Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Dwa oblicza marszałka

Paweł Łepkowski 09-12-2017, ostatnia aktualizacja 09-12-2017 09:18

Nosił wiele pseudonimów i przezwisk. W czasie działalności konspiracyjnej towarzysze z PPS nazywali go Wiktorem lub Mieczysławem. W niepodległej Polsce używano jedynie słowa Marszałek, zawsze wielką literą.

źródło: nac

Nosił wiele pseudonimów i przezwisk. W okresie działalności konspiracyjnej towarzysze z PPS nazywali go Wiktorem lub Mieczysławem. W niepodległej Polsce, pisząc o Józefie Piłsudskim, używano jedynie pojedynczego słowa Marszałek, zawsze wielką literą. Jednak do jego nieco przaśnej osobowości syna zubożałego litewskiego ziemianina najbardziej pasowały przezwiska nadane mu przez towarzyszy broni z Pierwszej Kompanii Kadrowej, dla których był „Dziadkiem", „Komendantem" lub „Ziukiem".

Przez lata wizerunek Józefa Piłsudskiego kształtowała legenda wielkiego wodza, który przywrócił Polsce niepodległość i w obronie tejże niepodległości uratował Europę przed bolszewickim potopem. Jak w każdej legendzie jest w tym dużo przesady, ale i ziarno prawdy. Sanacja stworzyła niemal apokryficzny wizerunek wodza wyznaczonego przez opatrzność, romantyka wychowanego w kulcie bonapartyzmu, zaczytującego się w dzieciństwie o bitwie pod Austerlitz i pełnego pasji konspiratora, który w życiu codziennym charakteryzował się niemal rustykalną prostotą i minimalizmem potrzeb. Ta deifikacja Piłsudskiego utrudnia bezstronną ocenę jego dokonań. Nauczyciele historii mają obowiązek uczyć, że marszałek był postacią bez wad, a swoimi czynami przywrócił Polsce niepodległość po ponad 120 latach zaborów.

Bez wątpienia jego zasługi dla odzyskania niepodległości są niepodważalne, chociaż bez jego udziału Polska również odzyskałaby suwerenność. Historia potoczyłaby się zapewne innym torem, naszą politykę ogarnęłyby innego rodzaju spory, pojawiłyby się odmienne problemy polityczne i gospodarcze. Ale pamiętajmy, że los milionów ludzi żyjących w państwie o tysiącletniej historii nie zależał od jednego, choćby nawet najbardziej charyzmatycznego człowieka. Zasługi Piłsudskiego dla niepodległości Polski czynią go postacią, do której należy odnosić się z wielkim szacunkiem. Nie zwalnia to jednak nikogo z dociekań nad rolą marszałka w historii naszego kraju.

Co uczyniło Józefa Piłsudskiego postacią pomnikową, której kult jest porównywalny z uwielbieniem, jakim cieszył się Mustafa Kemal Atatürk w Turcji czy marszałek Carl Gustaf Mannerheim wśród Finów? Bez wątpienia on sam miał bardzo wysoką samoocenę. Czasami graniczącą wręcz z megalomanią, która położyła się cieniem na jego najbardziej kontrowersyjnych decyzjach. Musimy jednak pamiętać, w jak ciężkich okolicznościach przyszło mu działać. Po latach utarł się mit, że 11 listopada 1918 r. wódz powrócił do Warszawy z niezłomną wolą objęcia władzy w państwie. W rzeczywistości przerażeni własną bezradnością członkowie Rady Regencyjnej ubłagali go, żeby jak najszybciej przejął od nich władzę. Sam Piłsudski wahał się, czy w ogóle coś wyjdzie z całego tego zamętu i czy warto brać na barki to brzemię. W Lublinie istniał przecież od trzech dni Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej z Daszyńskim jako premierem na czele, o czym zapomina się o przy obchodach kolejnych świąt niepodległości. Dopiero wieczorem 11 listopada 1918 r. po długich negocjacjach Piłsudski przejął władzę od Rady Regencyjnej, która zresztą nie miała innego wyjścia, widząc demonstracje z czerwonymi sztandarami na warszawskich ulicach.

Piłsudski zgodził się na objęcie władzy, ale pod jednym warunkiem: nie chciał być mandatariuszem Rady Regencyjnej, rządu lubelskiego czy jakiejkolwiek innej organizacji uważającej się za władzę w państwie. O jakiej władzy marzył, świadczy fakt, że kiedy przybyła do niego delegacja rządu lubelskiego, przywitał ją słowami: „Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić". Nowy przywódca państwa natychmiast rozwiązał gabinet lubelski, choć zaraz potem misję tworzenia nowego rządu powierzył temu samemu premierowi Ignacemu Daszyńskiemu. To był gest pokazujący, kto od teraz decyduje w państwie, mimo że Piłsudski nie miał do tego żadnego tytułu formalnego. Władza leżała na ulicy, a on ją spokojnie podniósł, nie oglądając się na nikogo.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: p.lepkowski@rp.pl

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane