Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Rozliczyć PO za rządy w stolicy

Michał Kolanko 18-04-2018, ostatnia aktualizacja 18-04-2018 09:29

Jan Śpiewak : Jestem gotowy, by wystartować w wyborach w Warszawie. Poprze mnie Partia Razem, Inicjatywa Polska, ruchy miejskie i stowarzyszenia.

źródło: Rzeczpospolita

Rz: Będzie pan wciąż zajmował się reprywatyzacją po przegranej w sądzie z Wojciechem Bartelskim, b. burmistrzem stołecznego Śródmieścia?

Jan Śpiewak: Oczywiście. Byłem pozywany 15 razy przez polityków Platformy Obywatelskiej, deweloperów i adwokatów zamieszanych w aferę reprywatyzacyjną. Dzisiaj PO chce zamykać usta ludziom, którzy ujawnili aferę. Wierzę jednak, że światło dzienne to najlepszy dezynfektant. Dalej będę wyciągał brudy warszawskiej PO. Tym bardziej że prokuratura specjalnie się do tego nie kwapi.

Zostało siedem miesięcy do wyborów samorządowych. Co dalej z kampanią w stolicy?

Myślę, że czeka nas spore przyspieszenie. Trwa oczekiwanie na ruch PiS. To już ciągnie się bardzo długo. PiS nie wskazuje swojego kandydata, co jest trochę dziwne. Inni gracze też przyłączą się do kampanii. To kwestia miesiąca.

Dlaczego uważa pan postawę PiS za dziwną?

Jeśli PiS rzeczywiście chce wystawić Michała Dworczyka, to musi mieć czas na jego promocję, budowę rozpoznawalności. Ten czas ucieka.

Dla pana to ważny czynnik w decyzji o starcie?

W tym momencie już raczej nie. Jestem zdecydowany, by startować w wyborach. Ale nie chcę, by to była tylko moja decyzja. Trzeba połączyć siły progresywne w mieście i iść do przodu.

Te siły obejmują SLD?

Nie. SLD jest w nieformalnej koalicji z PO w Warszawie i jest dla mnie ewidentnie częścią układu władzy w Warszawie.

Kto może być pana zapleczem?

To Partia Razem, aktywiści, ruchy miejskie, Inicjatywa Polska, fundacje i stowarzyszenia, które zajmują się miastem. My szukamy ludzi, którzy są zainteresowani i zaangażowani w działanie na rzecz miasta. Będę kandydatem, jeśli znajdzie się poparcie na tyle szerokie, by dawać mi szansę realizacji planu minimum, czyli wprowadzenia pięciu–sześciu kandydatów do Rady Miasta. Wtedy zablokujemy Platformę. To jest wyznacznik. Albo Warszawa podąży drogą Hanny Gronkiewicz-Waltz, co mówili niedawno Halicki i Trzaskowski, albo będzie nowoczesną europejską metropolią wykorzystującą wszystkie swoje możliwości.

Dlaczego progresywne środowiska nie mogą się porozumieć?

One się dogadają, w tej czy innej wersji. Najważniejsze, by główni gracze się porozumieli. By powstał obywatelski ruch, który rozumie te wyzwania stojące teraz przed miastem. Nie ma innej kandydatury na stole poza moją. A mimo to nie wszyscy się na nią zgadzają i nie przedstawiają kontrpropozycji.

Byłby pan gotowy poprzeć kogoś innego?

Tak, jeśli tylko gwarantowałby większą szansę realizacji celów, o których mówiłem. Czyli wprowadzenia radnych do Rady Miasta.

Sondaż daje panu 7 proc. Teraz, bez kampanii.

Pracowałem na to ciężko. Cieszę się, że tylu warszawiaków chce mi zaufać. Mam nadzieję, że będzie ich więcej. Interesuje nas II tura.

PO, zwłaszcza ostatnio, ułatwia panu zadanie?

PO zachowuje się tak, jak w 2015 roku w wyborach prezydenckich. Jest pewna siebie, uważa, że jej się Warszawa po prostu należy. Tak jak Beata Szydło uznała, że należą się jej nagrody. PO uważa, że nie ma z kim przegrać. Jest miejsce, by rozhermetyzować kampanię, by nie było to tylko starcie PO–PiS. By to była kampania na pomysły, na wizję tego, jak miasto będzie wyglądać za dekadę czy dwie.

Jak tego dokonać?

Musi za moim startem stać program, pomysły na Warszawę. I znalezienie odpowiedniej historii, narracji o mieście i zmianie w nim.

Mówił pan, że to dziwne, iż PiS nie wystawia kandydata szybko. A mnie dziwi, że pan ciągle nie ogłosił decyzji.

Uwaga mediów, społeczeństwa skupia się na innych sprawach niż kampania samorządowa. Chodzi też o to, by nie wyjść przed szereg. Kampania teraz kręci się wokół premii, nagród, przestaliśmy w ogóle mówić o samorządzie.

Rafał Trzaskowski od pół roku prowadzi wstęp do kampanii. Dobrze wykorzystuje czas?

Nie wykracza poza minimum obecnego myślenia o mieście. Nie jest inspirujący, nie pokazał swojej wizji. Zaczął kampanię od poparcia wyburzenia zabytkowego kwartału zabudowy przy Emilii Plater. To było zaskakujące. Trzaskowski twierdzi, iż bez dużej ustawy reprywatyzacyjnej trzeba będzie oddawać budynki wielorodzinne. To o tyle zadziwiające, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie oddała żadnej kamienicy od 2016 roku, bo wie, że to nielegalne. To mnie przeraża. Bo wygląda na to, że Trzaskowski stał się zakładnikiem układu dewelopersko-reprywatyzacyjnego. Rafał Trzaskowski sprawia wrażenie, jakby nie chciał być prezydentem, jakby to wszystko nie za bardzo go interesowało. Jego interesuje praca w rządzie, polityka krajowa i europejska. Prezydentura w Warszawie to dla niego tylko etap.

Ale PO i Trzaskowski w sondażach dominują.

Nie ma kampanii. Warszawa jest dużym liberalnym miastem. Nie ma alternatywnej wizji dla PO–PiS. Nie mam wątpliwości, że gdy się pojawi, sytuacja się zmieni.

Czy gdy zacznie się kampania, to się zmienią wyniki Trzaskowskiego w sondażach?

Tak, ale nie na jego niekorzyść. On już będzie tylko tracić, gdy do gry będą wchodzić inni kandydaci. Teraz jego poparcie jest maksymalne. Ale mimo wszystko wątpię, by zmieniło się jego podejście, że „Warszawa mi się należy". Jest duża grupa osób, która jest już zmęczona rządzącą od 1994 (z krótką przerwą) jedną opcją w mieście. To daje szanse trzeciej sile.

W książce pisze pan o Warszawie jako o mieście możliwości, jak Łódź z „Ziemi obiecanej".

Warszawa to miasto, które przeżyło własną śmierć, które odrodziło się wysiłkiem tysięcy warszawiaków i społeczeństwa. Temu miasto próbowano ukraść duszę. Chodzi o to, by siłę i możliwości warszawiaków wykorzystać, by Warszawa stała się miastem, w którym nie trzeba wydawać połowy pensji na mieszkanie, w którym dzieci oddychają czystym powietrzem, gdzie każdy ma dostęp do publicznego przedszkola i szkoły.

To brzmi jak ogólna wizja, pod którą każdy by się podpisał.

Gdy ogłoszę start, to zaprezentuję szczegółowy program. Pomysł na zmianę oblicza tego miasta.

Pojawi się argument, że jest pan za młody i brakuje panu doświadczenia.

Jeśli wystartuję, to będę miał wokół siebie sztab ludzi, kandydatów na wiceprezydentów, którzy będą wspomagać mnie wiedzą. Stworzymy zespół, to będzie propozycja programowa i osobowa. By wyborcy wiedzieli, co wybierają. Kampania to wyzwanie. Trzeba mieć organizację, kilkaset osób, które pracują w mieście. Ale też wykorzystywać status Warszawy dla mediów ogólnopolskich.

Kandydaci, którzy wygrywają kampanię, mają ciśnienie na to. Jak Andrzej Duda w 2015 roku. Pan też chce wygrać? A nie tylko kandydować, by wprowadzić radnych?

Chcę. Myślę racjonalnie. To pierwsza kampania. Druga tura jest w zasięgu ręki.

Czy pana start pomoże PiS?

Mam nadzieję, że mój start pomoże temu, żebym ja wygrał. Nie interesuje mnie, czy to pomoże PiS. Nie myślę w ten sposób. Wygra najlepszy kandydat i najlepszy program. Wybory polegają na tym, że się rozlicza władzę. A w Warszawie 25 lat rządzi PO, trzeba ich rozliczyć.

rozmawiał Michał Kolanko

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane