Przesuńcie ten dom
Kiedy w 1962 r. przesuwano kościół, „Trybuna Ludu” ekscytowała się, że jest to pierwszy taki przypadek w historii Warszawy. No, może drugi, bo wcześniej przestawiono rogatki grochowskie – zauważyła. A to nieprawda. Znaleźliśmy informację, że pierwszy raz przesuwano u nas murowany budynek w 1909 r.!
Dom przejechał trzy sążnie (oczywiście rosyjskie), czyli około 6,3 metra. A rzecz miała się, według reportera „Kuriera Warszawskiego", następująco: 29 maja 1909 r. przystąpiono do działania – „na przejeździe kolejowym na Woli, z powodu budowy węzła kolejowego kierownik tych robót, inżynier Lubicki, dokonał po raz pierwszy zastosowanego w naszem mieście przesunięcia domu murowanego, dla dozorcy drogowego, o trzy sążnie. W tym celu przygotowano nowy fundament, dom zaś istniejący podpiłowano przy fundamencie i za pomocą lewarów na szynach w kilka godzin najzupełniej bezpiecznie przesunięto. Robotnicy doskonale pojęli to zadanie i wywiązali się z niego wzorowo".
Fatalne rogatki
Na kolejne przesunięcie czekaliśmy ponad pół wieku. Odbyło się ono w 1961 r. podczas przebudowywania ul. Grochowskiej. Żeby ją poszerzyć, zdecydowano się na przesunięcie obiektu o 10,5 metra. Dlaczego go nie zburzono albo nie rozebrano i nie ustawiono od nowa? Bo był już zabytkiem i to w niezłym stanie.
Rogatki wzniesiono... I tu mamy problem, gdyż źródła podają trzy różne daty – 1818, o rok późniejszą i 1823. Być może wszystkie są prawidłowe, gdyż dotyczą zatwierdzenia planów, początków budowy etc. W każdym razie wiemy, że obie rogatki wzniesiono na podstawie rysunków Jakuba Kubickiego (tego, który wystawił słynne Arkady poniżej Zamku Królewskiego).
Minęło 40 lat i druga rogatka, po przeciwnej stronie Grochowskiej, zaczęła być zawalidrogą. W 2001 r. przesunięto ją o 7,8 metra. Tak jak i poprzednio obyło się bez większych problemów.
A teraz do zapamiętania – Kubicki wzniósł osiem par rogatek przy drogach wylotowych z miasta. Do dziś przetrwały tylko dwie pary; poza wspomnianymi – mokotowskie, przy pl. Unii Lubelskiej.
Kościelna zawalidroga
Dwa ocalałe z Powstania 1944 r. kościoły stały się po wojnie zawalidrogami komunikacyjnymi. Jeden z nich – na pl. Zbawiciela – był w tak dobrym stanie, że nie ważono się go rozebrać podczas poszerzania Marszałkowskiej i budowy MDM.
Żeby go nie było widać z daleka (wiadomo – ideologicznie niesłuszny), utrzymano historyczną szerokość Marszałkowskiej wychodzącej z placu Konstytucji i zasłonięto budynkiem hotelu MDM. W drugim przypadku – przy ul. Świerczewskiego (dawniej Leszno, obecnie al. Solidarności) – ocalał z wojennej zawieruchy kościół pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny (i tu znów uwaga – często bywa mylony z kościołem Nawiedzenia NMP mieszczącym się na Przyrynku). Otóż wystawiono go na przełomie XVII i XVIII wieku przy klasztorze Karmelitów Trzewiczkowych.
Pech chciał, że na początku lat 60. zeszłego wieku postanowiono poszerzyć Świerczewskiego i kościół trzeba było przesunąć o 27 metrów. Niby mieliśmy doświadczenie po działaniach grochowskich, ale budynek Kubickiego ważył ledwie 600 ton, a tu stało 6800 ton. I na dodatek puste w środku. „Trybuna Ludu" zachwycała się, że będzie to „trzeci w historii światowego budownictwa przypadek przesunięcia budynku sakralnego, a więc nieusztywnionego wewnętrznymi ścianami czy konstrukcjami". Informowano przy okazji, że pierwsze takie działanie miało miejsce w 1915 r. w amerykańskim Pittsburghu.
Rozbieranie warszawskiego kościoła uznano za niecelowe z uwagi na koszty: wartość obiektu – 14,5 mln zł, zaś przesunięcie miało pochłonąć – 6,3 mln. Według relacji, podczas prac przygotowawczych znaleziono za ołtarzem głównym zejście do tunelu prowadzącego na drugą stronę ulicy.
Miało to być przejście wybudowane podczas istnienia getta, w celu przemycania ludzi oraz towarów – przez Żydowski Związek Wojskowy (kościół był na terenie getta). Wiadomości tej dziś nie sposób potwierdzić.
Operacja przesuwania trwała prawie cztery godziny, a jako napędu użyto pięciu ręcznych wyciągarek. „Życie Warszawy" podało, iż w grupie obserwatorów był: jeden wicepremier, jeden minister, przewodniczący stołecznej Rady Narodowej (dziś – to prezydent miasta) oraz trzech sekretarzy Komitetu Warszawskiego PZPR. Ich obecność oraz łaska boża sprawiły, iż wszystko odbyło się bez kłopotów.
Krzywy pałac
Oś Saską – biegnącą od Grobu Nieznanego Żołnierza, poprzez Ogród Saski, aż poza Marszałkowską – zamykały pałac Lubomirskich i Hale Mirowskie. Pałac stał ukosem i psuł decydentom widok. Wzniesiono go na początku XVIII w. i wielokrotnie przebudowywano.
Pod koniec lat 20. zeszłego wieku nadbudowano jedno piętro i zrobiono zeń szpetną kamienicę mieszkalną. To jeden z nielicznych stołecznych zabytków, któremu przydała się wojna. Pałac zrujnowali Niemcy już podczas kampanii wrześniowej, a po Powstaniu 1944 r. pozostały same gruzy. Pod koniec lat 40. zaczęto odbudowę w stylu klasycystycznym i zakończono ją do roku 1951.
Mijały lata i w Osi Saskiej, ale jeszcze na terenie parku, postanowiono wystawić łuk zwycięstwa, poświęcony również pamięci warszawiaków poległych podczas wojny. Wykopano doły, w których wylano potężne fundamenty, jako że budowla miała mieć prawie 50 metrów wysokości. Projekt z początku lat 60. zakładał budowę stalowego łuku wykładanego ceramicznymi płytkami, dla którego stosowano roboczą nazwę – pomnik Zwycięstwa i Wolności.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby w tle nie stał skrzywiony pałac Lubomirskich. Zdecydowano więc przesunąć go, by godnie zamykał Oś Zwycięstwa i Wolności – jak to niektórzy zaczęli już mówić. Otwarcie całego dzieła miało nastąpić w 1966 r. na tysiąclecie państwa polskiego. Nie nastąpiło.
Gotowe elementy leżały ponoć w wojskowych magazynach i czekały na odpowiednie pieniądze. W każdym razie pod koniec marca 1970 r. zaczęto pałac przekręcać o 78 stopni. Roboty zakończono do połowy maja i zaczęto przymierzać się do wznoszenia łuku. O ile mnie pamięć nie myli, stał tam już całkiem pokaźny dźwig. Jednak historia zmieniła bieg i w grudniu 1970 r. nastąpiły wypadki w Trójmieście oraz Szczecinie, zmiatające rządzącą ekipę Gomułki, w miejsce której zainstalowali się ludzie Gierka. A ci zamierzali przeznaczyć pieniądze na inne cele.
Podobno konstrukcja łuku poszła na złom, a ceramika znalazła się w katedrze polowej Wojska Polskiego. Dwa fundamenty zabetonowano, a pośrodku leży pamiątkowa płyta. W tle zaś widać pałac Lubomirskich, stojący już prostopadle do Osi Saskiej.
Dodaj swoją opinię lub napisz do nas na czytelnik@zw.com.pl
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.