Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Legia nic nie wie

Stefan Szczepłek 30-07-2014, ostatnia aktualizacja 31-07-2014 11:48

Legia – Celtic. Dziś mistrzowie Polski walczą z mistrzem Szkocji o Ligę Mistrzów. Ale czy na mistrzowskim poziomie?

autor: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa

Gdyby brać pod uwagę wyłącznie grę Legii w nowym sezonie, trudno byłoby znaleźć powody do optymizmu. Być może stąd biorą się katastroficzne przepowiednie mniej lub bardziej znanych osób, uważających, że Legia nie ma z Celtikiem najmniejszych szans.

Można się jednak założyć, że większość tych osób nie ma pojęcia, jak gra teraz Celtic. Zakładając jego zwycięstwo, w dwumeczu bierze się bardziej pod uwagę legendę klubu i dawne sukcesy, a nie teraźniejszość. Przeciętny kibic nie jest nawet w stanie wymienić trzech nazwisk piłkarzy Celtiku i trudno się temu dziwić. Bo w tej drużynie nie ma gwiazd.

Wirus stolicy

Nie wiadomo, jak będzie przebiegał dzisiejszy mecz, ale raczej nie powinien się toczyć do jednej bramki. Legia musi brać pod uwagę sposób gry Szkotów, z czym dotychczas raz dawaliśmy sobie radę, innym razem nie. Nie mamy kompleksu, ale trudno też powiedzieć, że mamy na nich sposób.

Tak było niemal zawsze w meczach między klubami i reprezentacjami. 5 marca na Stadionie Narodowym Polska przegrała ze Szkocją 0:1 po wyrównanym meczu, w którym szybkość, konsekwencja, dobra gra gości w obronie i wykorzystanie jednej szansy przyniosły im zwycięstwo. Na ich tle Polacy byli drużyną niezgraną, wolną i bez pomysłu.

W reprezentacji Szkocji wystąpiło wtedy dwóch zawodników Celtiku: pomocnik Scott Brown i obrońca Charlie Mulgrew. Brown zdobył zwycięską bramkę. Obydwaj grają w Celtiku nadal, tyle że Brown leczy kontuzję.

Jedno jest pewne: trzeba się spodziewać gry twardej, a przeciwnik nie będzie myślał o wywiezieniu z Warszawy remisu. Trener Celtiku Norweg Ronny Deila pracuje w Glasgow od kilku tygodni i jeszcze niewiele wie. Ale jest świadomy, po co przyjechał do Warszawy: – To jest mecz, który zbliża nas do Ligi Mistrzów. Gramy coraz lepiej i chociaż Legia jest zespołem lepszym od Reykjaviku, który wyeliminowaliśmy w poprzedniej rundzie, przyjechaliśmy po zwycięstwo – powiedział na wczorajszej konferencji prasowej.

Henning Berg powinien znać Legię lepiej niż jego młodszy rodak Celtic, ponieważ pracuje na Łazienkowskiej od stycznia. Można jednak odnieść wrażenie, że właśnie się pogubił. Dopóki wiosną drużyna grała siłą rozpędu i nie miała w kraju konkurencji, nie odzywał się żaden dzwonek alarmowy.

Legia obroniła tytuł, między nią a resztą ligi była przez cały czas spora różnica. I gdyby nie nowy regulamin rozgrywek, zostałaby mistrzem już w kwietniu. W siedmiu meczach fazy play off utrzymała przewagę, nie wkładając w grę wysiłku.

Sezon się zakończył i należało zacząć przygotowania do eliminacji Ligi Mistrzów. Między ostatnim meczem ekstraklasy a pierwszym eliminacyjnym do LM było 45 dni. Zgodnie z założeniem reformatorów rozgrywek ekstraklasy jedną z zalet nowego kalendarza było skrócenie przerwy letniej, aby kluby biorące udział w walce o europejskie puchary mogły się lepiej przygotować. Przypadek Legii tego nie potwierdza.

Widać butę

Jej pierwszy przeciwnik, mistrz Irlandii Saint Patrick's Athletic, mimo że grał na poziomie drużyn środka tabeli polskiej pierwszej ligi, na Łazienkowskiej zremisował. Grał mądrzej, strzelił bramkę, Legia wyrównała w doliczonym czasie. W rewanżu legioniści wygrali 5:0, przy czym dwie ostatnie bramki Irlandczycy wbili sobie sami. Na obrońców Celtiku raczej nie ma co liczyć.

Najprostszym wytłumaczeniem gry i wyników z St. Patrik's jest tak charakterystyczne dla legionistów zlekceważenie przeciwnika (dawni piłkarze Legii też czasami zapadali na tę chorobę). Buta jest teraz widoczna w tym klubie od szatni po gabinety prezesów i z powrotem. Ale być może nie była to jedyna przyczyna.

W ciągu kilkunastu dni Legia przegrała na Łazienkowskiej z Zawiszą mecz o Superpuchar Polski i ligowy z Bełchatowem. Coś na Łazienkowskiej wyraźnie nie sztymuje, jak mawiali kiedyś warszawscy rzemieślnicy. Zwycięstwo nad Cracovią można by potraktować jako początek końca kryzysu, ale słaba Cracovia nie powinna stanowić punktu odniesienia dla teoretycznie silnej Legii.

Pozory wzmocnień

Wszyscy mistrzowie Polski od roku 1996 (wtedy ostatni raz byliśmy reprezentowani w Lidze Mistrzów) zamiast wzmocnić się przed eliminacjami, nie robili nic lub sprzedawali najlepszych zawodników. Legia nie jest wyjątkiem. Chce zarobić miliony od UEFA, nie inwestując w ten interes. Dyrektor do spraw skautingu Legii Michał Żewłakow przedstawił po sezonie listę proponowanych zawodników. Trener Henning Berg początkowo ją zaakceptował, a potem (być może po rozmowie z właścicielami), zrezygnował. W rezultacie Żewłakow musiał szukać innych graczy. Nakłonił do przyjścia na Łazienkowską Maora Meliksona, ale nie potrafiono przekonać jego klubu do zwolnienia zawodnika.

W rezultacie Legia sprowadziła z Zagłębia Lubin Arkadiusza Piecha, co do którego istnieją poważne podejrzenia, że nadaje się raczej do Chorzowa, oraz Igora Lewczuka. On z kolei gra wprawdzie w reprezentacji, ale to nie powinno nikogo zmylić. Pamiętam, że Jagiellonia pozbyła się go, kiedy okazał się najsłabszym zawodnikiem na boisku w przegranym pucharowym meczu z ARIS Saloniki (grał tylko 23 minuty).

Teraz Legia z Piechem i Lewczukiem będzie podbijać Europę. Jeśli jej się uda, właściciele będą mogli powiedzieć, że są geniuszami futbolowego biznesu. Ale raczej się nie uda.

Transmisja meczu 
Legia Warszawa – Celtic Glasgow dziś o 20.45 w TVP 1. W sprawie transmisji rewanżu w przyszłą środę wciąż toczą się negocjacje.

rp.pl

Najczęściej czytane