Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Z Afryki prosto za kraty

Grażyna Zawadka 09-12-2014, ostatnia aktualizacja 10-12-2014 07:29

Janusz G. ps. Graf, jeden z najgroźniejszych gangsterów, 
w kajdankach wrócił do kraju.

W lutym tego roku Janusz G. ps. Graf wpadł w ręce południowoafrykańskich policjantów.
źródło: AFP
W lutym tego roku Janusz G. ps. Graf wpadł w ręce południowoafrykańskich policjantów.

Bezwzględny i inteligentny przestępca, który niemal do perfekcji połączył brutalną przemoc z biznesem. Tak opisują prokuratorzy Janusza G. ps. Graf, jednego z najgroźniejszych polskich gangsterów. Jak ustaliła „Rzeczpospolita", kilka dni temu w asyście policyjnej eskorty został on sprowadzony do kraju.

– Skierowany przez nas do władz Republiki Południowej Afryki wniosek o ekstradycję Janusza G. został rozpoznany pozytywnie – potwierdza Waldemar Tyl, wiceszef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie.

„Graf" przepadł w połowie zeszłego roku, wykorzystując darowaną mu na krótko wolność. Sekwencja zdarzeń wyglądała następująco: w lipcu 2013 r. Janusza G. zatrzymali policjanci ówczesnego CBŚ w związku z przestępstwami sprzed lat. Warszawska prokuratura postawiła mu wtedy trzy zarzuty: wymuszenia rozbójniczego, rozboju oraz wzięcia zakładnika. Wiedzę o starych „grzechach" G. śledczy zdobyli m.in. dzięki zeznaniom skruszonego przestępcy, potwierdzonych innymi dowodami.

Śledczy wystąpili z wnioskiem o aresztowanie „Grafa", jednak – ku ich zaskoczeniu – stołeczny sąd rejonowy nie zgodził się na to. Argumentem za pozostawieniem go na wolności miało być to, że prowadzi „ustabilizowany tryb życia, ma stałe miejsce zameldowania" i regularnie leczy się w placówkach służby zdrowia, więc jest mało prawdopodobne, że będzie się ukrywał.

Po zażaleniu prokuratury sąd okręgowy zastosował areszt, ale zanim do tego doszło, minęło półtora miesiąca. „Graf" to wykorzystał i zniknął.

Wpadł w lutym tego roku w RPA, gdzie – jak wynika z nieoficjalnych informacji – próbował wymusić od przebywającego w tym kraju znajomego znaczną sumę. Trafił do aresztu.

Znając jego miejsce pobytu, warszawscy śledczy skierowali do RPA wniosek o jego ekstradycję. Zarzuty, jakie się w nim znalazły, dotyczyły wydarzeń z 2000 r. To wtedy – jak twierdzą śledczy – działający z nim wspólnicy wzięli zakładnika: mężczyznę, który pokątnie handlował paliwami, i przez tydzień go więzili, żądając od niego miliona złotych. Z kolei innej z ofiar mieli zabrać wyroby ze złota i samochód o łącznej wartości kilkudziesięciu tysięcy złotych.

– „Graf" dawał swoją zgodę i przyzwolenie na te wszystkie działania. Brał z tego swoją dolę – mówi jeden ze śledczych znających sprawę.

Jednak to tylko jeden z wielu zarzutów, jakie ciążą na Januszu G. Pozostałe dotyczą między innymi porwań, w tym tureckich biznesmenów, oraz głośnej sprawy uprowadzenia i zabójstwa w 2004 r. maklera giełdowego Piotra Głowali, nazywanego cudownym dzieckiem polskiej giełdy. „Graf" został w tej sprawie oskarżony o kierowanie porwaniem i zabójstwem Głowali. Makler – według ustaleń śledczych – miał zginąć, gdy odebrał ważne dokumenty dotyczące domniemanych nadużyć w jednym z funduszy inwestycyjnych.

Sprowadzony do kraju Janusz G. ma także do odsiedzenia kilkuletni wyrok za korumpowanie urzędników resortu finansów, którego dotąd udało mu się unikać.

Z powrotu „Grafa" do kraju cieszą się więc nie tylko stołeczni prokuratorzy, ale również warszawski oraz poznański sąd, gdzie – na różnych etapach – toczą się jego procesy.

Janusz G. to legendarna postać stołecznego półświatka. W przeszłości był powiązany z gangiem pruszkowskim, a nawet ze względu na jego „biznesowe umiejętności" zyskał opinię „kasjera" bossów tej grupy. Później jednak zerwał związki z grupą i działał w pojedynkę, prowadząc częściowo legalne interesy. Z ustaleń śledczych wynika, że był liczącą się postacią w biznesie. Miał też wiedzę na temat osób, które prowadziły swoje interesy nie do końca uczciwie. Stąd dawał przyzwolenie na ich porywanie, by wymusić od nich pieniądze.

Co teraz czeka Janusza G.?

W sprawie wydarzeń sprzed 14 lat zostanie przesłuchany i najpewniej osadzony w areszcie. Oczywiście pod warunkiem, że sąd się na to zgodzi.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane