Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Bez samochodu, ale z mandatem

Piotr Szymaniak, Maciej Miłosz 23-09-2011, ostatnia aktualizacja 23-09-2011 12:00

Miały być zachęcanie kierowców do komunikacji miejskiej i jazda z dowodem rejestracyjnym auta zamiast biletu. Było polowanie kontrolerów w autobusach i tramwajach na pasażerów.

Do ratusza niewielu urzędników przyjechało w czwartek samochodem
autor: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa
Do ratusza niewielu urzędników przyjechało w czwartek samochodem

Wsiądź do tramwaju z dowodem rejestracyjnym – tym hasłem Zarząd Transportu Miejskiego promował wczorajszy Dzień bez Samochodu. Jednak rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana.

– Gdy wsiadłem do autobusu, to kanar na „dzień dobry"  wręczył mi mandat, bo okazało się, że samochód zarejestrowany jest na żonę. Nie pomagało tłumaczenie, że przecież ja nim jeżdżę, a małżonka bez dokumentu nigdzie nie pojedzie – żali się nasz czytelnik. – Usłyszałem, że za darmo może jechać tylko właściciel lub współwłaściciel auta i nie ma dyskusji. Myślałem, że idea jest taka, żeby auto zostało w domu, i to jest najważniejsze.

Trzeba było czytać

Takich sytuacji zdarzyło się więcej. Pasażerowie skarżyli się, że kontrolerzy urządzali sobie polowania na ludzi jadących z dowodem rejestracyjnym. – Na krótkiej trasie z Grochowskiej do centrum spotkałam trzy grupy kanarów – opowiadała Urszula z prawego brzegu.

– Kontrolerów było wczoraj tylu co zwykle – odpowiada Igor Krajnow, rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego. – Zasady, na jakich można korzystać z komunikacji miejskiej w Dniu bez Samochodu, jasno określa uchwała Rady Warszawy. One od kilku lat się nie zmieniły. Nie możemy brać odpowiedzialności za to, że ktoś czegoś nie doczytał.

– Absurd! – mówi Michał Suliborski ze Stowarzyszenia Integracji Stołecznej Komunikacji.

– Ludzi do komunikacji miejskiej można zachęcić, kiedy korzystanie z niej jest proste, czytelne i bezpieczne. Nie może być tak, że wsiadając do autobusu, pasażer będzie się zastanawiał, czy nie doczytał czegoś, co było napisane drobnym drukiem, jak w banku czy u dewelopera – dodaje.

Na wczorajszej sesji rady miasta problem poruszył Maciej Maciejowski (PiS). – Rzadko oboje małżonków figuruje jako współwłaściciele samochodu.  Ponadto wiele osób porusza się autami w leasingu i w dowodzie rejestracji jest nazwa firmy. Dziś słyszałem o kilku przypadkach ludzi, którzy uwierzyli w obietnice urzędników o darmowych  przejazdach i dostali mandaty. Widzę jedno rozwiązanie: ZTM powinien anulować te kary, a na przyszłej sesji powinniśmy zająć się tym, by sytuacja za rok się nie powtórzyła – proponuje.

Gdzie indziej się da

Jak sprawę rozwiązano w innych miastach? W Krakowie można było jeździć komunikacją miejską za okazaniem dowodu rejestracyjnego. Jakiegokolwiek. Co ważne, na jeden dowód mogło jeździć tyle osób, na ile auto jest zarejestrowane.

W Poznaniu na jeden dowód  mogła jeździć jedna osoba, ale nie sprawdzono, kto jest właścicielem auta.

Takie same zasady jak w Warszawie obowiązywały w Gdańsku oraz w Łodzi. – Musieliśmy przyjąć jakieś zasady i wybraliśmy takie – ucina pytanie o logikę Antoni Pawlak, rzecznik gdańskiego magistratu.

Za to we Wrocławiu zaklejono wszystkie kasowniki i w Dzień bez Samochodu komunikacja była bezpłatna dla wszystkich.

– U nas mówimy, że wtedy kanary mają wolne – mówi Anna Bytońska z wrocławskiego ratusza.

Pozostaje pytanie, czy kary warszawskich pechowców będą anulowane. – Ale na jakiej podstawie prawnej mielibyśmy coś takiego zrobić? – pyta retorycznie Igor Krajnow.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane