DRUKUJ

Aneta zrzuca winę na narkotyki

08-05-2003, ostatnia aktualizacja 08-05-2003 00:00

Mama była osobą niesamowicie ufną - mówił podczas wczorajszego procesu o zamordowanej matce prezes PZPN Michał Listkiewicz. Wczoraj ruszył proces w sprawie tragicznej śmierci 72-letniej Olgi Koszutskiej-Listkiewicz. Jej oprawcy to 23-letnia Aneta B. i 28-letni Dariusz U. - oboje z podstawowym wykształceniem, bezrobotni, narkomani. Żyli z żebractwa. Dziennie dziewczyna zarabiała nawet 150 zł.

Mordowali z wyjątkowym okrucieństwem. Najpierw uderzyli swoją ofiarę tłuczkiem w głowę, potem dźgnęli nożem w plecy (tak silnie, że nóż się połamał), następnie dusili kablem od radia, a na koniec poderżnęli gardło. Tragedia rozegrała się w lutym 2002 r., w żoliborskim mieszkaniu matki prezesa PZPN. Olga Koszutska-Listkiewicz znała Anetę B. od wielu miesięcy. Spotykały się co kilka dni. Aneta mówiła nawet do niej "ciociu". Kobieta wspomagała finansowo dziewczynę. 50 zł, 100 zł, czasem znacznie więcej. Matka Michała Listkiewicza nie żałowała pieniędzy. - Teściowa nigdy nie przywiązywała wagi do kwestii materialnych - oceniła w sądzie synowa zamordowanej. Olga Listkiewicz zapraszała oskarżoną do siebie na herbatę i ciasto, dawała ubrania. Aneta skutecznie przekonała ją o życiowej tragedii. Ojciec alkoholik, młodsza siostra, którą musi się opiekować... Matka Listkiewicza była osobą szczególnie wrażliwą i ufną. Pomagała niemal każdemu, kto potrzebował wsparcia. Nawet nie pomyślała, że jej młoda znajoma wszystkie pieniądze przeznacza na narkotyki. Dla siebie i swojego chłopaka Dariusza U. 9 lutego znów poprosiła "ciocię" o pieniądze. Dostała 100 zł. Cała suma natychmiast poszła na zakup dwóch "działek". To jednak było za mało. Aneta i Dariusz obmyślili plan - Aneta pójdzie do kobiety, wsypie jej do herbaty narkotyk, a kiedy ta zaśnie, oboje splądrują mieszkanie. Nic z tego jednak nie wyszło. Tabletki nie zadziałały. Aneta pożegnała się z "ciocią". Wróciła jednak w nocy. - Ja stałem na korytarzu, Aneta weszła do mieszkania - Dariusz U. z godnym podziwu spokojem opowiadał o feralnym wieczorze. - Usłyszałem krzyk, potem wszedłem do środka. Zobaczyłem, jak Aneta uderza nożem panią Listkiewicz. Ja położyłem kobietę na podłodze i razem z Anetą zacisnąłem sznur na jej szyi. Potem poderżnąłem jej gardło. - Dlaczego pan to zrobił? - pytał przewodniczący składu orzekającego sędzia Marek Celej. - Nie wiem, chyba dla pewności - odparł oskarżony. Kiedy Dariusz U. przedstawiał swoją wersję wydarzeń, Aneta B. z dezaprobatą kręciła głową. - Nie zgadzam się z tym, co powiedział - stwierdziła. Dziewczyna twierdzi, że to jej chłopak wpadł na pomysł ograbienia zamordowanej. On też, jej zdaniem, zabił kobietę. Jedyne, do czego się przyznaje, to pomoc w zaciśnięciu pętli na szyi ofiary. W oświadczeniu, które odczytała, usprawiedliwiała się jednak. - Sama świadomie tego nie chciałam, a to, co się stało, było wywołane głębokim uzależnieniem od narkotyków - pochlipywała. - Mój pobyt w areszcie codziennie uświadamia mi rozmiar tragedii, w której uczestniczyłam. Chcę wyrazić głęboki żal przed wszystkimi bliskimi pani Listkiewicz i prosić o wybaczenie.
__Archiwum__