Kompromisy konserwatora
Czy można dobudować piętro i oficyny w zabytkowym dworku? Tak, jeśli to uratuje cenny obiekt – uważa stołeczna konserwator. I zgadza się na kolejne pomysły właściciela.
Planowana przebudowa zabytkowej rezydencji Brühla na Młocinach budzi coraz większe wątpliwości radnych. Twierdzą, że stołeczna konserwator zabytków Ewa Nekanda-Trepka zbyt ochoczo zgadza się na projekty nowego właściciela pałacu w rejonie ul. Muzealnej.
Ostatnio interpelację w tej sprawie złożył w ratuszu szef klubu PiS w Radzie Warszawy Maciej Wąsik. Zwrócił się do prezydent Hanny Gronkiewicz-Walz z prośbą o wyjaśnienie statusu obiektu.
Przypomniał m.in., że poprzedni właściciel starał się o zmianę kształtu pałacyku i dostał odmowę. A obecny, jak pisze radny, też chce pałacyk przebudować i ma przychylność konserwatora. – Tymczasem z dokumentacji wynika, że zbudowanie dodatkowej kondygnacji i nowych budynków nie istnieje w historycznym założeniu obiektu pałacowego – mówi radny Wąsik. Na interpelację odpowiedzi jeszcze nie dostał.
Pałacowa hybryda
Od pięciu lat właścicielem tego pałacowego zespołu jest adwokat dr hab. Sylwester Gardocki.
Nowy inwestor, jak mówi, chce za własne pieniądze odrestaurować budynek. Planuje nadbudować nad pałacykiem piętro, dobudować oficyny, a przy bramie postawić nowy budynek gospodarczy.
– W tym przypadku konserwator zabytków wykazuje nadzwyczajną przychylność dla zamierzeń inwestora – mówi radny Wąsik. – Takie działanie może doprowadzić do tego, że pałac Brühla nie będzie już autentycznym zabytkowym budynkiem, tylko stylizowaną kopią.
Konserwator budowlaniec
Nakanda-Trepka przyznaje, że koncepcja przedstawiona przez nowego właściciela jest szansą na ocalenie obiektu.
– Budynek jest w złym stanie. Nowa koncepcja pozwoli na jego odtworzenie w poprzednim, historycznym kształcie. Kompromisem jest dokonanie pewnych zmian – mówi konserwator.
Oburzeni są varsavianiści. Twierdzą, że skoro obiekt jest w rejestrze zabytków, to konserwator nie może zachowywać się jak inspektor budowlany.
– Jak jest w złym stanie, to lepiej go zniekształcić, zmienić, byleby się w kawałku ostał? – pyta Tomasz Markiewicz z Zespołu Opiekunów Kulturowego Dziedzictwa Narodowego.
I dziwi się, że stołeczna konserwator, zazwyczaj przeciwna rekonstrukcjom, tu na coś takiego się godzi.
Ratunek za każdą cenę
Właściciel obiektu twierdzi, że wcale nie wszystkie jego sugestie zostały zaakceptowane przez konserwatora.
– Np. nie było zgody na kolumnadę czy propozycję szklanego dachu nad podziemnym basenem. Współpracę z konserwatorem oceniam jako trudną , choć raczej konstruktywną – mówi pojednawczo adwokat dr hab. Sylwester Gardocki.
I dodaje, że w przeszłości pałac miał wiele wcieleń. – Ja chcę m.in. przywrócić coś, co zostało całkowicie zburzone. Odkopaliśmy np., w ramach obowiązkowych badań archeologicznych, fundamenty dwóch oficyn, które zamierzam odbudować – mówi adwokat.
Miał już warunki zabudowy dla inwestycji. Zostały jednak zaskarżone przez ekologów. Teraz czeka na nową „wuzetkę". Deklaruje, że w pałacyku oprócz mieszkań będą pomieszczenia pełniące funkcje reprezentacyjne, czyli wystawy, może prestiżowe biura.– Ale zabytkowy kompleks zniknie – mówi Markiewicz.
Jednak władze Bielan sekundują nowemu właścicielowi w przebudowie obiektu. – Przecież ten pałacyk zaraz by się rozpadł. Mamy wrażenie, że poprzedniemu właścicielowi właśnie o to chodziło. Gdy ziemia pusta, łatwiej ją sprzedać – mówi wiceburmistrz Bielan Kacper Pietrusiński. Przyznaje, że były trudne rozmowy z konserwatorem. – Ale lepiej mieć pałacyk niż zabytkowe gruzy – podkreśla wiceburmistrz.
Zespół pałacowo-ogrodowy na Młocinach na początku lat 90. odzyskał spadkobierca właściciela i od razu go sprzedał. Nowy nabywca chciał w rejonie parkowym zbudować apartamentowce, a obiekt przekształcić w budynek hotelowo-apartamentowy.
– I na to mojej zgody nie było – mówi stołeczna konserwator zabytków Ewa Nekanda-Trepka. Przypomina także, że po tej decyzji ówczesny właściciel pałacu się pozbył.
Pałac Brühla
Jako pałacowo-ogrodową rezydencję podmiejską wzniesiono go w latach 70. XVIII w. Pierwszym właścicielem był minister Augusta III Sasa – Henryk von Brühl. Pałacyk, osadowiony na wiślanej skarpie, nosił nazwę Wilanowa Północnego. Słynął z hucznych zabaw i bali. W przypałacowym zwierzyńcu trzymano m.in. żubry, dziki i jelenie. Gośćmi bywali August III Sas i Stanisław August Poniatowski. Pod koniec XVIII w. rozpoczęły się pierwsze przebudowy pałacu. Urządzono ogród pod nadzorem architekta Bogumiła Zuga.
Pałac zmieniał właścicieli. Należał m.in. do rodziny Starzeńskich i Pothsów.
Po II wojnie światowej został odrestaurowany. Swoją siedzibę miało tam Muzeum Etnograficzne. Później pałacyk został własnością PAN. Na początku lat 90. obiekt odzyskała spadkobierczyni właścicieli. Od razu pałacyk sprzedała.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.