Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Wakacje w domku na drzewie i wozie cyrkowym

Anna Krzyżanowska 18-08-2018, ostatnia aktualizacja 18-08-2018 09:10

W Polsce nie brakuje oryginalnych obiektów, w których można wypocząć.

<Polacy chętnie wypoczywają w drewnianych domkach na drzewach  w Nałęczowie
źródło: materiały prasowe
≥Houseboats na jeziorze Jamno w Mielnie. Takich domków na wodzie jest dziesięć
źródło: materiały prasowe
≥Houseboats na jeziorze Jamno w Mielnie. Takich domków na wodzie jest dziesięć

Polacy coraz chętniej wybierają oryginalne miejsca do spędzania wolnego czasu. Idea ich tworzenia powstała przez przypadek. Jak wiadomo, potrzeba jest matką wynalazków. 
Tak było z domkami na jeziorze Jamno w Mielnie. Ich pomysłodawcą jest inżynier Marcin Baranowski, właściciel stoczni, a dziś również właściciel HT Houseboats, firmy, która oferuje odpoczynek „w niezwykłych okolicznościach przyrody".

Z widokiem 
na taflę wody

Historia z domami na wodzie zaczęła się od skonstruowania budynku nad brzegiem jeziora, w którym dzieci Marcina Baranowskiego – adepci żeglarstwa – mogłyby wraz z kolegami z klubu żeglarskiego znaleźć schronienie w razie niesprzyjających warunków na wodzie – opowiada Patrycja Wlizło z HT Houseboats.

Potem poszło już z górki. Dziś firma oferuje do wynajęcia dziesięć całorocznych apartamentów przycumowanych do pomostu na jeziorze Jamno. Doba w lecie kosztuje od 600 zł. Niektóre domy mają saunę, jacuzzi, kominek. Najważniejszy jest jednak widok na spokojną taflę jeziora. – Każdego lata mamy komplet gości. Już dziś zbieramy rezerwacje na 2019 rok. Coraz więcej osób szuka innego sposobu na spędzanie wolnego czasu – mówi Wlizło. A nie trzeba wiele administracyjnego trudu, by mieć dom na wodzie. Nie stanowi on obiektu w rozumieniu prawa budowlanego. Traktowany jest jako jednostka pływająca, czyli jak żaglówka czy motorówka.

– Każdy pływający dom jest zarejestrowany. Po rejestracji można go przycumować w marinie i podłączyć do prądu i kanalizacji. Mamy jednak i domy samowystarczalne, z własną oczyszczalnią i zamontowanymi kolektorami słonecznymi – opisuje Wlizło. O pozwoleniach na budowę nie musieli również myśleć ci, którzy postanowili zaoferować  turystom wypoczynek w wozach cyrkowych.

– Wozy cyrkowe to przygoda naszego życia. Mieliśmy kiedyś działkę nad Biebrzą, w miejscu, gdzie nie można było budować, i szukaliśmy rozwiązania, by czasem móc tam spędzić trochę czasu. W obszarze niemieckojęzycznym pomieszkiwanie w wozach cyrkowych jest bardzo popularne, to taki alternatywny sposób na życie. Zainspirowało nas to i tak nad Biebrzą pojawił się pierwszy wóz – opowiada Katarzyna Leszczyńska, tłumaczka literatury i organizatorka turystyki.

Z czasem pani Katarzyna wraz z mężem postanowiła osiedlić się w Puszczy Białowieskiej.

– Mieliśmy przeczucie, że ustawienie kilku wozów na łąkach tuż przy ścianie puszczy będzie czymś niezwykłym. Otwieramy drzwi od wozu i jesteśmy na łące, widzimy i słyszymy puszczę. Wiosną całą noc można słuchać ptasich i żabich koncertów, klangoru żurawi. Podczas rykowiska ma się natomiast wrażenie, że jelenie znajdują się niemalże pod łóżkiem – opowiada Leszczyńska. Nie ukrywa, że wciąż przychodzi jej jednak walczyć ze stereotypem, że wóz cyrkowy to coś podobnego do wozu Drzymały czy prostej przyczepy kempingowej bez wygód. – Nic podobnego. Jest tam salonik, kuchnia, sypialnia, łazienka. To malutki, stylowo urządzony domek – przekonuje. 
Jak Polacy podchodzą do cyrkowej oferty noclegowej? – Na początku mieliśmy wyłącznie niemieckich i szwajcarskich gości. W tym roku było już jednak inaczej. Można powiedzieć, że rodacy odkrywają urok mieszkania w wozach cyrkowych. To też wielka frajda dla dzieci – mówi Leszczyńska.

