Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Arcydzieło duetu architektów

Jerzy Ziomecki 06-07-2018, ostatnia aktualizacja 06-07-2018 08:31

Kamienice z duszą, czyli Lwowska 3 w Warszawie.

Wzniesiony w 1911 roku budynek od początku olśniewał rozmachem, kunsztem wykonania i bogactwem wykończenia.
źródło: materiały prasowe
Wzniesiony w 1911 roku budynek od początku olśniewał rozmachem, kunsztem wykonania i bogactwem wykończenia.

Luksusowa kamienica pod dzisiejszym adresem Lwowska 3 została wzniesiona w 1911 roku na zamówienie Salomona Peretza. Od samego początku olśniewała rozmachem projektu, kunsztem wykonania i bogactwem wykończenia (niektóre ściany oblicowano białym marmurem). Fasadę budynku ozdobiono detalami przedstawiającymi m.in: kwiaty w wazonach, maski teatralne oraz pulchne bobasy. Styl tej sześciokondygnacyjnej kamienicy – mimo secesyjnych ornamentów – można określić jako wczesnomodernistyczny. To jeden z pierwszych budynków utrzymanych w tej estetyce w Warszawie.

Twórcami projektu byli szeroko znani architekci Stanisław Weiss i Henryk Stifelman. Dwaj rówieśnicy poznali się jeszcze na studiach w Odessie, gdzie byli wychowankami Mikołaja Tołwińskiego, wybitnego polskiego architekta, późniejszego profesora Politechniki Warszawskiej. Kiedy Mikołaj Tołwiński wrócił do Warszawy, młodzi artyści wrócili wraz z nim. Od 1897 roku prowadzili w Śródmieściu prężnie działającą pracownię architektoniczną Stifelman & Weiss – przez dwadzieścia lat zrealizowali ogromną ilość projektów na zlecenie inwestorów. Współpraca kolegów ze studiów układała się świetnie.

Do najlepszych realizacji tego duetu architektonicznego należą kamienice przy ul. Marszałkowskiej 21 i 27, Bagateli 13–15, Wilczej 29 czy Miodowej 3.

F z żelbetem

Kamienicę przy ulicy Lwowskiej 3 architekci zaplanowali na planie przypominającym literę F. Do konstrukcji użyto szkieletu żelbetowego, wówczas stanowiącego jeszcze nowość technologiczną, oraz ogniotrwałych stropów, co pozwoliło budynkowi przetrwać dwie wojny światowe. Front budynku zaplanowano jako asymetryczny. Charakterystycznym elementem były potężne loggie balkonowe z weneckimi portfenetrami na trzech dolnych piętrach.

Lwowska 3 – obok kilku sąsiednich kamienic – Lwowska 11, 13, 15, 17 – od początku istnienia plasowała się w grupie najbardziej eleganckich i najdroższych kamienic warszawskich. „Do 1914 proces zabudowy obu pierzei nie został jeszcze zakończony, ale ulica uzyskała już zdecydowany charakter, zdominowany przez cztero- i pięciopiętrowe kamienice o bardzo zróżnicowanym repertuarze dekoracji", przypomina Jarosław Zieliński, autor monumentalnej, kilkunastotomowej pracy: „Atlas architektury ulic i placów Warszawy". Historyk ocenia: „Kamienice przy ulicy Lwowskiej stanowią dziś jeden z największych i najcenniejszych ocalałych zespołów architektury śródmiejskiej z początku XX wieku".

Adwokaci 
i kamienicznicy

W okresie międzywojennym ulica Lwowska (nazwa nadana w 1922 roku) miała opinię ulicy zamożnej i spokojnej. W latach 30. nawierzchnia była już pokryta asfaltem (wcześniej użyto kamieni polnych) i oświetlona latarniami elektrycznymi (zastąpiły latarnie gazowe).

W parterach tutejszych kamienic znajdowało się niewiele sklepów. Wyjątkiem był sklep kolonialny w kamienicy pod numerem 17. W budynku pod numerem 13. działała klinika położniczo-ginekologiczna Sano, zaś pod numerem 8. funkcjonowała nieduża fabryka papierów światłoczułych.

W apartamentach przy ulicy Lwowskiej mieszkali znani adwokaci: Wyganowski, Rudziński, Kucharski oraz lekarze: Bronowski, Wardyński, Erlich.

