Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Powstańcza lekcja honoru

Artur Grabek 18-08-2014, ostatnia aktualizacja 18-08-2014 07:03

Łukasz Michalski | Ucząc o Powstaniu Warszawskim, warto zerwać z komunistycznymi stereotypami dotyczącymi tego wydarzenia – mówi historyk z IPN.

Jak uczyć o powstaniu? – Młodych ludzi, wychowanych w wolnej Polsce, wystarczy postawić przed dylematem, przed jakim stanęło wielu ich ówczesnych rówieśników, jak by się zachowali, gdyby tę wolność ktoś chciał im zabrać – mówi historyk (na zdjęciu jeden z powstańczych oddziałów). Fot. Reprodukcja Rafał Guz
źródło: Rzeczpospolita
Jak uczyć o powstaniu? – Młodych ludzi, wychowanych w wolnej Polsce, wystarczy postawić przed dylematem, przed jakim stanęło wielu ich ówczesnych rówieśników, jak by się zachowali, gdyby tę wolność ktoś chciał im zabrać – mówi historyk (na zdjęciu jeden z powstańczych oddziałów). Fot. Reprodukcja Rafał Guz
Dr Łukasz Michalski
źródło: archiwum prywatne
Dr Łukasz Michalski

Rz: Z roku na roku coraz więcej młodych ludzi angażuje się w uroczystości oddające cześć powstańcom. Z czego wynika ten fenomen?

Dr Łukasz Michalski, pracownik IPN, były zastępca dyrektora Biura Edukacji Publicznej Instytutu: Bez wątpienia ogromna w tym zasługa Muzeum Powstania Warszawskiego, które od dekady cieszy się niesłabnącą popularnością. Myślę jednak, że mamy do czynienia z o wiele szerszym zjawiskiem – powrotem społeczeństwa do historii martyrologicznej Polski.

Podobno Polacy nie chcą utożsamiać się z taką wizją swojej przeszłości.

Tak, pewien nurt publicystyczny czy raczej formacja mentalna – trafnie nazwana w swoim czasie przez Rafała Ziemkiewicza michnikowszczyzną – od lat 90. stara się narzucić taką narrację. Problem polega na tym, że jest to publicystyka nie tylko kreacyjna, ale i kłamliwa. Jej zadaniem jest urobienie określonej tożsamości Polaków opartej na poczuciu wstydu. W pewnym czasie przynosiło to nawet efekt. Wyniki międzynarodowych badań pokazały, że opinie Polaków na swój temat są gorsze nawet od opinii na nasz temat tych nacji, które oceniają nas najgorzej.

Tyle że budowanie wspólnoty społecznej na negatywnych wzorcach historycznych, wmawianie Polakom ksenofobii i nacjonalizmu z góry było skazane na porażkę. Nie można oczywiście nie dostrzegać negatywnych elementów naszej historii, ale nie mogą też stanowić one głównego nurtu opowieści o naszej tożsamości. Żadne społeczeństwo tego nie zaakceptuje.

Szybko wkroczyliśmy w obszar polityki historycznej.

Warto przypomnieć, że tego określenia po raz pierwszy użył Marek Cichocki. To m.in. on wspólnie z Tomaszem Mertą (wiceminister kultury, który zginął w katastrofie smoleńskiej – red.) i młodymi intelektualistami z otoczenia Lecha Kaczyńskiego czy Kazimierza Michała Ujazdowskiego stworzyli zręby nowego przekazu patriotycznego opartego na historii, ale podanego w nowoczesnej formie. Ta idea bardzo szybko stała się przedmiotem walki politycznej. Przypomnę słynną akcję billboardową „Bohaterowie naszej wolności" z 2000 r., gdy na ulicach miast pojawiły się zdjęcia znanych Polaków zasłużonych w walce o wolność Polski. Wspomniana wyżej michnikowszczyzna napiętnowała tę kampanię, prowadzoną przez Ministerstwo Kultury, jako emanację faszyzmu i nacjonalizmu. Jak się jednak okazało, filozofia budowania tożsamości Polaków w oparciu o pedagogikę wstydu się nie przyjęła. Dziś bohaterowie Armii Krajowej na plakatach nikogo nie dziwią, a tym bardziej nie zawstydzają.

Jaki ma to związek z młodzieżą?

