Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Deweloperzy robią tu, co chcą

22-06-2017, ostatnia aktualizacja 22-06-2017 00:00

Największą szansą PO jest zamiana wyborów samorządowych w Warszawie w referendum przeciw PiS.

źródło: Rzeczpospolita

Rzeczpospolita: Często mówi pan, że w Warszawie trzeba rozbić układ. Na czym, pana zdaniem, ten układ polega?

Jan Śpiewak, radny Warszawy: W Warszawie od 20 lat rządzi ta sama ekipa, z krótką przerwą na Lecha Kaczyńskiego. Ta ekipa kontroluje to miasto. A układ jest ściśle związany z deweloperami.

Ale to jest układ z udziałem polityków, z udziałem PO?

To jest układ ponadpartyjny. Jego działanie widać gołym okiem. Największe zaplecze posiada w Platformie Obywatelskiej. Mam wrażenie, że prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz chce zamienić całe miasto w jeden wielki Mordor. Mamy Mordor na Służewcu Przemysłowym, teraz drugi Mordor powstaje na Woli. Deweloperzy robią, co chcą – niszczą tereny zielone, zabytki, osiedla powstają bez dostępu do komunikacji publicznej i szkół. Efektem są korki, smog, wysokie koszty życia, upadek lokalnego handlu. Dwie trzecie miasta nie ma miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, a tam, gdzie powstały, można mieć wątpliwości, czy nie doszło do korupcji podczas ich uchwalania – jak w przypadku okolic Pałacu Kultury. CBA na przełomie lat 2014/2015 złożyło w tej sprawie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. W cudowny sposób na ledwo zreprywatyzowanych działkach miały powstać wieżowce.

Pan mówi o sobie już jako o polityku, nie aktywiście. Jak Jan Śpiewak – polityk – chce to zmienić?

W Warszawie reguły gry muszą być równe dla wszystkich. Ja nie mam nic przeciwko deweloperom, jeśli oni, działając, nie łamią prawa i dają coś od siebie lokalnej społeczności. Ale teraz jest tak, że beneficjentami tego stanu pozorowanego chaosu jest kilka firm deweloperskich i gromada załatwiaczy w urzędach. Wszyscy zrzucamy się na zyski branży deweloperskiej. Prawdziwy socjalizm dla deweloperów, dziki kapitalizm dla mieszkańców. Wprowadzenie równych zasad dla wszystkich byłoby z korzyścią dla samego miasta i dla biznesu. To miasto w imieniu mieszkańców musi stawiać warunki.

Czyli co byłoby pierwsze po zmianie władzy?

Po pierwsze, uchwalenie planów miejscowych. Urząd miasta musi być transparentny i uczciwy. Do tego potrzebna jest nie tylko nowa ekipa w ratuszu, ale i radni. Np. w sprawie gimnazjum przy Twardej, którym zajmuje się teraz komisja weryfikacyjna, 50 radnych PO zagłosowało za jego likwidacją. Głosowali w interesie Macieja M., który teraz za tę reprywatyzację siedzi w areszcie we Wrocławiu. Chcieli, żeby w miejsce świetnej szkoły powstał wieżowiec. Oni nie mogą być radnymi w następnej kadencji. Ta ekipa musi odejść. Radni, wiceprezydenci, prezydent – oni muszą odejść.

Do tego potrzeba nie tylko kandydata na prezydenta, ale i listy do rady miasta.

Na tym polega wyzwanie. Warszawa jest ogromna. Kandydatowi niezależnemu jest bardzo trudno. Jeśli chcemy jednak zmienić status quo, to trzeba wystawić listę i kandydata na prezydenta. Bardzo chciałbym, by było to już w tych wyborach.

Czyli pan wystartuje?

Jestem gotowy, by wystartować, ale za wcześnie jeszcze na twarde deklaracje. To jest koszmarnie trudna kampania, wygranie wyborów w Warszawie to jak wygranie wyborów prezydenckich na Litwie czy w Estonii. To wymaga pieniędzy, czasu i ludzi. Czy to jest możliwe do zrobienia w tych wyborach? Zobaczymy.

Jest jeszcze czas, chociaż są informacje, że wybory mogą być już wiosną. Kto byłby pana sojusznikiem w takiej kampanii?

W każdej dzielnicy są ruchy miejskie, są organizacje oddolne. Od czasu, gdy zacząłem mówić o możliwości startu, zgłaszają się do mnie ludzie, którzy chcą popierać moją kandydaturę, którzy chcą działać. Jest ogromna potrzeba, by był trzeci kandydat spoza duopolu.

