DRUKUJ

Gdy rewolucja zatoczy koło

mz, Marcin Flint 24-01-2008, ostatnia aktualizacja 24-01-2008 18:20

Weźcie poczciwego Mikołajka i rzućcie go w rzeczywistość, w której przeciwników przypala się żelazkiem, a bomby spadają na głowę. Do psotnego charakteru dodajcie ostry jak brzytwa język, po czym każcie mu przedwcześnie dojrzeć, wysyłając go w świat. Otrzymacie Marjane Satrapi, autorkę „Persepolis”.

źródło: Nieznane

Dla przeciętnego Polaka Iran to kraj tajemniczy i słabo znany. Ze szkoły wyniósł nieco wiedzy na temat starożytnych podbojów Cyrusa II, kiedy to Persja – gdyż to pod tą nazwą Iran funkcjonował przez setki lat – docierała aż do Armenii i dzisiejszego terytorium Turcji. Co prawda w telewizji pokazuje się często obecnego prezydenta kraju Mahmuda Ahmadineżada, ale tylko w kontekście atomowego straszaka, jakim ma dysponować, gwoli uzupełnienia prezentując jego kwestionujące Holocaust tyrady. Poza tym to terra incognita, na którą odrobinę światła rzucił Ryszard Kapuściński.Swąd ludzkiego ciała

Reporter przyjrzał się reżimowi Rezy Khana, założyciela dynastii Pahlavich, koncentrując się szczególnie na rządach jego syna Mohammeda Rezy, po jakimś czasie nazywanego po prostu Szachem. Zwykle stronił od epatowania scenami okrucieństwa, ale te ukazane w „Szachinszachu” wyjątkowo zapadają w pamięć. Ojciec przypala papierosem powieki dziecka, by wzbudzić litość i wyżebrać cokolwiek dzięki jego ropiejącej twarzy. Tajna, dyspozycyjna wobec dyktatora policja Savak smaży podejrzanych na elektrycznych stołach, zaś kolejni oczekujący na tortury tracą zmysły, czując swąd palonego ciała. Przerażająca kronika kończy się w 1979 r., na rewolucji obalającej reżim. Wtedy właśnie zaczyna się autobiograficzne „Persepolis”, komiks Marjane Satrapi. Moment wybrano właściwie. Sterowana przez Chomeiniego islamska machina zaczyna stopniowo wjeżdżać w koleiny wydrążone przez Szacha, rewolucja zatacza zwyczajowe koło. Autorka jest wówczas małą dziewczynką, więc pewnych rzeczy nie dotyka, bo nie może ich zrozumieć. Tym lepiej, czytelnik może pomyśleć sam. Wyrywa się go z refleksji krótkimi, celnymi uderzeniami z zaskoczenia. Gdy już przywyknie do prostej, uroczo krągłej kreski i zacznie podśmiewać się z niepoważnych, małoletnich uciech, opowieść prowadzi go do miejsca, w którym dzieciaki, czując wiszącą w powietrzu atmosferę zemsty, straszą swojego szkolnego kolegę kastetami zrobionymi z gwoździ. Obok planszy pokazujących ciepło rodzinnego domu zdarzają się takie, na których opozycjonista jest przypalany i cięty na kawałki. Należą one jednak do rzadkości. O wiele wymowniejsze jest bowiem pokazanie Marjane przesiadującej godzinami w wannie z jednego powodu – chęci odczucia, jak to jest w celi zalanej wodą. Nie patrzymy już na mękę anonimowego tłumu z odległego kontynentu, papierowych postaci miętych przez totalitarny ustrój. Cierpią konkretni ludzie, tacy, którzy tańczą, piją alkohol, dyskutują, słuchają tych samych zespołów co my wówczas. Ich sytuacje relacjonuje zaś głos z wewnątrz. I nie jest to krzyk. Raczej gadanie w naiwnym, żartobliwym tonie. To fascynuje, ale też wprowadza w konsternację. Wymierza kuksaniec podwójnej moralności dorosłych. „Mój tata nie był bohaterem, moja mama chciała zabijać ludzi, więc wyszłam bawić się na ulicę” – przyznaje dziewczynka, zdobywając się na sarkazm.Bez wąsów proszę

Jej ton robi się zresztą coraz ostrzejszy. Marjane szybko dorasta, będąc pyskatą, odważną jak diabli, przy czym humorzastą smarkulą, nieodrodną córeczką swoich liberalnych, światłych, nigdy nienarzekających na biedę rodziców. Niewesołe irańskie realia bynajmniej nie stępiły ich języków. „Popatrz na nią, jeszcze rok temu nosiła mini i pokazywała swoje grube uda. Dziś szanowna pani nosi czador. Musi jej to być na rękę” – tak komentuje nawróconą na ortodoksję sąsiadkę matka. Ojciec z kolei ostro strofuje nauczycielkę młodej Satrapi, wyraźnie zgorszoną niewystarczającym zakryciem głowy u córki: – „Jeśli włosy są takie podniecające, jak pani twierdzi, to powinna sobie pani wydepilować wąsy!” – kwituje. Poza kartami komiksu, na ustach Satrapi znajdą się wypowiedzi niemniej szokujące. Prowokująca Iranka, z nieodłącznym papierosem przyklejonym do ust, bez mrugnięcia okiem zrówna zastraszenie ludzi na ulicach Teheranu z cynicznym graniem paniką obywateli Stanów Zjednoczonych po ataku terrorystycznym z 11 września. Walczyć z Bushem będzie zawsze. Przed amerykańskimi wyborami prezydenckimi w roku 2004 r. z Artem Spiegelmanem, zaprzyjaźnionym autorem kontrowersyjnego komiksu „Maus”, założy się nawet o ich wynik. Postawi jednak na Johna Kerry’ego, a więc konia zdecydowanie niewłaściwego. Zapłaci za to obiadem postawionym Spiegelmanowi w dobrej francuskiej restauracji i żółcią wylewaną w wywiadach. Nie byłoby jednak komu ich słuchać, gdyby powstałe w 2003 r. „Persepolis” nie obwołano dziełem znakomitym. Globalnie i w detalach

Dla artystki to zakrojone epicko opus magnum. Z jednej strony element większej sagi rodzinnej gatunku w muzułmańskich kręgach kulturowych niezmiernie ważnego, co doskonale widać już po odprysku tej literatury, jaki trafia na nasz rynek – „Uliczkach starego Tunisu” Hasana Nasra czy „Opowieściach Starego Kairu” Nadżiba Mahfuza. Z drugiej – opowieść zdawałoby się niezmiernie lapidarna, ale nasycona znaczeniami. By pokazać, do jakiego stopnia warto przybliżyć epizod, w którym mała Marjane chce zostać prorokinią. Pojawia się w nim nawiązanie do wierzeń szyickich, setek lat oczekiwania na dwunastego Imama. Dziewczyna przed rodzicami wypiera się swojej koncepcji, nie chcąc ich denerwować. To kolejna aluzja do szyityzmu, jednego z nielicznych odłamów religijnych pozwalających na wyparcie się swojej wiary, by przetrwać w konspiracji, Wpuszczona mimochodem, w charakterze smaczku, sąsiaduje z ciekawostkami dla europejskiego czytelnika egzotycznymi. Owszem, Iran to kraj chronicznego czarnowidztwa i niekończących się dyskusji, ale która z polskich kobiet ma na stare lata tak rozwiniętą zmysłowość, by do stanika wkładać kwiaty jaśminu? A tak właśnie robi babcia Satrapi.Ciemna strona mocy

Beznadziejny przypadek niekończącej się wojny irańsko-irackiej zmusił w końcu rodziców Marjane, by wysłać ją do Austrii – już jako czternastolatkę. Ideał, jaki stanowiła dla nich odchuchana, starannie wykształcona we francuskiej szkole córeczka, sięgnął bruku z wielkim hukiem. Zaczęły się narkotyki oraz handel nimi, zainteresowanie anarchizmem, spanie w tramwajach i szukanie jedzenia po śmietnikach. Gdy jako dziewczynka obejrzała z kuzynami „Gwiezdne Wojny”, w odróżnieniu od wszystkich, identyfikowała się z mrocznym Darthem Vaderem. Teraz przeszła na ciemną stronę mocy. Kiedy trafiała w telewizji na wieści z ojczyzny, zmieniała kanał. Pchał ją do tego wstyd, ale też przyznawała, że jej pokolenie było tak zmęczone sytuacją, że odwracało się od polityki plecami. Druga część „Persepolis” (2004 r.) nie jest już zatem o Iranie, tylko o Satrapi. Jadowita narracja autorki okrutnie podsumowuje zblazowaną młodzież oczarowaną Bakuninem i Sartrem, bezmyślny konsumpcjonizm, w którym seks jest kolejnym lekarstwem na nudę, rasizm wychodzący bezwiednie ze światłych, wydawałoby się, ludzi. Nie traci przy tym elementarnej uczciwości, bo przy tym wszystkim najokrutniej prezentuje samą siebie. Choćby w scenie, w której wyrzeka się bycia Iranką. Wytłumaczy potem, że gdy pada pytanie o pochodzenie i odpowiada się „jestem Francuzką”, to rozmówcy wystarczy. W innym wypadku trzeba odpowiedzieć „jestem Iranką, ale...” , po czym tłumaczyć jeszcze przez godzinę. Kiedyś kelnerzy rozwijali przed Irańczykami dywany, kładąc na stole wino na koszt firmy. Niedługo potem rzucali jedzenie na stół z wyraźną pogardą. W mgnieniu oka kopalnia złota stała się potępianą kolebką ekstremizmu.Wojna głupich z mądrymi

