Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Lekarz to nie urzędnik

Agnieszka Kalinowska 10-06-2014, ostatnia aktualizacja 10-06-2014 06:18

Kiedy 10 lat temu rozpoczynałem pracę w Szpitalu Św. Rodziny było w nim około 1400 porodów rocznie, obecnie jest 4500. Pacjentki wybierają nasz szpital i mam nadzieję, że tak nadal będzie – mówi znany ginekolog Agnieszce Kalinowskiej.

Prof.Bogdan Chazan,dyr. szpitala św. Rodziny w Warszawie
autor: Krzysztof Skłodkowski
źródło: Fotorzepa
Prof.Bogdan Chazan,dyr. szpitala św. Rodziny w Warszawie

Czy nagina Pan prawo, powołując się klauzulę sumienia? „Newsweek" napisał, że odmówił pan wypisania recept na legalną tabletkę typu „72 godziny po". Zdaniem cytowanego przez tygodnik dr. Grzegorza Południewskiego powoływanie się na tę klauzulę nie może dotyczyć wypisywania recept, a tylko i wyłącznie odmowy wykonania zabiegu aborcji.

Klauzula sumienia dotyczy wszystkich czynności lekarskich, których wykonywanie jest sprzeczne z sumieniem lekarza. W artykule znajduje się wiele fałszywych informacji na mój temat, co dramatycznie zmniejsza jego wiarygodność. Odbyłem rozmowę z podstawioną „pacjentką", przedstawiając zagrożenia dla kobiety związane ze stosowaniem tabletki po stosunku oraz możliwość śmierci zarodka, jeżeli doszło do poczęcia. Wykonane zostało badanie USG, z którego wynikało, że jest już ciałko żółte w jajniku, a więc zajście w ciążę poprzedniego dnia nie było możliwe, mimo pęknięcia prezerwatywy. Chciałbym dodać, ze nie zaglądam do sumienia dr. Południewskiego i byłbym mu wdzięczny za podobne odnoszenie się do mojego.

Oskarżany jest Pan również do powoływania się na prawo, które nie istnieje. Dziennikarka „Newsweeka" opisuje przypadek, w którym odmówił pan wykonania aborcji, twierdząc, że na taki zabieg musi zgodzić dwóch lekarzy, prócz tego, który zabieg wykonuje.

Obecne wydarzenia są kalką tego, co działo się dziesięć lat temu. Wtedy organizacje feministyczne złożyły donos do prokuratury, że nie dbam jako konsultant krajowy w dziedzinie położnictwa i ginekologii o zdrowie reprodukcyjne kobiet. Uważały widocznie, że dla zdrowej prokreacji u kobiety najważniejsze jest dokonanie aborcji. Zmiany jakie miały miejsce w tych czasach w Klinice Położnictwa i Ginekologii Instytutu Matki i Dziecka (nagroda w akcji „Rodzić po ludzku", zwiększenie liczby porodów) oraz obecny rozwój Szpitala Św. Rodziny i dwa razy mniejsza w nim częstość zgonów okołoporodowych niż w całej Polsce o czymś świadczą. Podobnie jak pozyskanie z Unii Europejskiej kilkudziesięciu milionów złotych na modernizację Szpitala. Kiedy 10 lat temu rozpoczynałem pracę w tym Szpitalu było w nim około 1400 porodów rocznie, obecnie 4500. Pacjentki wybierają nasz szpital i mam nadzieję, że tak nadal będzie.

„Wprost" z  kolei napisał, że uniemożliwił pan legalną aborcję dziecka z bezmózgowiem. Minister Bartosz Arłukowicz skierował już tę sprawę do wyjaśnienia przez rzecznika odpowiedzialności zawodowej.

Będę bardzo zadowolony, jeżeli rzecznik zechce przyjrzeć się niewybrednym, kłamliwym atakom na mnie, oraz prawidłowości mojego lekarskiego postępowania.

Teksty w tygodnikach „Newsweek" i „Wprost" to skutek podpisania przez pana deklaracji wiary lekarzy. Wywołaliście państwo niezłą medialną burzę.

Burza wybuchła najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że była to dobra okazja dla tych, która za wszelką cenę chcą laicyzować społeczeństwo i sprawić, żeby medycyna utraciła swój tradycyjny charakter, którego symbolem jest dobry Samarytanin. Zależy im, żeby nie mówiło się o medycynie jak o dziedzinie, do której trzeba mieć powołanie, tylko, że jest to zwykły zawód. Chcą, żeby lekarze pracowali w urzędniczym trybie, żeby bez żadnych oporów i zastanowienia wykonywali wszystkie zlecenia, których oczekują od nich „klienci", na przykład aborcję. Przykładając tę samą miarę może się zastanowić, czy lekarz w Afryce ma wykonać obrzezanie kobiety, bo tego domaga się klientka ?  Tworzy się wyssane z palca teorie o „państwie wyznaniowym". Zastanawia ton tych zajadłych ataków, pełnych nienawiści. Deklarację wiary określa się jako „chłam". Dużo się w tych kołach mówi o potrzebie tolerancji dla różnych poglądów, ale w praktyce toleruje wyłącznie własne. Lewica obyczajowa przegrała wybory. Trafiła się okazja, żeby trochę powalczyć, żeby znowu pokazać się w mediach, by po raz kolejny zademonstrować swoje nieprzejednane i wojownicze oblicze.

rp.pl

Najczęściej czytane