Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Rozmowy lepsze niż sąd

Monika Górecka-Czuryłło 26-11-2008, ostatnia aktualizacja 27-11-2008 16:00

Jak dowiedziało się „Życie Warszawy”, Akademia Sztuk Pięknych zostanie na Krakowskim Przedmieściu. Tak zdecydowali spadkobiercy pałacu Czapskich.

* Studenci i wykładowcy mogą czuć się bezpieczni. ASP pozostanie na Trakcie Królewskim
autor: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa
* Studenci i wykładowcy mogą czuć się bezpieczni. ASP pozostanie na Trakcie Królewskim

Mecenas Krzysztof Labe, reprezentujący rodzinę Raczyńskich – spadkobierców siedziby ASP, przyznaje, że rozwiązanie zastosowane wobec nieruchomości przy Krakowskim Przedmieściu jest bardzo podobne do opisywanego przez nas wczoraj zwrotu pałacu Branickich przy Miodowej.

Od wielu lat toczył się spór między spadkobiercami a uczelnią. Była groźba eksmisji ASP, przeciw niej protestowali studenci i mieszkańcy stolicy. Obie strony zapowiadały pozwy sądowe. Ostatecznie spadkobiercy i przedstawiciele Ministerstwa Kultury usiedli do rozmów.

– Moi klienci uznali, że ASP jest tak przywiązana do swojej siedziby, że niemoralnie byłoby domagać się jej wyprowadzki – tłumaczy Labe. – Pozostały nam negocjacje finansowe z ministerstwem: kwestia rozliczenia nakładów poniesionych przez Skarb Państwa na odbudowę obiektu i problem opłat za wieloletnie korzystanie z niego przez ministerstwo.

Model do powtórki?

– Sprawa pałacu Branickich to uczciwe, modelowe rozwiązanie – mówi Tadeusz Koss, szef warszawskiego oddziału Polskiej Unii Właścicieli Nieruchomości. – Ale do tego potrzebna jest pewna klasa samych spadkobierców i dobra wola urzędników.

Szef PUWN Mirosław Szypowski jest większym sceptykiem. – Negocjacje są lepsze niż sąd. Ale byli właściciele często nie mają pieniędzy na opłacenie kosztów odbudowy obiektu – tłumaczy Szypowski.

Ale mecenas Labe przekonuje, że w negocjacjach można osiągnąć lepsze efekty niż w ciągnących się latami rozprawach. – Sądy są dla tych, którzy chcą się kłócić. Pozostali powinni ze sobą rozmawiać – twierdzi mecenas.

Nie jest tak różowo

– Miasto chciało oddać pałac Branickich, to i oddało. Innym nie chce oddać, to i nie odda – komentują natomiast zwrot poszkodowani dekretowcy. – Mam pięć dokumentów świadczących, że dom jest mój, figuruję w księgach wieczystych, mam złożony tzw. wniosek dekretowy, a nieruchomości odzyskać nie mogę. Ciągle miasto wymyśla jakieś przeszkody – mówi Joanna Beller, starająca się o zwrot pałacu Biskupów Krakowskich przy ul. Senatorskiej, gdzie, jak twierdzi, bezprawnie i za darmo od wielu lat urzęduje ZUS. Dodaje, że czynszu domaga się od instytucji w sądzie. – Nikt ze mną z ZUS-u o ugodzie rozmawiać nie chciał – zżyma się Beller.

Mecenasi reprezentujący poszkodowanych dekretem obywateli twierdzą, że rzeczywistość przedstawiana przez miasto nie do końca jest prawdziwa. – Mam przykład dwóch budynków, których właściciele chętnie zapłaciliby za odbudowę, by szybko odzyskać grunt. Ale miasto robi problemy, nie chce zgodzić się na zwrot – mówi adwokat Jan Stachura.

– Nie spotkałem osoby, która sama z siebie chciałaby zapłacić za odbudowę swojego budynku – ripostuje dyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami Marcin Bajko i dodaje, że odwlekanie zwrotu to często wina samych spadkobierców, bo nie dostarczają na czas potrzebnych dokumentów. Ratusza broni też wiceprezydent Andrzej Jakubiak. – Zwracamy grunty po kolei, sprawy są trudne. Wiele jest zaszłości, które musimy odkręcać, jak np. hotel Polonia – mówi Jakubiak.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane