Pacjent śpi, a złodziej kradnie
Telefony, portfele, laptopy, a nawet koszule nocne giną chorym w szpitalach. – Pacjenci nie pilnują swoich rzeczy – mówią policjanci. I apelują, by cenne przedmioty zostawiać w domach.
Do sali pooperacyjnej jednego z oddziałów szpitala przy ul. Banacha wchodzi młoda kobieta. Otwiera szafkę śpiącego pacjenta i zabiera z niej telefon komórkowy HTC warty 1,3 tys. zł. Trzask zamykanych drzwi budzi mężczyznę. Próbuje gonić złodziejkę, ale mu się nie udaje. Kobieta wraz z łupem ucieka.
Tylko w tym roku i tylko w tym akademickim szpitalu doszło już do niemal 40 kradzieży. – Wypada więcej niż jedna w tygodniu – mówią policjanci.
Trudno upilnować
Na początku lipca jeden z pacjentów szpitala przy ul. Banacha stracił portfel, w którym było 50 zł, dowód i karta miejska. Dzień wcześniej innej pacjentce z tej lecznicy skradziono telefon komórkowy, dowód i prawo jazdy.
– Wiemy, że kradzieże się u nas zdarzają. Uprzedzamy pacjentów, by nie zabierali na oddział cennych rzeczy. Ale i tak bywa, że pacjent wychodząc z sali, zostawia laptop, a potem dziwi się, że nie ma sprzętu – mówi Beata Więcko, dyrektor ds. administracyjnych.
Przy okazji remontów oddziałów montowane są drzwi otwierane elektronicznie, tak by nikt obcy nie dostał się do sal chorych. Jednak nawet to nie pomaga. Zdarza się, że pacjenci czy personel blokują takie drzwi, by można było swobodnie wchodzić i wychodzić. – Przez naszą placówkę codziennie przewija się kilka tysięcy osób i trudno upilnować każdego – przyznaje Beata Więcko.
– Złodzieje najczęściej wykorzystują roztargnienie pacjentów, którzy wychodząc z sali, zostawiają w szafkach czy nawet na łóżku telefony, portfele czy inne rzeczy – opowiada policjant z Woli.
Pracownicy ostrzegają
Monika Brodowska z komendy przy ul. Jagiellońskiej wylicza, co najczęściej ginie chorym: są to telefony, portfele, biżuteria. – A jednej z pacjentek skradziono dwie koszule nocne i rajstopy – wspomina.
Policjanci z Pragi-Północ zanotowali od początku roku ponad 20 kradzieży, większość w Szpitalu Bródnowskim. – Obsługujemy specyficzną dzielnicę. Na Bródnie jest więcej drobnych przestępstw niż w innych rejonach miasta. To przekłada się też na szpital – uważa Piotr Gołaszewski, rzecznik lecznicy.
Dodaje, że pracownicy szpitala podczas przyjęć ostrzegają pacjentów, by cenniejsze rzeczy oddawali do depozytów. – Tam są one bezpieczne. Nie było przypadku, by zginęły rzeczy z depozytu – twierdzi rzecznik Szpitala Bródnowskiego.
W przyszłym roku placówka chce zakupić zamykane szafki, ale nie na kluczyk, tylko na chipy. – Ludzie gubią klucze, więc nie chcemy robić im dodatkowego kłopotu – tłumaczy Piotr Gołaszewski.
Szpital Bielański postawił na depozyty, monitoring i ochronę. – Kamery są na głównych ciągach pieszych, a każdy chory może oddać cenne rzeczy na przechowanie – informuje Krzysztof Jarząbek, kierownik działu organizacyjnego lecznicy.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.