Młodzież potrzebuje wartości i wzorców, a przy tym jest szczera w swoich ocenach i nie uznaje kompromisów. Dla młodych ludzi bohater jest bohaterem, a zdrajca zdrajcą. To dorośli rozważają szarości życia, dla młodzieży świat jest czarno-biały i dlatego szuka prostych, czytelnych wzorców.

I tak trafiła na powstanie.

A jaką ma alternatywę? Lewica proponuje jej walkę o to, by osobnik z penisem miał prawo do bycia kobietą. To nie są kategorie, jak ojczyzna, religia czy rodzina, za które walczy się i umiera. Mimo wysiłków komunistów pamięć o Powstaniu Warszawskim nie została zatarta. Przetrwała w oddolnych inicjatywach, przecież zawsze w szeregach harcerskich były zastępy „Zośkowców". Teraz te oddolne akcje dostały duże wsparcie z góry oraz miejsce, z którym mogą się identyfikować, czyli Muzeum Powstania Warszawskiego.

To zagrało.

Nie dość, że zagrało, to się rozkręca. Biuro Edukacji Publicznej IPN każdego roku organizuje 5 tys. projektów historycznych w ramach edukacji pozaszkolnej. Coraz więcej nauczycieli historii sięga do naszej oferty, a młodzi ludzie, którzy raz wzięli udział w naszym projekcie, często rozwijają go lub powielają we własnym środowisku.

To kolejny fenomen, bo z Powstaniem Warszawskim identyfikuje się młodzież z miast całej Polski.

To jest ważne, bo udało się przełamać najbardziej obrzydliwy stereotyp komunistycznej propagandy, że powstanie było nic nieznaczącą, lokalną awanturą. Tymczasem była to najważniejsza manifestacja akcji „Burza", czyli operacji zbrojnej Armii Krajowej skierowanej przeciwko Niemcom. Był to zalążek powstania ogólnopolskiego, czyli akcji ogólnopolskiej, i tak jest dzisiaj postrzegane. Z kolei w kontekście Warszawy jest jeden aspekt, którego nie można nie dostrzegać. Warszawa, także z powodu powstania, była miastem wymarłym, odtworzonym, a raczej stworzonym na nowo. Większość mieszkańców nie ma korzeni warszawskich i nie identyfikuje się z lokalnymi tradycjami, dlatego można powiedzieć, że nasza stolica przez długi czas była miastem amorficznym. Muzeum Powstania Warszawskiego stało się spoiwem dla tej społeczności, dało jej pewien symbol, z którym się identyfikuje i z którego może być dumna. Proszę zwrócić uwagę, że w tym roku mija dekada od otwarcia muzeum, a każda kolejna rocznica obchodzona jest coraz liczniej, nie zmniejsza się też liczba odwiedzających samo muzeum. Trudno jest to wytłumaczyć, bo psychologia podpowiada przecież, że w sposób naturalny ludzie zaczynają się męczyć i nudzić powtarzającym się zjawiskiem.

Dlaczego nie udało się zbudować takiej wspólnoty wokół „Solidarności"?

Jeżeli chodzi o „S", to znacząca część elit tego ruchu zawiodła oczekiwania i straciła szacunek społeczny, nawiązując dialog i dogadując się z komunistami. Wielu Polaków nie znajduje pola do identyfikacji z „S".

Co z niekwestionowanym sukcesem, czyli Bitwą Warszawską?

Tu problem jest o wiele bardziej złożony. Wojna 1920 r. nie ma takiego wsparcia instytucjonalnego, jakie dostało Powstanie Warszawskie. Choć do setnej rocznicy jest jeszcze sporo czasu i państwo może się jeszcze wykazać w tej sprawie. Warto przypomnieć też, że przez ponad dziesięć lat swojej działalności IPN nie mógł się zajmować tym obszarem historii, bo pole jego działalności określono na lata 1939–1989. Teraz to się zmieniło. Jednak zanim powstaną pierwsze publikacje i pierwsze projekty IPN dotyczące wojny polsko-bolszewickiej, minie sporo czasu.

Z dokonań przodków wybieramy to co najbliższe sercu, nie rozumowi

Na razie najciekawsze inicjatywy dotyczące tego fragmentu naszej historii mają charakter społeczny lub prywatny. Mam tu na myśli film „1920 Bitwa Warszawska", inscenizacje rekonstrukcyjne czy też stworzenie muralu w 2010 r. Kolejny problem, najtrudniejszy, to brak kombatantów, którzy w przypadku Muzeum Powstania Warszawskiego budują jego klimat i powodują, że łatwiej jest się utożsamić z tamtymi wydarzeniami. Bo to nie jest tak, że my tylko oddajemy cześć kombatantom, oni pomagają nam budować naszą tożsamość.

