Przemoc w komendzie na Wilczej
Bili zatrzymanego po piętach, choć był już skuty kajdankami. Czterej policjanci staną za to przed sądem.
Przypadki nadużycia władzy przez policjantów rzadko wychodzą na jaw, a tylko nieliczne kończą się prokuratorskimi zarzutami. W tej sprawie Prokuratura Okręgowa w Warszawie zgromadziła dowody świadczące o tym, że funkcjonariusze potraktowali zatrzymanego mężczyznę w sposób, który nie mieści się w kanonach pracy policyjnej, ale wręcz jest przestępstwem.
– Czterej policjanci zostali oskarżeni o przekroczenie uprawnień służbowych i pobicie zatrzymanego, czym spowodowali uszczerbek na jego zdrowiu – mówi „Rzeczpospolitej" Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
„Rzeczpospolita" poznała ustalenia aktu oskarżenia.
Pałką w podeszwy stóp
Historia wydaje się prozaiczna, a zaczęła się niewinnie.
Był maj 2013 roku. Martin C. (menedżer) w gronie znajomych świętował urodziny brata. Towarzystwo najpierw biesiadowało w lokalu opodal mostu Poniatowskiego w Warszawie, a około północy ruszyło w stronę pobliskiej stacji benzynowej. Była chwilowo zamknięta.
Rozbawieni ludzie, czekając na otwarcie stacji, zaczęli śpiewać. Przyjechała straż miejska, a po niej policja. Ta ostatnia stwierdziła, że grupa zachowywała się „wulgarnie i arogancko", więc wezwano kolejne załogi (przyjechało w sumie po kilku strażników i policjantów).
Martin C. dostał mandat za zakłócanie spokoju, zakuto go w kajdanki i przewieziono do komendy rejonowej przy ul. Wilczej. Tam – jak wynika z aktu oskarżenia – miało dojść do skandalicznych zachowań.
Policjanci kazali mężczyźnie uklęknąć tyłem i zaczęli go bić pałką w podeszwy stóp. Wcześniej polecili mu zdjąć buty, był tylko w skarpetkach.
Prokuratura nie ma wątpliwości, że funkcjonariusze dopuścili się przestępstwa. Rozporządzenie RM z 1990 r. o warunkach użycia środków przymusu bezpośredniego mówi wprost, że nie wolno uderzać pałką m.in. w „nieumięśnione oraz szczególnie wrażliwe części ciała". Ani bić nią osób zakutych w kajdanki. A te Martin C. miał na rękach, zresztą zapięte z tyłu.
Efektem policyjnej „interwencji" były zasinienia skóry, krwiak, obrzęk jednej ze stóp pokrzywdzonego.
Policjanci nie przyznali się do zarzutu. Aby ustalić przebieg wydarzeń i zweryfikować ich linię obrony, prokurator wykonał drobiazgową pracę – ściągnął monitoring ze stacji benzynowej, sprawdził policyjne notatniki, zapisy z rejestratora rozmów służbowych. Zgromadził trzy opinie biegłych, którzy orzekli, że obrażenia u ofiary powstały wskutek uderzeń twardym narzędziem – mogła nim być pałka.
Według prokuratora funkcjonariusze nakłamali w policyjnych notatnikach. – Twierdzili, że kiedy miało dojść do bicia Martina C., wykonywali czynności wobec zatrzymanego tego dnia cudzoziemca – mówi jeden ze śledczych.
Nie było łatwo to zweryfikować, bo obcokrajowiec – obywatel Danii – wyjechał z Polski.
Śledczy skierowali więc wniosek o zagraniczną pomoc prawną, a przesłuchany Duńczyk zeznał, że feralnego dnia przesiedział kilka godzin w pomieszczeniu komendy, ale nikt go nie pilnował. To podważyło alibi policjantów.
To młodzi policjanci
O nadużycie uprawnień zostali oskarżeni Michał B. oraz współdziałający Robert R., Krzysztof K. i Daniel S. – gdy doszło do feralnych zdarzeń, pracowali w służbie patrolowej w komendzie przy ul. Wilczej. Czy nadal są w tej jednostce – nie udało się potwierdzić.
Jaka jest skala agresji w policji – nie wiadomo. W tym przypadku jedynie dociekliwość prokuratora sprawiła, że sprawa znajdzie finał w sądzie.
– Jak na 100-tysięczną formację nadużycia uprawnień przez policjantów są sporadyczne. Każdy taki przypadek eliminujemy – zapewnia Mariusz Ciarka, rzecznik Komendy Głównej Policji.
W sprawie szokujące jest to, że – o ile sąd uzna ich winę – wszyscy oskarżeni to młodzi policjanci, obecnie po 30.
Ta sprawa jest szokująca także z innego powodu: pokazuje, że użycie dwóch środków przymusu – np. kajdanek i pałki czy kajdanek i paralizatora (jak było w przypadku Igora Stachowiaka na komisariacie we Wrocławiu, co skończyło się śmiercią)– nie jest aż tak niespotykane.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.