Marjane wróci jeszcze do rodzinnego kraju, stanie tam na nogi, wyjdzie za mąż, rozwiedzie i skończy studia, by natychmiast potem na dobre wynieść się do Francji. Jednemu z dziennikarzy powiedziała, że wróciłaby, a nawet dała się powiesić, mając pewność, iż pchnie to „perskie włości na drogę demokracji”. Tymczasem rysowniczka żyje, nie traci jednak wigoru i, co więcej, dojrzewa. Ostatni „Kurczak ze śliwkami” (2006 r.) prezentuje się jako urokliwa, liryczna przypowieść. Zdobywa nagrody. Niestety, patrząc na Bliski Wschód, łatwo przekonać się, iż potrzebuje on raczej kolejnego „Persepolis”. Te przydałyby się również w Polsce i to nie tylko dlatego, że wydawnictwo Post bardzo dobrze radzi sobie z pozycjami tej autorki. Jak mówi Satrapi – wojna nie rozgrywa się między Wschodem a Zachodem, tylko między ludźmi głupimi i mądrymi.   

FELIETON - ANNA KILIANCzasami słowa to zbyt wiele. Czasami wystarczy sam obraz

Mówiąc to, Marjane Satrapi miała stuprocentową rację. W końcu człowiek najpierw zaczął rysować, a dopiero potem tworzyć alfabet. Wizerunki, które do naszych czasów przetrwały na ścianach jaskiń, przemawiają do nas współczesnych silniej, niż gdybyśmy mieli do czynienia ze spisaną historią.„Persepolis”, zupełnie wyjątkowy film Satrapi na podstawie komiksu jej autorstwa, oddziałuje tak mocno na widza, bo jego czarno-biały obraz i prosta, ale urocza i bardzo kobieca kreska mówią nam więcej o historii Iranu, zmodernizowaniu tego kraju przez szacha Rezę Pahlaviego, wojnie z Irakiem, dyktaturze i obecnym religijnym reżimie od artykułów i książek, które przeczytaliśmy do tej pory. Dla skomplikowanych historycznych kolein i wybojów Marjane Satrapi znalazła idealny przekaz, bo obraz na ekranie jest nierozerwalny z samą autorką, która opowiada nam własne dzieje – dzieciństwa w huku spadających bomb i młodości na wygnaniu. – Nie chcę, by ci Irańczycy, którzy stracili życie w więzieniach w obronie wolności, którzy zginęli w wojnie z Irakiem, którzy cierpieli przez różne odmiany represyjnego reżimu lub którzy zostali zmuszeni, by porzucić swoje rodziny i opuścić ojczyznę. By zostali zapomniani – mówi Marjane. I choć od 15 lat mieszka w Paryżu, nie odbiega zbyt mocno od swoich rówieśniczek w ojczyźnie, które na tle pozostałych islamskich państw Bliskiego Wschodu wyróżniają się świetnym wykształceniem (65 procent studentów stanowią w Iranie kobiety), dostępem do stanowisk politycznych i większą swobodą niż ich siostry w krajach arabskich (Iran to państwo Persów), w których także obowiązuje prawo szariatu. W Teheranie działa jedyna w tamtym rejonie świata drużyna strażacka złożona z samych kobiet, które pod hełmami noszą hidżaby (obowiązkowe chusty) nawet wówczas, gdy tylko odbierają wezwania do pożaru w swojej remizie. Choć na mocy konstytucji ich prawa nie są zrównane z prawami mężczyzn (prawnie kobieta znaczy tyle co pół mężczyzny – m.in. córka dziedziczy połowę tego co syn), kobiety mogą w Iranie prowadzić swoje samochody, a nawet zarabiać jako kierowcy taksówek. Marzeniem Iranek jest, by pewnego dnia na fotelu prezydenckim zasiadła kobieta. Przełożyło się ono na ciekawy, znany u nas film „O piątej po południu” Samiry Makhmalbaf, dziś 28-letniej, która dziesięć lat temu została najmłodszym reżyserem w historii festiwalu w Cannes. Jej „Jabłko” włączono wówczas do głównego konkursu. Ta zdolna realizatorka przeniosła akcję do Afganistanu, ale nie zmienia to politycznej i społecznej wymowy obrazu. Właśnie obrazu, bo dialogów w „O piątej po południu” jest niewiele, za to wiele mówiące zdjęcia kraju poranionego wojną słów nie potrzebują. Iranki mogą odkrywać i pokazywać tylko twarze, starają się więc, by te stanowiły ich najdoskonalszy obraz zewnętrzny. Chirurdzy plastyczni zarabiają tam krocie, a widok kobiet naraz spacerujących ulicami Teheranu z obandażowanymi po operacji nosami to norma. Tam, gdzie słowo podlega cenzurze, obraz jest najważniejszy.   

__Archiwum__