Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Tak gestapo zabiło prezydenta

Marek Kozubal 20-09-2014, ostatnia aktualizacja 21-09-2014 21:19

Choroba volksdeutscha pozwoliła rozwiązać zagadkę śmierci prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego.

Stefana Starzyńskiego zabiło w Warszawie lub najbliższych okolicach tuż przed Bożym Narodzeniem 1939 r. trzech gestapowców – ustalił IPN  (na zdjęciu prezydent stolicy w swoim gabinecie, 2 sierpnia 1934 r.)
źródło: nac
Stefana Starzyńskiego zabiło w Warszawie lub najbliższych okolicach tuż przed Bożym Narodzeniem 1939 r. trzech gestapowców – ustalił IPN (na zdjęciu prezydent stolicy w swoim gabinecie, 2 sierpnia 1934 r.)

„Rz" poznała szczegóły pasjonującego śledztwa IPN w sprawie zamordowania legendarnego przedwojennego prezydenta stolicy. Prawda o niemieckiej zbrodni wyszła na jaw 75 lat po śmierci Stefana Starzyńskiego i 45 lat od momentu, gdy w Polsce zaczęto badać jej kulisy.

O zakończeniu śledztwa Instytut Pamięci Narodowej poinformował w ubiegłym tygodniu (pisaliśmy o tym w „Rz"). Prokurator Małgorzata Kuźniar-Plota z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie umorzyła je z powodu śmierci sprawców zbrodni. Ale to właśnie jej udało się ustalić,  kto zabił Starzyńskiego i kiedy mogło dojść do jego egzekucji.

Komarek ujawnia

Przełom w śledztwie nastąpił zaledwie 2,5 roku temu. W lutym 2012 r. za pośrednictwem ambasady RFN oraz Muzeum Powstania Warszawskiego do IPN trafiła relacja Ernsta Komarka. Okazała się tak istotna, że prokuratorzy Instytutu wystąpili do Niemców o przesłuchanie autora w ramach pomocy prawnej.

Jesienią 1939 r. Komarek miał 18 lat, w czasie wojny został volksdeutschem. Zatrudniono go jako tłumacza w referacie III/II C gestapo (tajnej niemieckiej policji) w al. Szucha w Warszawie.

Zeznał, że co najmniej trzy razy brał udział w przesłuchaniach Stefana Starzyńskiego w budynku gestapo. Prowadził  je Erich Preckel, naczelnik wydziału II z IV grupy operacyjnej policji bezpieczeństwa.

Komarek asystował przy przesłuchaniach od listopada do połowy grudnia 1939 r. Jak teraz zeznał, odbywały się  one przed południem, trwały po dwie godziny. Prezydenta przywożono z więzienia na Pawiaku. Autor relacji twierdził, że gestapowcy wypytywali Starzyńskiego o wyjazdy korpusu dyplomatycznego oraz obcokrajowców z Warszawy, a także o przemówienia radiowe podczas obrony Warszawy we wrześniu 1939 r.

Komarek zapamiętał prezydenta jako osobę „dobrze utrzymaną". – Był spokojny, odpowiadał tylko na pytania, dawał zwięzłe odpowiedzi. Podczas przesłuchania nie przedstawiano mu konkretnych zarzutów, jego status był niejasny, ale był przesłuchiwany jako podejrzany – relacjonował Ernst Komarek.

Gestapowcy rozpowszechniali wersję, że zabili prezydenta Starzyńskiego „w trakcie próby ucieczki"

Według niego „przesłuchanie odbywało się bez użycia przemocy czy podnoszenia głosu". Dodał, że protokoły trafiały do Berlina, do Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy.

W 1939 r. przed świętami Bożego Narodzenia Komarek wyjechał na urlop do rodzinnego Cieszyna.  Po powrocie na początku stycznia 1940 r. zapytał, co się stało ze Starzyńskim. Z ust gestapowca Hermanna Schimmanna usłyszał, że prezydent został zastrzelony „w trakcie próby ucieczki, jeszcze przed świętami".

Zdaniem Komarka ciało pochowano niedaleko Warszawy w lesie. W zamordowaniu prezydenta mieli uczestniczyć: Schimmann, Franz Weber oraz Wilhelm Perlbach (określany jako „człowiek od czarnej roboty"). Wszyscy byli esesmanami i służyli w gestapo.

Dlaczego Starzyński zginął? Z dostępnych powojennych zeznań byłych funkcjonariuszy niemieckich wynika tylko, że traktowali go jako „głowę ruchu niepodległościowego", bo swoimi przemówieniami we Wrześniu '39 inspirował ludność cywilną do oporu wobec armii III Rzeszy.

Rewizja u Kulskiego

Wersji przedstawionej przez Komarka nie udało się w czasie śledztwa potwierdzić na podstawie dokumentów. Nie można było też przesłuchać esesmanów, bo już nie żyją.

Mimo to prok. Kuźniar-Plota uznała zeznania za wiarygodne. Dlaczego? Otóż skrupulatnie zweryfikowała każde słowo byłego volksdeutscha. Komarek stwierdził np., że brał udział w innych przesłuchaniach oraz rewizjach. Dokładnie zapamiętał te prowadzone u zastępcy prezydenta Warszawy Juliana Spitosława Kulskiego. Dlaczego? – Bo poczułem się wtedy bardzo źle i zostałem odwieziony do brata – stwierdził.

IPN-owska śledcza poszła tym tropem. Epizod z tłumaczem, który zasłabł w czasie rewizji, przypomniała sobie córka wiceprezydenta Wanda. Prokurator postanowiła jednak sięgnąć także do archiwum Kulskiego. Liczące dwa-
-trzy metry bieżące dokumenty byłego wiceprezydenta znajdują się w Archiwum Akt Nowych. W niepublikowanych wspomnieniach Kuźniar-Plota znalazła fragment, z którego wynikało, że w przesłuchaniu Kulskiego w jego domu na Żoliborzu brał udział „młody, źle wyglądający młodzieniec i poczuł się on źle, bo był chory". To przesądziło, że słowa Komarka uznała za wiarygodne.

Na tę wersję śmierci prezydenta wskazywały też inne dokumenty (zgromadzono je w aktach IPN-owskiego śledztwa, które udostępniono „Rz").

IPN dotarł do notatki znajdującej się w aktach Najwyższego Trybunału Narodowego z 1947 r., sporządzonej w Ludwigsburgu przez polskiego oficera, który rozmawiał z Ludwikiem Fischerem, w czasie wojny gubernatorem dystryktu warszawskiego. Fischer przyznał, że kilka miesięcy po aresztowaniu przez gestapo Starzyński został wywieziony poza Warszawę i rozstrzelany. Fischera poinformował o tym generał SS Paul Moder.

Co stało się z oprawcami prezydenta? Ze zgromadzonych przez IPN materiałów wynika, że Schimmann i Weber w 1944 r. zostali odznaczeni Krzyżem Żelaznym 2. klasy za walkę z polskim ruchem oporu.  Nie wiadomo, jakie były ich późniejsze losy. Zdaniem Komarka Erich Preckel, który przesłuchiwał prezydenta, po wojnie był komisarzem kryminalnym w Oplanden (dzisiaj to dzielnica Leverkusen).

Paczka nie doszła

Historycy nie mieli wątpliwości co do tego, w jakich okolicznościach aresztowano Starzyńskiego, gorzej było z ustaleniem, co stało się z nim na przełomie lat 1939 i 1940.

Pewne jest, że 27 października 1939 r. gestapowcy zatrzymali prezydenta w ratuszu. Świadkami byli prof. Stanisław Lorentz (historyk sztuki, dyrektor Muzeum Narodowego) oraz urzędnik Zygmunt Ogrodziński. Starzyński trafił do więzienia przy ul. Daniłowiczowskiej w Warszawie. Skąd to wiadomo? Po kilku dniach do Lorentza przyszedł naczelnik więzienia i przyniósł gryps od prezydenta z nazwiskami kilkunastu osób, o które Niemcy go wypytywali.

Na Pawiak Starzyńskiego przeniesiono na początku listopada. Wprawdzie nie zachowała się dokumentacja więzienna (przepadła w czasie Powstania Warszawskiego), ale jego pobyt w tym miejscu potwierdziło po wojnie kilku świadków – więźniów i pracowników Pawiaka.

Starzyński przebywał w pojedynczej celi na I piętrze oddziału kobiecego. Sąsiednie cele zajęli żandarmi, aby izolować go od innych więźniów. Zdaniem IPN prezydent przebywał tam do 21, 22 lub 23 grudnia 1939 r., gdy wywieziono go w nieznanym kierunku.

Według Janiny Krzeczkowskiej, która pracowała w więziennej kancelarii, odbyło się to „na krótko przed świętami Bożego Narodzenia". Kobieta (przesłuchana w tej sprawie w 1946 r.) jako ostatnia miała okazję krótko porozmawiać z prezydentem. Poprosiła, aby dał znać – jeśli będzie mógł – dokąd trafił. „Na to Starzyński kiwnął ręką i powiedział »ach«. Był bardzo przygnębiony" – wspominała.

Z kolei z zeznań prof. Lorentza wynika, że 23 grudnia 1939 r. przygotował paczkę świąteczną dla prezydenta i posłał ją do więzienia. Ta wróciła z adnotacją: „Więźnia już na Pawiaku nie ma".

To były inne egzekucje

Na temat śmierci Stefana Starzyńskiego krążyło do niedawna wiele plotek i hipotez. Małgorzata Kuźniar-Plota po kolei je obaliła.

Z różnych relacji wynikało, że Starzyński po wywiezieniu z Warszawy miał być widziany m.in. w obozach Dachau, Flossenburg czy w więzieniu Moabit w Berlinie. W 1948 r. sąd na wniosek bratanicy prezydenta Krystyny określił nawet datę i miejsce śmierci Starzyńskiego na 17 października 1943 r. w Dachau. Wcześniej ograniczył się jednak do przejrzenia gazetowych wycinków o domniemanym miejscu śmierci i do wysłuchania zeznań bratowej oraz prof. Lorentza.

Prokurator IPN odrzuciła też m.in. popularną wśród varsavianistów hipotezę, że Niemcy zastrzelili Starzyńskiego w 1939 r. w Natolinie. Zrobiła to w prosty sposób – sięgnęła do listy rozstrzelanych, którą Niemcy ogłosili 19 listopada 1939 r. Nie było na niej nazwiska prezydenta.

Kuźniar-Plota obaliła też hipotezę o rozstrzelaniu prezydenta w ogrodach sejmowych pod koniec 1939 r. Mówił o tym w jednym z programów telewizyjnych mężczyzna, który jako kilkuletni chłopak był świadkiem egzekucji pięciu–siedmiu cywilów. Twierdził, że do egzekucji doszło w grudniu, ale „nie było wtedy jeszcze śniegu".

Prokurator IPN wykazała, że mijał się z prawdą. Bo oto więźniarka Pawiaka Janina Kozak zeznała zaraz po wojnie, że „prezydent wychodził codziennie o godz. 8 rano na podwórko z dwoma gestapowcami i odgarniał łopatą śnieg".

Ostatnią tajemnicą związaną z zamordowaniem Starzyńskiego pozostaje miejsce, w którym Niemcy pochowali  jego ciało. Jeżeli wyjdą na jaw nowe fakty w tej sprawie, IPN wznowi śledztwo.

rp.pl

Najczęściej czytane