Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Sen o gruntach warszawskich

Stanisław Tyszka 19-11-2014, ostatnia aktualizacja 19-11-2014 08:49

Wobec wieloletniej niemożności rozwiązania problemu na poziomie rządu, jak i parlamentu, do uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej warszawskiej mógłby doprowadzić chyba tylko prezydent RP.

autor: Maciej Skawiński
źródło: Fotorzepa
autor: Darek Golik
źródło: Fotorzepa

Ustawa o reprywatyzacji dla Warszawy jest potrzebna wszystkim zainteresowanym – dawnym właścicielom, lokatorom, miastu, budżetowi państwa, inwestorom i warszawiakom. Dlaczego zatem nie została jeszcze uchwalona? Zaniechania legislacyjne ujawniają największe słabości ustroju i debaty politycznej III RP. Z inicjatywą ustawodawczą w kwestii reprywatyzacji powinien wystąpić prezydent Bronisław Komorowski.

Polska pozostaje jedynym państwem Europy Środkowo-Wschodniej, w którym nie uchwalono generalnej ustawy o restytucji mienia. Większość państw regionu uregulowała tę kwestię, zresztą bardzo różnie, już w pierwszych latach po transformacji ustrojowej, i to przeważnie przed rozpoczęciem prywatyzacji. W Polsce tymczasem w problemie wciąż nieuregulowanych stosunków własnościowych skupiły się jak w soczewce najgorsze cechy III RP: brak poszanowania własności prywatnej, korupcyjna działalność prawniczo-urzędniczych grup interesu, nieprecyzyjne regulacje prawne, nieudolność państwa oraz całkowity brak odpowiedzialności polityków zakładających, że problemy, których ostatecznie uniknąć się nie da, można odkładać w nieskończoność.

Najpierw szansa, 
potem weto

Od lat, ze względu na największą wartość roszczeń, szczególnie palącą kwestią jest brak ustawy reprywatyzacyjnej dla Warszawy. Temat ten powrócił ostatnio przy okazji kampanii samorządowej w kontekście coraz bardziej bulwersujących opinię publiczną konsekwencji dekretu Bieruta z 1945 r. Dekret ten znacjonalizował prywatne grunty warszawskie, oficjalnie dla celów odbudowy stolicy ze zniszczeń wojennych. Cel dekretu okazał się dogodnym pretekstem do pozbawienia tysięcy indywidualnych właścicieli dorobku ich życia.

Po 1989 r. największa szansa na rozwiązanie tego problemu pojawiła się przy okazji projektu ustawy reprywatyzacyjnej rządu Jerzego Buzka. Projekt jednak w 2001 r. zawetował Aleksander Kwaśniewski. Wobec braku ustawy reprywatyzacyjnej byli właściciele w swych staraniach o odzyskanie zagrabionego majątku opierali się na przepisach prawa administracyjnego. Na ich podstawie możliwe było stwierdzenie nieważności decyzji wywłaszczeniowej w wypadku rażącego naruszenia prawa. To z kolei umożliwiało odzyskanie nieruchomości bądź uzyskanie odszkodowania.

Legalna, ale pełzająca

Część byłych właścicieli i ich spadkobierców jest jednak na gruncie obecnych przepisów trwale pozbawiona tych możliwości. Należą do nich ci, którzy nie złożyli w terminie tak zwanego wniosku dekretowego. Właściciele nieruchomości warszawskich mieli możliwość złożenia wniosku o przyznanie własności czasowej tylko w ciągu sześciu miesięcy od objęcia nieruchomości przez miasto. Niektórzy przebywali wtedy jednak za granicą, inni nie wiedzieli o terminie, jeszcze inni bali się ujawnić z takim wnioskiem bądź siedzieli w więzieniach.

Dla tych, którzy mieli szansę odzyskać swoją własność na gruncie obecnych przepisów, zmagania z administracją i sądami III RP okazały się niesłychanie czaso- i kapitałochłonne. W procesie legalnej „pełzającej" reprywatyzacji nieruchomości odzyskiwali ci, którzy mieli czas, pieniądze na prawników i bardzo często również odpowiednie koneksje. Ze względu na skalę koniecznych nakładów spadkobiercy bardzo często decydowali się na sprzedaż roszczeń. Większość głośnych przypadków z ostatnich lat dotyczy właśnie nieruchomości odzyskanych przez osoby skupujące roszczenia i traktujące reprywatyzację jako przedmiot swego rodzaju działalności gospodarczej.

Dlaczego temat reprywatyzacji w Warszawie nabrał większego rozgłosu w ostatnich latach? Brak uregulowania kwestii własnościowych stanowi przecież przeszkodę dla licznych inwestycji już od początku lat 90. Powodowało to często zwiększenie kosztów inwestycji bądź ich całkowite zaniechanie. (Chociaż na przykład budowy Stadionu Narodowego uzasadnione roszczenia byłych właścicieli nie powstrzymały). Ostatnio kwestia ustawy nabrała szerszego rozgłosu przede wszystkim jednak ze względu na losy lokatorów traktowanych czasem bezlitośnie przez nowych właścicieli. Najświeższym zaś tematem, atrakcyjnym dla mediów i lewicowych aktywistów, stały się losy placówek oświatowych dotkniętych roszczeniami.  To wszystko stworzyło atmosferę sprzyjającą dyskusji o reprywatyzacji, ponieważ jej dotychczasowi zagorzali ideologiczni przeciwnicy zdali sobie w końcu sprawę, że od tematu trudno uciec. Postępowania w sprawach reprywatyzacyjnych budzą coraz więcej wątpliwości. Z jednej strony coraz częściej kwestionowane są podstawy prawne odzyskiwania nieruchomości oraz działania osób zajmujących się skupowaniem roszczeń. Przeciwnicy uregulowania reprywatyzacji najwyraźniej nie przewidzieli konsekwencji związanych z legalnym przecież handlem roszczeniami. W ramach tego handlu od 25 lat mamy do czynienia z wieloma nadużyciami i przestępstwami polegającymi między innymi na fałszowaniu dokumentów. Zarówno w Warszawie, jak i w Krakowie dużo takich przypadków dotyczy tak zwanej własności pożydowskiej.

Prawowici właściciele od lat spotykają się też z obstrukcją administracji i sądów. Dość szokujące jest niedawne świadectwo wysokiego urzędnika administracji Hanny Gronkiewicz-Waltz, który w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej" przyznał, że często stara się opóźniać lub blokować sprawy o zwrot nieruchomości. Skarżył się nawet, że ostatnio te jego sztuczki niestety przestają działać...

Z tych powodów reprywatyzacja stała się ważnym elementem ostatniej kampanii samorządowej w Warszawie. Jakie rozwiązania proponowali kandydaci na prezydenta Warszawy? Jako pierwszy temat poruszył kandydat Twojego Ruchu Andrzej Rozenek, sprytnie wnosząc do Sejmu niezmieniony projekt ustawy napisany parę lat temu przez urzędników Hanny Gronkiewicz-Waltz. Sama prezydent Warszawy zadeklarowała, że projekt ten wysłała do premiera, ministra Skarbu Państwa oraz marszałków Sejmu i Senatu już w grudniu 2012 r. Niestety, nie spotkał się on z ich zainteresowaniem.

Projekt ten mógłby rozwiązać wiele problemów związanych z reprywatyzacją, choć zawiera też elementy niepotrzebnie komplikujące procedurę, jeśli nie potencjalnie korupcjogenne, jak choćby Fundusz Nieruchomości Warszawskich. W każdym razie ani Hanna Gronkiewicz-Waltz, ani warszawscy posłowie Platformy Obywatelskiej ostatnio nie podtrzymują już wyraźnie poparcia dla tego projektu.

A może tak jak Zabużanom?

Debata skupiła się bowiem bardziej na placówkach oświatowych zagrożonych roszczeniami. Kandydat Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej Piotr Guział zbierał podpisy pod projektem obywatelskim, którego jedynym celem jest zablokowanie właśnie około stu tych najbardziej interesujących media roszczeń. Temat podjęli też politycy PO. Chcą zgłosić projekt przyznający prawo pierwokupu roszczeń miastu i wygasić prawa do roszczeń nieponawianych, co prawdopodobnie okazałoby się niekonstytucyjne.

Z kolei kandydat Prawa i Sprawiedliwości Jacek Sasin chciałby złożyć w Sejmie obywatelski projekt ustawy reprywatyzacyjnej przewidujący odszkodowania w naturze, obligacjach Skarbu Państwa i mieniu zamiennym, a jednocześnie zapewniający przejrzystość postępowań i gwarantujący, że częściowe odszkodowanie uzyskają tylko prawowici właściciele. Dlaczego jednak nie zdecydował się na zbieranie podpisów pod projektem obywatelskim już teraz bądź nie wybrał łatwiejszej przecież drogi złożenia projektu ustawy za pośrednictwem Klubu PiS w Sejmie?

W każdym razie z powyższych propozycji wyłania się szansa na bardzo fragmentaryczną ustawę, która ograniczyłaby się do zagadnień najbardziej medialnie palących, a jednocześnie odsunęła ad Kalendas Graecas rzeczywiste systemowe rozwiązanie problemów wynikających z tzw. dekretu Bieruta.

Jak należałoby rozwiązać problem reprywatyzacji w Warszawie? Priorytetem powinien być zwrot nieruchomości w naturze tam, gdzie jest to jeszcze możliwe. Tam zaś, gdzie przywrócenie własności możliwe już nie jest, zasadniczą formą odszkodowań powinny być nieruchomości zamienne. Ewentualnym zamiennikiem mogłaby być restytucja w akcjach spółek Skarbu Państwa. Takie rozwiązanie pozwoliłoby na uniknięcie dalszego zadłużenia państwa czy podwyżki podatków. Poziom odszkodowań powinien wynikać z szacunków wartości dostępnego mienia zamiennego. Punktem odniesienia mogą być odszkodowania dla tzw. Zabużan ustalone ustawowo na poziomie 20 proc. wartości nieruchomości utraconych.

Politycy PO, tłumacząc się z braku ustawy reprywatyzacyjnej, wskazują na opór PSL. Ono rzeczywiście w ostatnich 25 latach było partią polityczną najbardziej konsekwentnie przeciwną uchwaleniu ustawy reprywatyzacyjnej. Innym argumentem polityków PO są potencjalnie wysokie koszty odszkodowań. Argumenty te tracą jednak uzasadnienie, jeśli zaczniemy rozmawiać o nieruchomościach zamiennych jako o głównym źródle odszkodowań. Tu warto przypomnieć, że to właśnie ludowcy dwa lata temu zaproponowali utworzenie rządowego programu „Ziemia za złotówkę".

W jego ramach młodzi Polacy mieli otrzymywać za bezcen działkę pod budowę domu. Nieruchomości miałyby trafić do osób, które zdecydują się wrócić do kraju z zagranicy albo z wyjazdu zrezygnują. Ziemia miała pochodzić z zasobów Agencji Nieruchomości Rolnych, do której należą niemal 2 mln ha ziemi. To te nieruchomości powinny stać się podstawowym źródłem częściowych odszkodowań. Reakcje na taki postulat zaś szybko pokażą, czy politycy koalicji rządzącej rzeczywiście są gotowi rozwiązać problem roszczeń reprywatyzacyjnych.

Dlaczego uchwalenie ustawy reprywatyzacyjnej dla Warszawy byłoby dziś korzystne dla wszystkich potencjalnych interesariuszy? Byli właściciele skorzystaliby w ten sposób, że albo uzyskaliby prawo do odszkodowania, którego na gruncie obecnych przepisów nie mają, albo mogliby skorzystać z szybszej ścieżki dochodzenia roszczeń. Lokatorzy kamienic nie byliby już zagrożeni wyrzuceniem z mieszkań, bo miasto mogłoby zaproponować prawowitym właścicielom nieruchomości zamienne. Miasto uniknęłoby też perspektywy coraz wyższych orzeczeń odszkodowawczych, bo miałoby do dyspozycji instrumenty pozwalające na bardziej elastyczne reagowanie na roszczenia, podobnie jak budżet państwa, który obecnie wypłaca odszkodowania finansowe z Funduszu Reprywatyzacji. Niewątpliwą korzyścią zarówno dla potencjalnych inwestorów, jak i warszawiaków stałoby się odblokowanie gruntów pod inwestycje.

To hańba 
dla Polski

Jednym z polityków, którzy po 1989 r. najgłośniej i najbardziej konsekwentnie opowiadali się za reprywatyzacją, był Bronisław Komorowski. Jeszcze trzy lata temu stwierdził on, że „brak ustawy reprywatyzacyjnej to hańba Polski". Prezydent dotychczas rzadko korzystał z inicjatywy ustawodawczej. Inicjatywa właśnie w tej kwestii byłaby szczególnie pożądana, tym bardziej że prezydent dysponuje odpowiednim zapleczem eksperckim – sekretarzem stanu ds. prawnoustrojowych w Kancelarii Prezydenta jest najwybitniejszy w Polsce ekspert od reprywatyzacji Krzysztof Łaszkiewicz. Wobec wieloletniej niemożności rozwiązania sprawy restytucji mienia – zarówno na poziomie rządu, jak i parlamentu – wydaje się, że jedynym ośrodkiem, który mógłby skutecznie doprowadzić do uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej warszawskiej, jest prezydent RP.

Autor jest ekspertem Centrum im. Adama Smitha, obronił pracę doktorską o restytucji mienia w Europie Środkowo-Wschodniej na European University Institute we Florencji.

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane