DRUKUJ

Wdowy oskarżają

19-12-2003, ostatnia aktualizacja 19-12-2003 00:01

W Ustroniu Morskim umierają na raka wojskowi, którzy pracowali przy radarach. W Głobinie te stacje radarowe stoją naprzeciwko wsi.

Ustronie Morskie, letniskowa miejscowość. W ciągu dwóch lat zmarło tu na raka pięciu byłych wojskowych, którzy pracowali przy radarach, w dywizjonie rakietowym. Wojsko żąda od wdów oświadczeń, jakoby śmierć ich mężów nie miała związku ze służbą. Koledzy zmarłych, były dowódca i lekarz z tej jednostki, zdecydowali się przerwać zmowę milczenia. Sami boją się o życie - też byli narażeni na promieniowanie elektromagnetyczne. Zresztą wielu z wojskowych, którzy pracowali, lub pracują przy radarze, dostrzega u siebie niepokojące objawy. Niektórzy już chorują. W imię męża Mąż Elżbiety Soszyńskiej, Wojciech, odszedł w maju tego roku. Przyczyną śmierci był nowotwór mózgu. To były przerzuty z płuc. W jednostce, w Ustroniu, pracował od 1978 roku. - Kiedy przeglądam jego książeczkę wojskową, widzę, że już w 1980 roku zaczął skarżyć się na bóle głowy, na kłopoty z oczami, a przecież był w wojsku badany. Wyniki były dobre. W szpitalu mąż powiedział, że zaskarży wojsko, że badania były pobieżne, że radary miały wpływ na zdrowie. Nie zdążył. Elżbieta nie chce sensacji, ale robi to dla męża. Kilka dni po jego śmierci otrzymała z Wojskowej Komisji Lekarskiej w Kołobrzegu orzeczenie, że ?śmierć Wojciecha Soszyńskiego nie pozostaje w związku ze służbą wojskową". I dopisek, że przysługuje jej prawo odwołania od decyzji w ciągu 14 dni. - Byłam tuż po pogrzebie, nie miałam na nic siły, a co dopiero odwoływać się od jakiejś bezsensownej decyzji - mówi Elżbieta. Mąż Ewy Ginelli był w maju na pogrzebie Soszyńskiego. Na początku października pochowano go niedaleko kolegi z jednostki. Zmarł na nowotwór szpiku kostnego. - Mąż pracował przy radarach przez dziesięć lat - mówi Ewa. - Kiedy w trakcie choroby stawił się przed komisją, też dostał pismo, że choroba jest bez związku ze służbą. Podkreślono to grubą kreską. Na cmentarzu w Ustroniu leży jeszcze dwóch kolegów z jednostki - zmarli na raka. Wdowy opowiadają o innych, którzy pracowali przy radarach, wyprowadzili się z Ustronia i też zabił ich nowotwór. Kobiety chcą ujawnienia prawdy i zadośćuczynienia moralnego. Bo wojsko nie złożyło im nawet kondolencji. - Dzwonią do mnie kobiety z całej Polski, których mężowie zmarli na nowotwory, dzwonią mężczyźni po operacjach. Wszyscy pracowali przy radarach. Niech ktoś o tym wreszcie usłyszy. Jesteśmy to winne mężom. Chociaż tyle. Bo wojsko to instytucja, z którą żadna z nas nie ma siły walczyć - mówi Elżbieta Soszyńska. Świeciła w dłoni Podpułkownik rezerwy Lechosław Grzywnowicz, były dowódca zmarłych wojskowych, nie ma wątpliwości, że powodem zgonów było promieniowanie. - To nienormalne, kiedy 40-letnie zdrowe chłopy nagle zaczynają umierać na raka - mówi. - Czy się boję" Każdy się boi. Na szkoleniach było po 5-6 jednostek w jednym miejscu. Każda miała po trzy stacje radarowe. Jak wszystkie zaczęły promieniować przez 12 godzin dziennie to wystawialiśmy rękę z jarzeniówką, a ta świeciła w dłoni. Chorąży sztabowy Radosław Jaroszewski (emeryt niezdolny do służby - jak orzekła komisja) też się boi. Miał już podejrzenie raka mózgu. - Wszyscy zmarli to koledzy, z którymi siedziałem na dyżurach - wspomina. - Praca przy radarze przypomina siedzenie na talerzu mikrofalówki. Promieni nie widać, nie słychać, a po latach umiera się na raka. Badania, które nam robiono, to fikcja. Wszyscy byliśmy zdrowi. Tak jak Czesiu Gawliński, nasz były dowódca. Odszedł ze służby, wyjechał do Stargardu i zmarł na tętniaka mózgu. Kapitan Andrzej Bańczewski, wykładowca w szkole wojskowej, przypomina o kombinezonach mikrofalowych, w których nie dało się pracować i o tym, że były tylko dwa na całą jednostkę. - W wojsku wykonuje się rozkazy - mówi Bańczewski. - Nikt nikogo nie pyta, co szkodzi, a co nie. W najgorszej sytuacji mogą być szeregowcy. Żołnierze, którzy byli wystawiani w najgorsze miejsce naprzeciw stacji, która promieniowała. To był punkt obserwacji wzrokowej. Zgadza się z tym podpułkownik Grzywnowicz. - To nie jest tylko problem Ustronia. Rotacja kadry i żołnierzy służby zasadniczej była duża. Ktoś musiałby przeprowadzić badania na dziesiątkach tysięcy ludzi i wyciągnąć wnioski, ale w Polsce nikt się tym nie zajmuje. Podpułkownik Andrzej Zych pracował w podobnej jednostce w Unieściu. Dziś cierpi na czerniaka. Ma przerzuty do węzłów chłonnych, płuc i mózgu. Nie godzi się na zdjęcie, ale udziela informacji. - Nikt w wojsku nie ostrzega o szkodliwości promieniowania, bo ludzie by uciekli - mówi i dodaje, że każdy z pracowników powinien nosić miernik, podobny do tych w poradniach rentgenowskich. Wtedy byłoby wiadomo, ile promieniowania przyjęli i jaką profilaktykę zastosować. - Poligony to była zbrodnia na żywych organizmach - kontynuuje Andrzej. - Zgromadzić tyle dywizjonów, tyle radarów! Ale tak było oszczędniej. A poligony w ZSRR... szkoda gadać. Andrzej wspomina też o specjalnej jednostce, która przyjeżdżała robić pomiary natężenia pola. - Ludzie z tej jednostki nigdy nie zjawiali się na takich zgrupowaniach jak poligony. Nigdy nie informowano nas o wynikach pomiarów, żeby nie było paniki. Jaroszewski i Bańczewski pamiętają te pomiary. - Zawsze nas uprzedzano, żeby puszczać w kierunku ich aparatury szeroką wiązkę, wtedy nie ma dużego natężenia. Kiedyś ktoś się pomylił i puścił wąską - taką na jaką byliśmy narażeni na co dzień - i sprzęt pomiarowy im się rozleciał. Stwierdzili, że coś jest nie tak z ich sprzętem... Głobino, wieś pod Słupskiem, około kilometra od wojskowej stacji. Mieszkańcy wsi walkę z radarami rozpoczęli 20 lat temu. W latach 80. prosili, by wojsko postawiło siatkę ochronną, ale ówczesny sekretarz partii nie palił się do konfliktu z armią. - U nas wciąż chorują - mówi sołtys, Zbigniew Gabriel. - Majewski umarł na ziarnicę złośliwą, mąż Skwierawskiej na raka, u jej syna podejrzewali białaczkę, syn Moskwy miał torbiel kości, Kuźna też zmarł na raka. Na początku lat 90. na prośbę mieszkańców Przemysłowy Instytut Telekomunikacji przeprowadził badania, które wykazały, że w Głobinie występowało przekroczenie norm. Bezpieczna dla zdrowia gęstość fal wynosi 0,25 W/m2, a w Głobinie przekraczała 3,9 W/m2. W przypadku promieniowania elektromagnetycznego są określone strefy ochronne. W pierwszej mogą przebywać pracownicy obsługujący radary. W drugiej zabronione jest stawianie budynków mieszkalnych. A wieś leży i w pierwszej, i w drugiej strefie. Dlatego w 1996 roku mieszkańcy skierowali sprawę do sądu. - Sąd oddalił powództwo - mówi Edwarda Skwierawska z Głobina. - Jeszcze musieliśmy zapłacić po 200 złotych kosztów każdy. Wojsko nas wyśmiało, a radary zostały. Podobno są teraz inaczej ustawione i nie szkodzą. Skwierawska ma prawo być rozżalona. Jej mąż zmarł na raka, u syna podejrzewano białaczkę, ona cierpi na mięśniaki macicy. Dziecko sąsiadki ma guza móżdżku. Promienie śmierci Doktor Leszek Walkowiak, który ponad 20 lat był lekarzem dywizjonu rakietowego w Ustroniu Morskim, uważa, że w stosunkowo niewielkiej populacji jak Ustronie taka liczba zgonów na nowotwory jest niepokojącym zjawiskiem. - Czy wojsko jest odpowiedzialne moralnie za śmierć tych ludzi? Na pewno tak. Ci wojskowi przez pół roku byli narażeni na promieniowanie. Żeby jednak pociągnąć wojsko do odpowiedzialności, trzeba przebadać dziesiątki tysięcy ludzi, bo podobnych jednostek było w Polsce 200. Szef służby zdrowia Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej pułkownik Bogdan Chrapak zapewnił Kulisy, że pomiary w okolicach pracy urządzeń emitujących mikrofale są prowadzone we wszystkich jednostkach. Przyznał jednak, że w latach 1970-1985 stwierdzono dwukrotnie większą zachorowalność na nowotwory wśród wojskowych pracujących przy mikrofalach, niż się spodziewano. - Po roku 1990 nie kontynuowano analizy zachorowalności na nowotwory wśród kadry zawodowej Wojska Polskiego - oświadczył i dodał, że od tego czasu nie prowadzi się książek zdrowia pracowników zatrudnionych w zasięgu mikrofal. Wykonuje się tylko badania okresowe. W Niemczech powstał Związek Pomocy Poszkodowanym przez Radar. Tworzą go ludzie, którzy w latach 60. i 70. pracowali przy stacjach radarowych. 700 osób złożyło już pozew zbiorowy o odszkodowania. Walczą o powiązanie schorzeń, na które cierpią, z pełnioną służbą wojskową. Adwokaci występują o milionowe odszkodowania. Data: 2003-12-19
__Archiwum__