Hanna Gronkiewicz Waltz wygrała w 2014 i wcześniej też dlatego, że strach przed PiS w mieście jest bardzo duży.

Właśnie. To jest najsilniejsza broń PO. PiS cały czas wyskakuje z pomysłami, które liberalnemu elektoratowi w Warszawie się nie podobają. Największą szansą PO jest zmiana wyborów w Warszawie na referendum przeciwko PiS. Jeśli PiS nadal będzie popełniać błędy, to taki plan może się udać.

Czyli musi pan liczyć na PiS w pewnym sensie.

Im PiS się gorzej zachowuje, im ma głupsze pomysły, tym PO ma większe szanse.

Sprawy reprywatyzacji pojawiły już wiele lat temu. Dlaczego wtedy nie miały takiego rezonansu?

Pamiętam rozmowę po moim wygranym procesie z Maciejem M. na początku 2016 roku z redaktorką dużego pisma liberalnego. I ta redaktorka zaprosiła mnie na wywiad, opowiedziałem jej wszystko o mafijnym układzie w ratuszu. Jak skończyłem, ona mówi tak: „Powiem panu jak czekista czekiście. Pan mówi prawdę, ale to g..no prawda. Nie możemy atakować HGW". Zobaczyłem wtedy na własne oczy, jak działał parasol ochronny mediów nad PO. Teraz ten parasol się zwinął. Nie tylko mediów, ale też prokuratury. To przecież „GW" zdetonowała aferę.

Mówi pan, że został pan nazwany czekistą. Ale o panu krążą inne opinie: bezpardonowo działa i gra tylko na siebie.

Każdemu politykowi można zarzucić, że działa tylko we własnym interesie. Skoro już nawiązujemy do Miasto jest Nasze, to gdy idzie się do baru i okazuje się, że tam jest bójka, to liczy się na to, że kolega nie podstawi ci nogi, tylko pomoże. Ja znalazłem się w sytuacji, w której miałem dziewięć pozwów, wynajęto firmę PR-owską, by mnie oczernić, w ratuszu przeprowadzono kwerendę dotyczącą nieruchomości mojej rodziny, by mnie zaatakować. I jeśli wtedy zamiast wsparcia koledzy z MJN przygotowują na mnie dokument, z którego wynika, że ja działam na szkodę Stowarzyszenia, to o czym my mówimy? Ja wymagam elementarnej solidarności i cywilnej odwagi.

W polityce jest czasem tak, że moment na realizację planów czy próbę ich realizacji jest tylko jeden. Nie ma pan wrażenia, że ten moment jest teraz, a potem już nie wróci?

To bardzo możliwe. I dlatego zgłosiłem gotowość kandydowania. Ludzie oczekują czegoś nowego, mają dosyć PO. Ale PiS nie jest żadną alternatywą dla PO w Warszawie. To widać też ogólnokrajowo. Coś się skończyło, ale jeszcze nie wykluło się to nowe.

Mówi pan o stronie poza prawicą?

Tak. To idealnie wyczuł Macron. On powiedział: mnie nie interesuje podział na prawicę i lewicę. On bierze z lewicy i z prawicy. I w Warszawie tych kandydatów, którzy mówią to co ja – w ten właśnie sposób – będzie więcej.

Ma pan na myśli Rabieja?

Tak. Ale byłem zaskoczony, że u jego boku pojawił się Sławomir Potapowicz, który był prawą ręką Pawła Piskorskiego. Słyszałem też jego wypowiedź, że zostawiłby niektórych wiceprezydentów. On będzie przedłużeniem układu, który rządzi w tym mieście – nie mam wątpliwości. Mój przekaz jest jasny: jeśli chcesz całkowitej zmiany, to głosuj na mnie. Jeśli wystartuję.

A gdyby pan był prezydentem, to co zrobiłby pan w sprawie pomników smoleńskich?

Uważam, że Lech Kaczyński powinien mieć pomnik. Ale budowa szkół, bibliotek jest lepsza niż pomniki. Uważam jednak, że jeśli jest społeczna potrzeba, by powstał pomnik, to niech tak będzie. De Gaulle ma pomnik, Reagan ma pomnik w centrum Warszawy. Lech Kaczyński ma duże zasługi dla miasta. I powinien zostać upamiętniony.

—rozmawiał Michał Kolanko

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane