Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Rodzice zginęli na oczach dziecka. Śledztwo umorzone

blik 04-01-2014, ostatnia aktualizacja 05-01-2014 09:53

Prokuratura na warszawskiej Pradze Południe umorzyła postępowania dotyczące zabójstwa 33-letniej Moniki P. i samobójstwa jej męża, do których doszło na oczach pięcioletniej córeczki pary.

autor: Łukasz Solski
źródło: Fotorzepa

- Śledztwo w sprawie zabójstwa umorzono ze względu na śmierć sprawcy, a sprawę samobójstwa, bo nie stwierdziliśmy, by ktoś namawiał do jego popełnienia – mówi Renata Mazur, rzecznik praskiej Prokuratury Okręgowej.

Rodzinna tragedia rozegrała się w październiku ub. roku w bloku przy ul. Nasielskiej na warszawskiej Pradze Południe. Policja została wezwana do jednego z mieszkań z powodu nocnej awantury.  Gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce zobaczyli mężczyznę stojącego na gzymie bloku z małą pięcioletnią dziewczynką.

Policjanci rozmawiali z desperatem  i z dziewczynką. Namawiali do zejścia. Na miejsce ściągnięto strażników, którzy rozłożyli skokochron. Mężczyzna nie posłuchał policjantów. Skoczył w dół, za ziemię, obok poduszki ratunkowej. Przeżył upadek. W ciężkim stanie trafił do szpitala, gdzie po godzinie zmarł.

Ratownicy weszli do mieszkania. Tam odkryli zwłoki 33-letniej Moniki P. Kobieta została zadźana nożem. Świadkiem jej śmierci, a poźniej także desperackiego kroku ojca była pięcioletnia dziewczynka, która po tej tragedii znalazła się pod opieką psychologa. Zaopiekowali się nią rodzice. Śledczy nie zdecydowali się na przesłuchanie dziecka.

- Jego relacje znamy z przesłuchania dziadków. Dziewczynka opowiedziała im co się wtedy stało – mówi prok. Mazur.

Z ustaleń śledczych wynika, że małżonkowie byli prawnikami. Nie mieszkali z sobą od roku, dzieckiem opiekowali się na przemian. Mężczyzna prowadził własną działalność gospodarczą związaną z ochroną patentową, a jego żona pracowała w domu mediowym.

Małżeństwo było w trakcie rozwodu. Po wyprowadzce z domu mężczyzna podjął leczenie psychiatryczne, które później przerwał. W dniu tragedii Łukasz P. przyszedł do żony i córki. – Rodzice bardzo się wtedy pokłócili – mówiła dziadkom dziewczynka. Potem mężczyzna zamordował żonę, a później siebie. – Nie mamy wątpliwości, że to  Łukasz P. zamordował żonę, a potem sam się zabił. O tym, że to on dokonał zabójstwa świadczą liczne ślady biologiczne zabezpieczone na nożu czy na rękach mężczyzny – tłumaczy prok. Mazur.

ŻW Online

Najczęściej czytane