W koronach drzew

Od realizacji dziecięcych marzeń rozpoczęła się historia nałęczowskich domów w koronach drzew. „W drzewach" to kameralne przedsięwzięcie pary, która zjadła zęby na turystyce. – Zaczęło się spontanicznie od zbudowania maleńkiego domku dla syna. Potem splot niesamowitych wydarzeń spowodował, że powstało niewielkie przedsięwzięcie biznesowe – opowiada Małgorzata Fraszka, która wraz z mężem zdecydowała się na stworzenie podniebnego hoteliku. – Działamy od pięciu lat i polegaliśmy wyłącznie na marketingu szeptanym. Jeśli chodzi o letni sezon, wolny domek mamy dopiero na 2020 rok – dodaje.

„W drzewach" to miejsce magiczne. W czterech domach znaleźć może wytchnienie  maksymalnie osiem dorosłych  osób i czworo dzieci. Ceny? Od 340 zł za dobę do 560 zł w najdroższym domu z saunami (za dwie osoby, ze śniadaniem w koszu piknikowym i domowym ciastem na podwieczorek). – Mamy grupę klientów, która docenia, że domki mają swój klimat, że nie ma w nich telewizora, radia, że jesteśmy wierni początkowemu założeniu, że ma być intymnie i blisko natury – mówi Fraszka. Mimo że domki okazały się strzałem w dziesiątkę, właściciele nie mają zamiaru poszerzać swojej oferty.

– Wiemy, że największą siłą tego miejsca jest kameralność. Dlatego nie myślimy o rozbudowie. W planach jest jedynie budowa recepcji, nad którą być może powstanie dodatkowy pokój. Na pewno jednak nie mówimy o dynamicznym rozwoju mającym doprowadzić do powiększenia miejsc noclegowych – zapewnia Małgorzata Fraszka.

Na wyspie

Na pograniczu Warmii i Mazur, na jeziorze Narie znajduje się jedna z niewielu prywatnych wysp w Polsce. Jej właściciel, Damian Woźniak, mówi, że gdy kupował Wyspę Bankową, a wraz z nią podupadający ośrodek, który przez lata należał do Narodowego Banku Polskiego, nie trzymała za niego kciuków nawet żona.

– Za czasów NBP na wyspie znajdowały się domki letniskowe o mikrorozmiarach. Osobie o moim wzroście – a więc 176 cm – sięgały do szyi. Przy rozpostartych ramionach dotykało się ścian zewnętrznych. Do tego był jeszcze hangar – wspomina. – Jednak zafascynowałem się tym miejscem. Tym, że nie można tu dojechać samochodem, że wyspę stworzyła natura, że znajduje się na jednym z najczystszych jezior w Polsce, że wreszcie wolniej płynie na niej czas – wylicza jednym tchem.

Dziś już Wyspa Brzozowa (bo taką nazwę pierwotnie nosiła wyspa) odzyskuje swą świetność. Wypocząć można zarówno w nowych domkach, w których klaustrofobii nikt się raczej nabawić nie powinien, albo w pokojach znajdujących się w głównym budynku. Ceny za domek w sezonie zaczynają się od 360 zł, pokój dla dwóch osób to koszt 250 zł za dobę.

Do ośrodka można się dostać wyłącznie promem. Samochód trzeba zostawić na lądzie. – Przeprawa trwa ok. pięciu minut. Dla dzieci i osób, które odwiedzają nas po raz pierwszy, to niezwykła frajda. Na wyspie odnajdą się zarówno mole książkowe, jak i zwolennicy aktywnego wodnego wypoczynku – zapewnia Woźniak.

I zaręcza, że amatorzy dobrej kuchni również się nie zawiodą. O menu dba bowiem niezawodna pani Bożenka, o gości natomiast jego najbliżsi: brat Artur z żoną.

Na Podkarpaciu, na Pogórzu Dynowskim, znajduje się natomiast miejsce, które odwiedzić powinni wszyscy fani fantastyki. Hobbitówę stworzył Bogdan Pękalski, który interesuje się budownictwem naturalnym. Jego chata wykonana m.in. z  gliny i drewna wygląda jak wprost wyjęta z magicznej krainy. Cena za dobę to 500 zł. ©℗

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane