Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Woodstock, radość, wolność

05-08-2005, ostatnia aktualizacja 05-08-2005 23:28

Na Przystanek Woodstock nie przyjeżdża się posłuchać muzyki. Na Przystanek przyjeżdża się dla specyficznej atmosfery i niczym nieskrępowanej zabawy.

W ogłuszający sposób rozpoczął się wczoraj Przystanek Woodstock. Z głośników o mocy 280 tys. watów (zwykły domowy zestaw muzyczny ma ich najwyżej kilkaset) popłynął głos Jurka Owsiaka. – Kocham was! Jesteście solą tej ziemi! Mam 53 lata i wiem, co mówię! – krzyczał szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, który słynie także z tego, że nie przebiera w słowach. – Nie chcę zbyt często używać słowa skurwysyn, więc będę mówił bąbel! Będę więc mówił o bąblach z Sejmu i o bąblach z rządu. O mnóstwie bąbli. Bąble są wszędzie Mówił także o bąblach z prasy muzycznej, która o Przystanku nie pisze w ogóle albo nazywa imprezę muzyczną wioską. Krytycy nie mają racji, poziom wykonawców jest wysoki. Ale słusznie zauważają, że to impreza specyficzna. Gwiazdy – takie jak młody zespół Lao Che czy niemieccy weterani punk rocka Die Toten Hosen – mogą na przystanku być. Ale jakby ich nie było, to 300 tysięcy młodych ludzi i tak tu przyjedzie. Bo Przystanek jest dla nich czymś więcej niż tylko okazją do posłuchania muzyki. Łazaaa!!! Z corocznych festiwali najdłużej pamięta się nie tyle występy zespołów (choć te najlepsze, jak imponujące improwizacje Pidżamy Porno, przechodzą do legendy), co wyjątkową atmosferę i tradycyjne rozrywki. Jak choćby walki w błocie, które powstaje z pomocą gigantycznego prysznica postawionego nieopodal sceny. Co jakiś czas przez obóz przetacza się fala krzyku. „Łaza!” zaczyna ktoś w jednym z namiotów. „Łazaaa!” podchwytują sąsiedzi. „Łazaaa!!!” wrzeszczy po chwili kilkadziesiąt tysięcy gardeł. Ogłuszający ryk trwa kilkanaście sekund. Po chwili zapada cisza, aż znowu ktoś zacznie zabawę od początku. Godzina 23. Pod górę, na której stoją wielkie namioty krisznowców, wlecze się dwóch młodzieńców. – Zwolnijcie! Nie dołączajcie do wyścigu szczurów! – krzyczą do mijających ich ludzi. Po paru minutach za nimi zaczyna ciągnąć spora grupa „zwolnionych”. Ale po kolejnych 20 minutach neofici powolności mają dosyć. Prowodyrzy kontynuują syzyfowy marsz samotnie. Wedyjskie techno Na wzgórzu nad festiwalowym polem namiotowym rozłożyła się Pokojowa Wioska Kriszny. Bhaktowie i bhaktinki mówią we wszystkich językach świata – żeby obsłużyć tę imprezę krisznowcy musieli ściągnąć swoich wyznawców z Rosji i połowy Europy. Dla większości gości wioska to źródło najtańszego jedzenia: talerz wypełniony po brzegi ryżem, fasolą i chalawą (bardzo słodkim deserem z kaszy manny i rodzynek) kosztuje 3 złote. Ale krisznowcy mają do zaproponowania więcej. W wielkim namiocie koncerty tradycyjnej indyjskiej muzyki trwają w zasadzie non stop. W innym grają bhaktowie didżeje. W szafranowych szatach uwijają się za deckami, z głośników wydobywa się ostre techno. Obok krisznowskie zespoły sprzedają swoje płyty – undergroundowy rock z azjatyckimi wpływami. Kulturowy melanż najwyraźniej woodstockowiczom się podoba, krisznowcy traktowani są życzliwie. Nikogo nie zaczepiają i nie przekonują na siłę do swoich zasad (wśród których jest rygorystyczny zakaz seksu pozamałżeńskiego, narkotyków i alkoholu). Gorzej mają młodzi klerycy z odbywającego się nieopodal Przystanku Jezus. Ich próby przekonywania młodych ludzi do wiary w najlepszym wypadku kończą się długimi dyskusjami o polityce Kościoła. Najwyraźniej młodzi ludzie nie lubią, gdy ktoś im mówi, co mają robić. Drugs and rock’n’roll Pociąg na Przystanek. Niecałe 100 kilometrów za Warszawą wsiada kilkunastu funkcjonariuszy policji, straży ochrony kolei i służby celnej. Na rękach mają gumowe, jednorazowe rękawiczki. Szukają narkotyków, a jednocześnie pilnują, by nikt nie wypadł z pędzącego pociągu przez otwierane bez przerwy drzwi. Rozbawieni młodzi ludzie reagują żartami i prowokacyjnymi zaczepkami. Ale praca funkcjonariuszy nie jest zabawą – przeszukania przeprowadzane są rygorystycznie, wiele osób musi pokazać zawartość plecaków, kilka trafia na kontrolę osobistą. Te działania w kilku przypadkach są skuteczne: jak podała policja, do wczoraj zatrzymała za posiadanie narkotyków 27 osób, w tym także muzyków. – Dilerzy niech wypierdalają – komentuje Owsiak. Radośnie i pozytywnie Rodzice boją się puszczać dzieci – szczególnie te niepełnoletnie – na Woodstock. Media straszą wizjami ogólnego pijaństwa i narkomanii, jakie mają tutaj panować. Ale miłośnicy picia na umór, których tu by się z pewnością znalazło, nie nadają tonu imprezie. Przystanek Woodstock to, jak na razie, najbezpieczniejsze, ale i najradośniejsze, najbardziej pozytywne miejsce pod słońcem. 2005-08-06
__Archiwum__

Najczęściej czytane