Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Czas na luksusowe mieszkania

Aneta Gawrońska 23-05-2017, ostatnia aktualizacja 23-05-2017 00:00

Czy sprzedający obniżą stawki?

Na rynku jest wiele mieszkań po generalnym remoncie.
źródło: Fotolia
Na rynku jest wiele mieszkań po generalnym remoncie.
Jeśli właściciel mieszkania zainwestował w dobre materiały i sprzęty, trzyma cenę.
źródło: Fotolia
Jeśli właściciel mieszkania zainwestował w dobre materiały i sprzęty, trzyma cenę.

Na rynku deweloperskim można przebierać w ofertach. Jest wszystko, czego dusza zapragnie. Mieszkaniowe kompakty, wielkie apartamenty, mieszkania z inteligentnymi systemami. W przedsprzedaży można liczyć na spore rabaty. Jak w starciu z firmami radzą sobie prywatni właściciele mieszkań? Na jak duże ustępstwa są w stanie pójść, by sprzedać nieruchomość? Sprawdziliśmy to jako klienci.

Szafa i telewizor

O negocjacjach nie chciał słyszeć właściciel 60-metrowego mieszkania na warszawskiej Ochocie. W pełni wykończony i wyposażony lokal jest wyceniony na 600 tys. zł. To 10 tys. zł za metr. Dużo. Jesteśmy gotowi wyłożyć 0,5 mln zł. – Nie ma mowy. Mieszkanie jest luksusowe, wszystko robione na zamówienie. Meble, łazienka, kuchnia. Zostawiam praktycznie wszystko, najlepsze sprzęty, telewizor, pralka. Wchodzi pani i mieszka – mówi sprzedający. Mieszkanie rzeczywiście sprawia wrażenie luksusowego. – Ma już jednak kilkanaście lat, miejsce parkingowe jest przed blokiem, a płytki w łazience trochę za ciemne – mówimy. Właściciel jest niewzruszony. – To znajdzie sobie pani coś ładniejszego – ucina rozmowę.

Bardziej elastyczna okazała się właścicielka 42-metrowego lokalu tuż przy stacji metra na stołecznym Ursynowie. Lokal ma dwa pokoje, większy jest połączony z kuchnią. Mieszkanie jest teraz wynajmowane. Umowa zakłada miesięczne wypowiedzenie. Na błyskawiczną przeprowadzkę z dnia na dzień nie ma więc co liczyć. No i jeszcze stan mieszkania. Było remontowane dziewięć lat temu. Nieruchomość trzeba więc odświeżyć. Przy tym wszystkim kosmiczna wydaje się cena. 390 tys. zł, czyli 9,2 tys. zł za metr. – Tak dużo za mieszkanie z wielkiej płyty? Na czwartym piętrze bez windy? – nie kryjemy zdumienia. Poza tym mieszkanie nie ma miejsca parkingowego. – Garaż można dokupić w budynku po przeciwnej stronie – uspokaja właścicielka. – Co do wysokiej ceny. Lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja – wyjaśnia. Zapewnia jednak, że cena nie jest ostateczna. – Jeśli się pani mieszkanie spodoba, dojdziemy do porozumienia. Kupuje pani za gotówkę? – dopytuje. – Tak? No to zapraszam do oglądania i negocjacji.

Od razu można się wprowadzić do 50-metrowego dwupokojowego mieszkania przy stacji metra na Pradze-Północ. Lokal w kilkuletnim apartamentowcu jest luksusowo wyposażony. – Wszystko, co nieruchome, zostawiam – mówi właściciel pytany, co w lokalu zostaje. – Przecież nie wyniosę robionych na zamówienie szaf, kryształowych żyrandoli i zabudowy kuchennej.

Mieszkanie na zdjęciach wygląda imponująco. Jasno, czysto, chce się mieszkać. Znów jednak zbyt wysoka wydaje się nam cena. Niemal 480 tys. zł, plus 30 tys. zł za garaż. – Pewnie jest pani na początku poszukiwań – ocenia sprzedający, kiedy mówimy, że ten luksus to trochę za drogi. – W odnawianych praskich kamienicach za metr mieszkania zapłaci pani 11, 12, 15 tysięcy – mówi właściciel nieruchomości. – Na nowym prestiżowym osiedlu po sąsiedzku jest jeszcze drożej. Poza tym moje mieszkanie jest już wykończone, i to materiałami najwyższej jakości. Wszystko projektował świetny architekt. Proszę popytać znajomych. Urządzanie lokalu, pilnowanie ekipy, to czasem droga przez mękę. Jeśli lokal się pani spodoba, możemy siadać do negocjacji – zachęca właściciel.

Różne ceny

360 tys. zł chce właścicielka za 40-metrowe, dwupokojowe mieszkanie na Starym Mieście w Krakowie. Lokal mieści się na parterze kamienicy. – Mieszkanie jest po generalnym remoncie. Można się od razu wprowadzać – zachęca właścicielka. Ten sam lokal dwa różne biura nieruchomości wystawiają na sprzedaż za 370 i 379 tys. zł. Wolimy więc rozmawiać bezpośrednio z właścicielką. – Ja chcę 360 tys. i to jest ostateczna cena – podkreśla. – To naprawdę niezła oferta. Mieszkanie ma świetny adres, stoi puste, obok są przystanki komunikacji miejskiej. Czynsz dla administracji to tylko 230 zł miesięcznie – mówi. Minusem jest brak garażu. Ale niedaleko są miejsca postojowe.

Negocjacji nie wyklucza właściciel 44-metrowego mieszkania w dziesięciopiętrowym bloku z lat 70. na Krowodrzy w Krakowie. – Lokal jest wyremontowany. Wszystko jest wymienione, poza oknami, które tego nie wymagały. Zostają szafy wnękowe, co do mebli, to można się dogadać – opowiada sprzedający. Nieruchomość jest wyceniona na 336 tys. zł, czyli 7,7 tys. zł za mkw. Nie tak źle. – Na pewno uda się trochę zejść z ceny – zachęca właściciel. Będzie jednak problem z parkowaniem. Do lokalu nie jest przypisane stanowisko, a przed blokiem nie zawsze udaje się znaleźć wolne miejsce.

We Wrocławiu upatrzyliśmy sobie 62-metrowe, trzypokojowe mieszkanie w centrum. – Można wejść i mieszkać. Wszystko jest jest odświeżone – mówi właściciel. Lokal na pierwszym piętrze sześciopiętrowego bloku jest wyceniony na 419 tys. zł, co daje 6,7 tys. zł za mkw. Można się zastanowić. Tym bardziej że sprzedający nie wyklucza negocjacji. W bloku z 1990 r. nie ma jednak garażu. – Samochód można stawiać przed blokiem, gdzie obowiązuje strefa płatnego parkowania. Dla mieszkańców oznacza to tylko 10 zł miesięcznie – opowiada właściciel. – Miejsce zawsze się znajdzie. ©℗

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: a.gawronska@rp.pl

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane