Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Tak Platforma obroniła stolicę

Andrzej Stankiewicz 14-10-2013, ostatnia aktualizacja 16-10-2013 11:48

Po referendum sytuacja Donalda Tuska i Hanny Gronkiewicz-Waltz jest podobna. Prezydent zmieniła styl. Czy premier też tak postąpi?

Wczoraj Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła oficjalnie, że niedzielne referendum dotyczące odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz jest niewiążące.

Powód – zbyt niska frekwencja. Do odwołania pani prezydent potrzeba było udziału w referendum co najmniej 29,1 proc. uprawnionych do głosowania. A frekwencja wyniosła 25,66 proc. Wśród głosujących miażdżącą przewagę mieli przeciwnicy Gronkiewicz-Waltz – za odwołaniem było 94 proc. z nich.

– To pokazuje, że zwolennicy Gronkiewicz-Waltz masowo zostali w domach. To nasz największy sukces – uważa jeden ze sztabowców Platformy.

 

(kliknij, aby powiększyć)

Kampania zniechęcania warszawiaków do głosowania to świadoma strategia PO, wybrana w efekcie badań socjologicznych. Zaangażowali się w nią premier Donald Tusk i prezydent Bronisław Komorowski. – Do referendów w sprawie odwołania prezydenta idą w ogromnej większości jego przeciwnicy. Badania pokazywały, że Gronkiewicz-Waltz miałaby szanse na wygranie referendum, tylko gdyby frekwencja zdecydowanie przekroczyła 50 proc. A na to nie było szans. Stąd decyzja o bojkocie – opowiada nam jeden ze strategów PO.

Nie wszystkim w Platformie nawoływanie do bojkotu demokratycznego głosowania się podobało. Według naszych informacji, część strategów namawiało premiera do innego wariantu: podanie się Gronkiewicz-Waltz do dymisji i przyspieszone wybory, w których pani prezydent ponownie by wystartowała. – Miała szanse wygrać w pierwszej turze – mówi nam zwolennik tego rozwiązania. Premier uznał jednak, że to zbyt duże ryzyko i postawił na bojkot referendum.

Istotnym punktem kampanii miało być także maksymalne unikanie szyldu Platformy, który – zdaniem sztabowców – mógł szkodzić pani prezydent. Ten plan runął pod wpływem wewnętrznych rozgrywek w PO.

Na kilka tygodni przed referendum premier zdał sobie sprawę, że w toczących się równolegle wyborach szefów struktur warszawskich PO mogą wygrać zwolennicy jego głównego konkurenta – Grzegorza Schetyny. Murowanym zwycięzcą byłby poseł Marcin Kierwiński, prawa ręka schetynowskiego szefa regionu Andrzeja Halickiego.

Stąd decyzja Tuska, aby na tydzień przed referendum w wyborach partyjnych na szefową PO w stolicy wybrana została Gronkiewicz-Waltz. Pretekst: pokazanie jedności partii. – Taka była decyzja Tuska, nic nie mogliśmy w tej sprawie zrobić – twierdzi współpracownik pani prezydent. – Na szczęście okazało się, że to nie miało większego znaczenia.

Ale Platforma może się cieszyć z wygranej także dzięki błędom, które popełnił PiS. Sztabowcy Jarosława Kaczyńskiego upartyjnili kampanię referendalną, choć Warszawa nie jest miastem przychylnym dla PiS. Badania pokazały, że nieprzekonujący był prof. Piotr Gliński jako alternatywa dla Gronkiewicz-Waltz. W dodatku sztabowcy PiS nie trafili z przekazem odwołującym się do powstania warszawskiego i prezydentury Stefana Starzyńskiego, który kierował obroną stolicy przed hitlerowcami w 1939 r. A w finale przeprowadzili operację, która uderzyła w nich samych: zarzucili ekipie pani prezydent, że chce pobierać opłaty za przejazdy po stołecznych mostach, podczas gdy taki pomysł powstał za czasów rządów PiS w stolicy.

Wedle nieoficjalnych informacji w sztabie PiS doszło do konfliktów w ostatnich dniach przed referendum, kiedy się okazało, że w sondażach maleje liczba chętnych do głosowania.

Liderzy PiS przekonują, że referendum odbyło się – jak to ujął Jarosław Kaczyński – „w warunkach niekonstytucyjnych". PiS zbiera informacje o nieprawidłowościach, które chce zgłosić Państwowej Komisji Wyborczej. Szef stołecznego PiS Mariusz Kamiński powtórzył wczoraj, że nie wyklucza skargi do Rady Europy na premiera i prezydenta. – Za to, że ingerowali w przebieg referendum – przekonywał Kamiński.

Jak obrona Warszawy wpłynie na sytuację premiera, rządu i Platformy? Nasi rozmówcy w PO są zgodni: partii udało się zapobiec ogromnemu kryzysowi, jakim byłaby utrata władzy w stolicy. Dzięki warszawiakom, którzy zostali w domach, PO nie przybyło nowych kłopotów. Ale dotychczasowych problemów to zwycięstwo nie rozwiązuje. – Chyba że premier wyciągnie wnioski i zmieni swój sposób działania, tak jak zrobiła to Gronkiewicz-Waltz – uważa jeden ze sztabowców. Porównuje przy tym sytuację obojga tych polityków: i Tusk, i Gronkiewicz-Waltz rządzą drugą kadencję po bardzo dobrym wyniku wyborczym i oboje przechodzili kryzys poparcia, bo wyborcy byli coraz bardziej zirytowani efektami oraz stylem ich rządów. – Gronkiewicz-Waltz pod wpływem referendum zrozumiała swoje błędy. Stąd duże zmiany personalne w jej ekipie oraz zmiana sposobu komunikacji z mieszkańcami – przekonuje jeden z twórców kampanii. – Tusk nie jest na to gotowy. Premier jest przekonany, że dzięki referendum Platforma się odbije. Tyle że bez zmian w sposobie działania rządu nie będzie żadnej poważnej zmiany.

Gronkiewicz-Waltz nabrała wiatru w żagle. Wczoraj zapowiedziała, że w przyszłym roku będzie się starała o trzecią kadencję w stołecznym ratuszu. Rok później Donald Tusk też chce trzeci raz zostać premierem.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane