki, że nigdy nie wyzbyła się myśli o prezydenturze Polski i chce spróbować w 2020 r.

A Warszawa? Znów jest narzędziem w wojnie, w której chodzi o coś zupełnie innego niż dobro jej mieszkańców.

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane