Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Powstanie oczami Zachodu

Paweł Łepkowski 19-08-2017, ostatnia aktualizacja 19-08-2017 08:21

Ilekroć sięgam po prace historyków zachodnich, ze smutkiem odkrywam, że powstanie warszawskie postrzegają oni przez pryzmat powstania w getcie warszawskim.

Przemówienie prezydenta Donalda Trumpa na placu Krasińskich w Warszawie przypomniało światu heroizm polskiej stolicy w 1944 r.
źródło: AFP
Przemówienie prezydenta Donalda Trumpa na placu Krasińskich w Warszawie przypomniało światu heroizm polskiej stolicy w 1944 r.

To dobrze, że powojenne filmy, książki i artykuły eksponują ważny i bohaterski zryw garstki bojowników Żydowskiej Organizacji Bojowej w wigilię święta Paschy 19 kwietnia 1943 r., ale niestety niemal całkowicie pomijają dwa miesiące walki polskiej stolicy w 1944 r. Szczególnie amerykańscy historycy zatracają proporcje, pisząc o tysiącach dobrze przeszkolonych żołnierzy żydowskich, których w rzeczywistości było zaledwie kilkuset (niektóre źródła podają, że było ich mniej niż 1500), i to z niewielkim doświadczeniem bojowym. Nikt też nie chce wspominać, że ci ludzie byli i czuli się Polakami. Wszelka pomoc udzielona powstańcom w getcie przez Polskie Państwo Podziemne lub Gwardię Ludową jest w większości tych prac niemal zupełnie przemilczana.

Rozpisując się o heroizmie warszawskich Żydów, tylko nieliczni autorzy wspominają także „o tym drugim powstaniu", które jest definiowane jako epizod, znany jedynie z filmu „Pianista" w reżyserii Romana Polańskiego. I tu też pojawia się mały zgrzyt. Chociaż Polański oba zrywy powstańcze ukazał oczami Władysława Szpilmana, to pozostawiają one w pamięci widza wrażenie wydarzeń o równorzędnych proporcjach. Amerykański czy niemiecki widz nie zobaczy w „Pianiście" setek barykad i nie dowie się, że od sierpnia do października 1944 r. trwała zażarta walka o każdą ulicę. Filmowy Władysław Szpilman już po minucie od pierwszych strzałów powstania błąka się po ulicach miasta planowo palonego miotaczami ognia przez SS-manów. Szkoda, że Polański tak bardzo skrócił perspektywę czasową. Przecież Szpilman brał aktywny udział w powstaniu warszawskim i dopiero po jego upadku ukrył się w ruinach domu przy al. Niepodległości 223. Tam rzeczywiście przetrwał dzięki pomocy kapitana Wehrmachtu Wilma Hosenfelda.

Konia z rzędem temu, kto znajdzie w zachodnich opracowaniach naukowych informację, że w powstaniu warszawskim brało udział kilkanaście tysięcy ocalałych z zagłady Polaków pochodzenia żydowskiego. Żaden twórca filmu dokumentalnego czy fabularnego lub autor książki historycznej nie jest zainteresowany tym, by ukazać radość i entuzjazm polskich Żydów opuszczających swoje kryjówki w pierwszych godzinach warszawskiej insurekcji. Czy Polacy wyznania mojżeszowego radośnie zakładający polskie opaski na ramiona mieszczą się w hollywoodzkiej wizji antysemickiej Polski?

Wertując amerykańskie i zachodnioeuropejskie publikacje, nie sposób trafić na informację, że 5 sierpnia 1944 r. młodzi żołnierze AK (należący do harcerskiego batalionu „Zośka"), których wyjątkowo obłudny niemiecki serial „Nasze matki, nasi ojcowie" ukazał jako zwierzęcych antysemitów, wyzwolili w popisowej akcji 348 więźniów żydowskiego obozu koncentracyjnego Gęsiówka przy obecnej ul. Anielewicza. Nikt z zachodnich autorów nie wspomina o wyzwolonych, m.in. Henryku Ledermanie ps. Heniek czy Dawidzie Goldmanie ps. Gutek, którzy spontanicznie przyłączyli się do „polskiego" powstania.

Kto w USA uwierzy, że już 1 sierpnia 1944 r. oddział Kedywu dowodzony przez por. Stanisława J. Sosabowskiego ps. Stasinek wyzwolił około 50 Żydów zatrudnionych przy Umschlagplatzu, z których większość (m.in. Chaim Goldstein, wcześniej członek francuskiego ruchu oporu i więzień KL Auschwitz) z radością dołączyła do powstania?

Dla historyków niemieckich, amerykańskich, francuskich, nie mówiąc już o rosyjskich, powstanie warszawskie jest wydarzeniem wręcz marginalnym w historii II wojny światowej. Oczywiście, biorąc pod uwagę rozmiary całego teatru wojennego w latach 1939–1945, faktycznie jest to krótki epizod, ale niezwykle ważny z moralnego punktu widzenia.

Jakże często podnosi się w naszym kraju argument, że powstanie warszawskie miało wielki wymiar symboliczny i moralny, który miał uświadomić światu wolę walki Polaków o wolność. Cóż z tego, skoro ten nieludzki wręcz wysiłek naszych dziadków i rodziców został na Zachodzie niemal całkowicie zapomniany. Nieliczni, którzy o nim słyszeli, mają o tym wydarzeniu jednoznaczną opinię: nierozsądne, czupurne i zawadiackie zachowanie młodych polskich anarchistów i amatorów, którzy wsadzili palce między ogromne drzwi szarpane przez dwóch gigantów.

Pociesza jedynie, że telewizja BBC wyprodukowała film dokumentalny ,,Battle for Warsaw. The Warsaw Uprising of 1944". Uświadamia on naszym przyjaciołom w Europie i USA, że przez 63 dni w samym środku Europy trwała heroiczna walka wielkiego miasta, w którym zamordowano ponad 200 tys. cywilów.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: p.lepkowski@rp.pl

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane