Dziwna śmierć po interwencji policji
Funkcjonariusze zabrali 56-latka z domu. Sześć godzin później nie żył.
Jest 23 marca 2014 r., krótko przed północą, blok na warszawskiej Ochocie. Monika K. wraca do domu, ale ojciec nie chce jej wpuścić. Zniecierpliwiona wzywa policjantów. – Nie mogłem znaleźć klucza – tłumaczy im się Grzegorz K.
Po wejściu policjantów sąsiadka słyszy szamotaninę w mieszkaniu. Kilka minut później córka widzi uszkodzone drzwi harmonijkowe do pokoju i przewróconą suszarkę. – A tata leży na dywanie, ręce ma skute z tyłu kajdankami – opowiada Monika. – Jeden policjant nad nim klęczy i przyciska kolanem do podłogi.
Do radiowozu wyprowadzają K. w kajdankach. Monika pyta, dokąd go zawiozą. Słyszy, że „najprawdopodobniej na izbę wytrzeźwień. Na pewno do rana ojciec do domu nie wróci".
Wtedy ostatni raz widzi ojca żywego. Przed 7 rano inni policjanci znajdują go na terenie ogródków działkowych na Szczęśliwicach. Leży na drodze, w kałuży.
– Prowadzimy śledztwo w sprawie spowodowania śmierci Grzegorza K. oraz podejrzenia niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy policji w związku z nieprawidłowościami przy podjęciu przez nich interwencji – mówi Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Z 23 na 24 marca służbę patrolową pełnili Mariusz K. i Paweł P. z komendy rejonowej. Prokuratura nie ujawnia, co zeznali. Z nieoficjalnych informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że ich relacja jest skąpa, a tłumaczenia, dlaczego zostawili podchmielonego K. w środku nocy, mętne. Mieli stwierdzić, że był agresywny i że w mieszkaniu założyli mu kajdanki, ale w radiowozie miał się uspokoić.
– Zgodnie z procedurą osobę będącą pod wpływem alkoholu policjanci powinni zawieźć do izby wytrzeźwień, policyjnej izby zatrzymań albo oddać pod opiekę osoby najbliższej lub godnej zaufania (za zgodą tej osoby) lub – jeśli to możliwe – pozostawić w domu, o ile domownicy wyrażają na to zgodę – zwraca uwagę adwokat dr Katarzyna Kita-Wałęka, pełnomocnik rodziny zmarłego.
Na początku śledztwa rzecznik prokuratury mówił, że – według policjantów – K. nie spełniał kryteriów, by go zostawić w izbie wytrzeźwień, bo „nie był w stanie upojenia, nie zagrażał bezpieczeństwu swojemu i innych osób".
Śledczy ustalili, że policjanci krążyli ulicami. Podjechali też pod komendę, a jeden wszedł do środka, by skorzystać z toalety. K. został w radiowozie, choć mogli wprowadzić go do budynku i zbadać alkomatem.
Jak twierdzą funkcjonariusze, na działkach otworzyli drzwi radiowozu i tak zakończyli interwencję. – Podobno tata miał prosić, żeby podwieźli go do kolegi, więc wysadzili go blisko działek. Ale tata żadnego kolegi tam nie miał – podkreśla córka.
O której godzinie i z jakiego powodu zmarł K.? Medyk sądowy miał orzec, że zgon nastąpił na skutek zatrzymania akcji serca spowodowanego niewydolnością krążenia. Zauważył u K. złamanie żebra. – Kiedy i jak do niego doszło? Czy ktoś mu robił sztuczne oddychanie? – zastanawiają się bliscy K.
Biegły kryminolog miał z kolei odkryć ślady krwi m.in. na tylnym siedzeniu radiowozu, ubraniach K. i jednego z policjantów.
Prokuratura nie wypowiada się o godzinie i przyczynie śmierci. – Zlecono opinie biegłych z biologii (m.in. dotyczącą DNA), daktyloskopii, medycyny sądowej oraz mineralogii – mówi tylko prok. Nowak. Ta ostatnia dotyczy badania ziemi z podeszwy butów K., co pomoże ustalić, czy zwłoki przenoszono.
K. miał 56 lat. – Był genialnym mechanikiem, ale stracił pracę i utrzymywał się z dorywczych zajęć – opowiada jego znajomy. – Widziałem go po kielichu, wiem, że bywał zadziorny, ale nie mógł stwarzać zagrożenia.
Policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych wszczęło postępowanie wyjaśniające. – Policjanci najpierw byli zawieszeni, teraz nie pełnią patroli – mówi Mariusz Mrozek, rzecznik KSP.
Monika nie może sobie darować, że wezwała wtedy policjantów. – Nie zrobiłabym tego, ale był taki zimny dzień i chciałam się dostać do domu – mówi.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.