A jak uczyć młodych ludzi o Powstaniu Warszawskim, kiedy oceny historyków dotyczące tego wydarzenia są tak skrajne?

Klucz do tego jest bardzo prosty. Dzisiejsza młodzież wychowała się w niepodległej i wolnej Polsce. Wystarczy ich postawić przed podobnym dylematem, przed jakim stanęło wielu ich ówczesnych rówieśników, jak by się zachowali, gdyby tę wolność ktoś chciał im zabrać.

Czyli wracamy do polskiej martyrologii.

A co w tym złego? Taka jest nasza historia, przed którą nie uciekniemy. Nie trafimy do młodych ludzi, jeżeli będziemy chcieli ich oszukać. My, Polacy, po prostu tacy jesteśmy.

Poświęcamy życie 200 tys. cywilów i stolicę w imię trwającego 63 dni niepodległościowego zrywu.

Ucząc o Powstaniu Warszawskim, warto zerwać z trzema komunistycznymi stereotypami dotyczącymi tego wydarzenia. Problem polega na tym, że ta komunistyczna propaganda była tak intensywna, że jest powtarzana do dziś.

Po pierwsze, powstanie nie było żadną lokalną awanturą, jak to określił Stalin. Była to największa bitwa miejska w dziejach prowadzona przez wojsko konspiracyjne.

Po drugie, była to manifestacja Polski niepodległej. W czasie powstania działały administracja, sądy, wychodziły gazety. I to był fakt, z którym nie mogły zgodzić się komunistyczne władze Polski, bowiem podważały mit założycielski PRL, dla którego ich zdaniem nie było alternatywy.

Po trzecie wreszcie, powstanie zatrzymało na trzy miesiące ruchy wojsk sowieckich w głąb Polski. Warto się zastanowić, co by było, gdyby nie wybuchło, czy Polska nie byłaby kolejną republiką ZSRR, a radzieckie wpływy nie kończyłyby się na NRD. Obok tego wszystkiego stoi jeszcze sprawa honoru. To cecha tak charakterystyczna dla naszej cywilizacji i tradycji od czasu rzymskich legionów przez rycerski etos aż po powstanie właśnie. To doskonała okazja do lekcji wychowawczej, szczególnie że z niepokojem obserwuję, jak kwestia dotycząca honorowego zachowania zaczyna znikać z programów wychowawczych szkół.

A jak zmierzyć się z tematem pomnika Małego Powstańca? Piętnujemy wszak społeczności, organizacje czy sytuacje, w których dzieci zaprzęgane są do walki.

Ten pomnik, piękny w swej formie jako wizja artystyczna, jest niezwykle pechowy w wyrazie historycznym. Poza nielicznymi wyjątkami dzieci nie walczyły w powstaniu. Pełniły funkcje w poczcie polowej, jako przewodnicy kanałowi lub też w innych służbach pomocniczych, np. poszukiwawczych albo medycznych. Nieliczne wyjątki dotyczyły sytuacji, w których te dzieci musiały walczyć o życie. Przypomnę, że Niemcy traktowali powstańców, także dzieci, jak bandytów, co oznaczało, że poddanie się było jednoznaczne z egzekucją.

Czy kult powstania nie jest modą, która za chwilę przeminie? Podobnie jak zainteresowanie kolejnych pokoleń własną historią.

Potrzeba tożsamości budowanej na historii i tradycji nie tylko nie zaniknie, ale będzie się wzmacniać w jednoczącej się i unifikującej kulturowo Europie. A tożsamość można sensownie budować w skali społeczeństwa czy narodu jedynie na dumnej pamięci o dokonaniach przodków, z tych dokonań zaś, czy to się komuś podoba czy nie, wybieramy zawsze to co najbliższe sercu, nie rozumowi. A że Polacy z wartości podstawowych najbardziej umiłowali wolność, więc nie ma się co dziwić, że najcieplej wspominają tych, którzy dla wolności poświęcili życie. Tak było, jest i będzie.

— rozmawiał Artur Grabek

rp.pl

Najczęściej czytane