Właścicielami nieruchomości na ulicy Lwowskiej byli przede wszystkim zawodowi kamienicznicy specjalizujący się w obrocie nieruchomościami – budowali, kupowali i wynajmowali kamienice czynszowe, wiedząc, że jest to najlepszy sposób na pomnażanie kapitału. Na początku XX wieku wielu z nich upatrzyło sobie ulicę Lwowską, widząc w niej prawdziwą żyłę złota. Oprócz prywatnych właścicieli swoje budynki miały tu również firmy projektowo-budowlane, często biorące nazwę od swych założycieli: Fijałkowski-Bogowolski, Martens i Daab czy Horn i Rupiewicz. Projektanci domów przy ekskluzywnej ulicy Lwowskiej odznaczali się zwykle niepospolitym smakiem artystycznym.

Podczas działań wojennych we wrześniu 1939 roku i później w sierpniu i wrześniu 1944 roku ulica Lwowska ukryta wewnątrz kwartałów wysokiej zabudowy uniknęła drastycznych zniszczeń, choć kilka tutejszych domów zostało poważnie uszkodzonych. Po upadku powstania hitlerowcy podpalili kilka narożnych budynków na skrzyżowaniu z ulicą Lwowską. Prawdopodobnie zabrakło im czasu na konsekwentne zrównanie z ziemią całej ulicy. Na skutek pożarów całkowitej lub częściowej zagładzie uległy starsze i mniej wytrzymałe budynki. Po 1945 roku rozebrano mury zniszczonych domów przy Lwowskiej 1, 2 i 16. Kamienica Peretza przetrwała w dobrym stanie.

Losy ulicy Lwowskiej w powstaniu warszawskim dobrze obrazuje fragment wspomnień z pierwszego tygodnia walk: „Cała ulica Lwowska udekorowana była wówczas chorągwiami narodowymi: po prostu płonęła czerwienią i bielą. Na balkonach moc ludzi przyglądających się walce. Z piwnic domów grzmiała kanonada. Jakiś zażywny pan, jak się później okazało, chorąży ze zgrupowania Golskiego, dowodził spokojnym głosem całą akcją, okazując stoickie opanowanie i spokój. A ulica grzmiała od oklasków. Z balkonów, bagatelizując niebezpieczeństwo, wychylali się ludzie, bijąc brawo – jak na meczu sportowym. Do tego mogła być zdolna tylko walcząca Warszawa!".

Remont na stulecie

Varsavianista Jerzy Kasprzycki zauważa, że dla studentów architektury Politechniki Warszawskiej ulica Lwowska jest dziś „ogródkiem botanicznym budownictwa warszawskiego, w którym szczęśliwie zachowały się wzorce prądów estetycznych, żywych w pierwszym czterdziestoleciu XX wieku". Istotnie, na tle całkowicie zburzonych przedwojennych ulic Warszawy Lwowska uderza swym pięknem i autentyzmem. W sercach warszawiaków budzi mieszane uczucia: wielkiej radości, że kamienice tutaj stojące przypominają miasto przedwojenne, przy jednoczesnym wielkim żalu, że gdyby nie wojna, tak mogłaby wyglądać cała historyczna część Warszawy – pełna zabytkowych kamienic.

W 2012 roku w dawnej kamienicy Salomona Peretza zakończył się remont mający na celu przywrócenie budynkowi dawnej świetności – przynajmniej z zewnątrz. Prace remontowe zostały sfinansowane z dwóch źródeł: wspólnota mieszkaniowa zdołała zebrać 300 tys. zł – do tej sumy stołeczny konserwator zabytków dodał 309 tys. zł.

Zgromadzone pieniądze pozwoliły na odnowienie części elewacji oraz balkonów. Elewacje przed nałożeniem nowych farb (zgodnych z pierwotną kolorystyką) były czyszczone gorąca parą pod ciśnieniem, co pozwoliło uniknąć zacieków. Zabytkowe balkony musiano wymienić na nowe, stare groziły zawaleniem. Teraz piękna kamienica czeka na kolejne remonty. ©℗

Historia zapisana w murach

Od 21 do 22 maja w Gdyni już po raz drugi odbywał się zorganizowany przez „Rzeczpospolitą" Real Estate Impactor. W tym roku tematem głównym konferencji była tożsamość miast. Bez niej trudno zabiegać dziś m.in. o przychylność inwestorów, którzy są niezbędni do rozwoju metropolii XXI w. Pielęgnowanie tożsamości nierozerwalnie łączy się z dbaniem o autentyczność i historię. Ta zapisana jest chociażby w tysiącach pięknych kamienic rozsianych w najróżniejszych miejscach Polski. Stąd nasz cykl o kamienicach z duszą.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane