Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Berlin kontra islam

Piotr Jendroszczyk 03-12-2009, ostatnia aktualizacja 04-12-2009 18:38

Władze postanowiły przyjąć twardy kurs wobec radykalnych środowisk muzułmańskich. Berlin nie wyklucza nawet deportacji głoszących hasła wojowniczego islamu. Policja wkroczyła do wielu meczetów.

*Piątkowa  modlitwa  w jednym  z meczetów  w berlińskiej dzielnicy  Kreuzberg,  zamieszkałej przez Turków
autor: Marcin Łobaczewski
źródło: Fotorzepa
*Piątkowa modlitwa w jednym z meczetów w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg, zamieszkałej przez Turków

Gdzie rozpoczyna się proces radykalizacji w środowisku islamskim? Prawie zawsze w meczecie lub jego okolicy – takimi spostrzeżeniami podzielił się z tygodnikiem „Die Zeit” Thomas de Maiziere, szef niemieckiego MSW. Nie wyklucza on deportowania z Niemiec imamów, którzy głoszą hasła wojowniczego islamu.

Kilka dni po bulwersującym środowisko niemieckich muzułmanów referendum w Szwajcarii w sprawie zakazu budowy minaretów słowa te zabrzmiały wyjątkowo twardo. Tym bardziej że dzień wcześniej w wielu niemieckich miastach przeszukano biura Milli Görüs – muzułmańskiej organizacji, która zarządza w całym kraju 500 meczetami.

– Trudno o gorszy moment na tego rodzaju akcję, nawet jeżeli przyjąć, że jej celem było rzeczywiście wykrycie nieprawidłowości podatkowych – mówi prof. Werner Schiffauer, ekspert ds. islamu w Niemczech. Podejrzewa, że za całą akcją kryje się chęć zademonstrowania siły wobec czterech milionów niemieckich muzułmanów.

Haci Bayram Camii to jeden z 80 meczetów w Berlinie. Mieści się w podwórku przy Kolonienstrasse, w niezamożnej berlińskiej dzielnicy Wedding. Nie ma żadnego minaretu czy kopuły. Kiedyś mieścił się tu magazyn przemysłowy.

– W Berlinie jest zaledwie pięć meczetów z minaretami i nie zanosi się na to, aby było ich znacznie więcej – tłumaczy imam Abdul Razzague. W jego liczącej kilkuset członków gminie od niedzieli dyskutuje się wyłącznie o szwajcarskim referendum. – Lękamy się, że spowoduje ono wzrost nastrojów antymuzułmańskich w Niemczech. Referendum tego rodzaju w Niemczech także skończyłoby się dla nas katastrofą – mówi imam.

Jak wynika z ankiety internetowej „Die Welt”, 86 proc. czytelników jest za wprowadzeniem zakazu budowy minaretów. Obecnie w całym kraju jest ponad 2,5 tys. świątyń muzułmańskich, z czego 163 to meczety z kopułą lub minaretem. W stadium planowania jest 184 takich budowli. Po latach ukrywania się w zaadaptowanych na potrzeby religijne salach gimnastycznych, starych budynkach fabrycznych czy magazynach niemieccy wyznawcy islamu wychodzą z cienia. Domagają się takiego samego traktowania jak wyznawców chrześcijaństwa czy judaizmu.

– Sprawę budowy minaretów regulują w Niemczech przepisy prawa budowlanego i nie ma z tym problemów – przekonuje Wolfgang Bosbach, rzecznik CDU ds. dialogu z islamem. Nie kryje on jednak sympatii dla szwajcarskiego modelu demokracji bezpośredniej. – Wszyscy jesteśmy Szwajcarami – głosi organizacja Pro Köln z Kolonii, która mobilizuje od lat przeciwników „islamizacji kraju”.

Niemieccy muzułmanie udowadniają, że integrują się w błyskawicznym tempie, nie mają zastrzeżeń do porządku prawnego, a trzecie pokolenie imigrantów z Turcji zna niemiecki lepiej niż niektórzy Niemcy. Argumenty te nie przemawiają jednak do wielu Niemców.

– A co z honorowymi morderstwami muzułmańskich kobiet? Co z przymusowymi małżeństwami? – pytają. Jak wynika z sondaży, ponad połowa Niemców uważa, że między chrześcijaństwem a islamem trwa wojna cywilizacji.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane