Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Most bez polisy

Marek Czerski 28-02-2015, ostatnia aktualizacja 28-02-2015 08:44

Wyremontowanie mostu Łazienkowskiego kosztować będzie ponad 130 mln zł. Ubezpieczyciel wypłaci odszkodowanie do limitu polisy, 
czyli do 4 mln zł.

Pożar mostu wybuchł w sobotę 14 lutego 2015 r.
źródło: AFP
Pożar mostu wybuchł w sobotę 14 lutego 2015 r.
Marek Czerski
źródło: materiały prasowe
Marek Czerski

Mosty dzielą. To wie każdy, zwłaszcza ten, kto mieszka po drugiej stronie rzeki, a tym bardziej wtedy, gdy rzeczonego mostu nie ma. Dlaczego nie ma? Bo się spalił! Takie rzeczy się zdarzają. Nie ma, zdawałoby się, większych powodów, by się martwić. Most na pewno zostanie naprawiony i za chwil parę już będzie można bezpiecznie przeprawiać się na drugą stronę.

Ułamek kosztów

Ktoś dociekliwy zapyta: „Kto za to zapłaci?". Odpowiedź nasuwa się sama – za wszystko zapłaci firma ubezpieczeniowa. Ale tu pojawia się problem. Pokryje i owszem, ale jedynie ułamek – i to niewielki – kosztów, które trzeba będzie ponieść na odbudowę mostu.

Przez wyrozumiałość nie powinniśmy tutaj wspominać o wszelkich innych poniesionych kosztach i stratach, i tych, które poniosą w okresie remontu osoby trzecie – np. zwiększone koszty dojazdu do pracy, wpływ na PKB spowodowany spóźnieniami do pracy, problemy z łącznością, bo spaliły się światłowody (należące do wojska?!), i inne, których w tym artykule nie wymienimy.

Wyremontowanie warszawskiego mostu Łazienkowskiego potrwa zapewne ponad rok i kosztować będzie, według ostatnich szacunków, ponad 130 mln zł. Ubezpieczyciel wypłaci odszkodowanie do limitu polisy, czyli – jak podaje prasa – do 4 mln zł. Z prostego porównania wynika, iż prawie cały koszt odbudowy poniesie właściciel obiektu, czyli Urząd Miasta Warszawy, lub budżet państwa, czyli podatnik.

Pojawia się pytanie, dlaczego majątek miasta ubezpieczono na tak niską kwotę, a mówiąc bardzo bezpośrednio – nie ubezpieczono. Otóż, ze względu na ograniczenia budżetu, którym dysponuje miasto, i ustawę o przetargach publicznych, która preferuje najtańszą ofertę oraz konkurencję na rynku ubezpieczeniowym. Ubezpieczyciel zaoferował najtańszą polisę i miasto ją kupiło. Jedyny problem, jaki powstał, to ten, że ubezpieczyciel dostosował warunki odpowiedzialności do ceny i zawęził warunki polisy w taki sposób, by składka zabezpieczyła jego ekspozycję ryzyka.

Oczywiste jest, że wszyscy byliby zadowoleni, gdyby szkoda nie wystąpiła, ale niestety – pech – zdarzenia losowe zawsze występują, kwestia czasu. Na tym opiera się istota ubezpieczeń.

Powodzie, „paprykarz" 
i inne kataklizmy

Co zatem zrobić, by problemy wynikające z niedoubezpieczenia czy też bardzo często z braku ubezpieczenia się nie zdarzały?

Wystarczy należycie ubezpieczać majątek! To jest właściwa odpowiedź. Niestety, w praktyce nierealna. W świecie opanowanym przez komercyjne firmy ubezpieczeniowe, ubezpieczonych obwarowanych prawem przetargowym i zbyt małymi budżetami rozwiązanie takie jest teoretyczne.

Można domagać się pokrycia szkód z rezerwy na zdarzenia nadzwyczajne z budżetu państwa! Można podążać i tą drogą. Nie ubezpieczać się lub udawać, że się ubezpiecza, i sięgać do budżetu państwa, używając mniejszego lub większego szantażu politycznego, by jakieś fundusze otrzymać. Przykłady sięgania do głębokiej kieszeni budżetu można mnożyć: powódź 1997, powódź 2010 – słynny „paprykarz" czy inne lokalne kataklizmy i ludzkie tragedie. Jedyny premier, który otwarcie, lecz naiwnie stwierdził, że „należało się ubezpieczyć", musiał w konsekwencji złożyć urząd. Musiał nie dlatego, że powiedział prawdę, lecz dlatego, że śmiał ją powiedzieć!

Obowiązek ubezpieczania

Swego czasu z problemem dotyczącym niwelowania skutków trzęsień ziemi zmagała się Rumunia. Został on rozwiązany przez powołanie Obowiązkowego Funduszu Katastroficznego.

Jedyny premier, który otwarcie, choć naiwnie, stwierdził, że „należało się ubezpieczyć", musiał w konsekwencji złożyć urząd

Co zatem pozostaje, by istniejąca od tysiącleci instytucja ubezpieczeń* sprawdzała się także w Polsce? Dobitnie należy stwierdzić, iż instytucje zarządzające mieniem publicznym, właściciele publicznego mienia, a także pewne grupy prywatnych i prawnych właścicieli powinni mieć obowiązek ubezpieczania mienia w specjalnie utworzonym w tym celu Obowiązkowym Funduszu Ubezpieczeń Zdarzeń Nadzwyczajnych.

Utworzony fundusz mógłby zostać wsparty kapitałowo np. z części rezerwy budżetowej przez Polskie Inwestycje Rozwojowe lub bezpośrednio przez Ministerstwo Skarbu. Gromadziłby i zarządzał rezerwami tworzonymi z obowiązkowych składek ubezpieczeniowych płaconych przez miasta, gminy i inne instytucje odpowiedzialne za mienie. System powinien obejmować również osoby prawne i fizyczne szczególnie istotne dla państwa lub eksponowane na ryzyko nieubezpieczalne oraz takie mienie, które jest nieubezpieczalne z punktu widzenia komercyjnych firm ubezpieczeniowych.

Oczywiste zasilenie funduszu powinno pochodzić także z obowiązkowych odpisów uczestników polskiego rynku ubezpieczeniowego, czyli firm ubezpieczeniowych i reasekuracyjnych. Takie instytucjonalne podejście do problemu spowodowałoby znacznie głębsze i poprawne merytorycznie ubezpieczanie mienia państwowego, wspólnego, oraz gwarantowało, przy zastosowaniu zasady wzajemności, maksymalizację wysokości odszkodowań. Dodatkowym efektem byłaby możliwość uwolnienia budżetu państwa od kosztu rezerwy celowej, co spowodowałoby zmniejszenie deficytu.

Zmniejszyłby się także ciężar odpowiedzialności politycznej rządu oraz potencjalna presja ze strony tzw. czynnika społecznego i opozycji.

* Kodeks Hammurabiego, XVIII w. p.n.e., „§ 229 Jeśli budowniczy wybudował komuś dom, a dzieła swego nie wykonał trwale i dom, który wybudował, zawali się i zabije właściciela, budowniczy 
poniesie karę śmierci"

Autor jest menedżerem z doświadczeniem w zakresie ubezpieczeń majątkowych, morskich, lotniczych, katastroficznych i reasekuracji

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane