Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Smog – raczej duży problem

Bartosz Klimas 13-02-2019, ostatnia aktualizacja 13-02-2019 11:07

Program ochrony powietrza to już obowiązkowy punkt samorządowego planu pracy.

<Spośród największych miast, Kraków ma ze smogiem największe problemy.  Ale jest też  w awangardzie działań antysmogowych
źródło: materiały prasowe
<Spośród największych miast, Kraków ma ze smogiem największe problemy. Ale jest też w awangardzie działań antysmogowych

W grudniowym badaniu opinii publicznej przeprowadzonym przez Kantar TNS na zlecenie Renault Polska aż 92 procent respondentów z miast powyżej 500 tysięcy mieszkańców uznało, że smog jest „bardzo dużym" lub „raczej dużym" problemem. W mniejszych miastach świadomość jest niższa, jednak odsetek zaniepokojonych wciąż przekracza 70 procent. To znak, że program walki ze złym powietrzem stał się obowiązkowym elementem – nie tylko programów wyborczych, ale też programów naprawczych.

W przeciwnym razie spotkamy się w sądzie – mówią obywatele. Po aktorce Grażynie Wolszczak, której roszczenia wobec Skarbu Państwa zostały uznane pod koniec stycznia, na drogę prawną wystąpił poznański społecznik Lechosław Lerczak. Pozwał prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka za naruszanie dóbr osobistych przez miasto w postaci „zmuszania mieszkańców do przebywania w warunkach szkodliwych dla życia i zdrowia". Obok zobowiązania się do podjęcia skutecznych działań prowadzących do poprawy jakości powietrza powód żąda 10 tys. zł, które miałyby zostać przeznaczone na zakup odpowiednich czujników. Sprawę jako pierwszy opisał „Głos Wielkopolski".

Wśród działań na rzecz poprawy powietrza zaplanowanych w Poznaniu na ten rok Hanna Surma z urzędu miasta wymienia program Kawka Bis, czyli dofinansowanie modernizacji ogrzewania w budynkach mieszkalnych (10 mln zł w latach 2019–2023, z czego 2 mln w tym roku) oraz zamiar podłączenia 52 komunalnych domów do miejskiej sieci cieplnej, co ma zapewnić likwidację tysiąca pieców (52-milionowy budżet pięcioletniego planu obejmuje także modernizację sieci wodnej).

W grafiku są dwa programy zmierzające do poprawy efektywności energetycznej placówek oświatowych – m.in. poprzez termomodernizację – dofinansowane z funduszy europejskich (łącznie 35 mln zł, wsparcie ze środków UE ponad 20 mln, termin realizacji IV kwartał 2019 r.).

I wreszcie, trwa dziesiąta edycja programu bezpłatnych badań termowizyjnych „Trzymaj ciepło", który w sezonie 2018–2019, kosztem 20 tys. złotych, obejmie 800 domów jednorodzinnych i 30 kamienic (dając w sumie 5 tysięcy przebadanych domków i 200 kamienic).

Po czyjej stronie stanie poznański sąd? Precedens już mamy – w ocenie Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia większość działań ministra środowiska i ministra energii w celu poprawy jakości powietrza podejmowana była bądź z opóźnieniem, bądź działania te były nieskuteczne. Stąd wyrok korzystny dla Grażyny Wolszczak (zasądzono m.in. 5 tys. złotych na wskazany przez nią cel społeczny).

Miasta pod presją

Wcześniej, po spotkaniu z Rafałem Trzaskowskim, aktorka zdecydowała się na wycofanie pozwu przeciwko Warszawie. Prezydent dziękował za zaufanie, a przedstawiciele urzędu miasta zapewnili, że niebawem przedstawią szczegóły programu walki ze smogiem. Pod koniec stycznia stołeczni radni zdecydowali o przeznaczeniu 300 mln złotych na wymianę „kopciuchów", czyli najstarszych pieców niespełniających nawet najłagodniejszych norm spalania.

Program wymiany ma potrwać do 2022 r., w bieżącym roku do mieszkańców ma trafić 30 mln zł – wymianę pieca wyceniono na 12 tys. złotych, co oznacza, że w najbliższych miesiącach może zniknąć 2500 kopciuchów. Władze Warszawy chcą pozbyć się wszystkich, blisko 17 tysięcy, przestarzałych pieców. 1600 z nich znajduje się w budynkach komunalnych, miasto może więc dać przykład.

W stolicy Dolnego Śląska od roku działa program „Czysta energia dla Wrocławia" realizowany przez lokalnego dostawcę ciepła Fortum. Spółka zobowiązała się, że przyłączy do sieci ciepłowniczej każdą śródmiejską nieruchomość z wewnętrzną instalacją grzewczą – proces ma trwać maksymalnie 12 miesięcy od chwili zgłoszenia.

Fortum informuje, że w 2018 roku do wrocławskiej sieci przyłączono 139 nieruchomości (36 w centrum miasta) kosztem 60 mln złotych. Trwają prace w 61 kolejnych, 66 dalszych jest w fazie analityczno-projektowej.

Szacuje się, że w zeszłym roku – tylko w ramach tego przedsięwzięcia – zlikwidowano w mieście ok. 1600 palenisk i indywidualnych pieców. 2 tysiące kolejnych usunięto dzięki działaniom w ramach Wrocławskiego Programu Antysmogowego #oddechwnormie, w którym na ochronę powietrza w latach 2018–2028 miasto zamierza przeznaczyć 300 mln zł. Szacuje się, że we Wrocławiu działa jeszcze około 20 tys. palenisk węglowych (na początku lat 90. było ich około 80 tysięcy).

W awangardzie działań antysmogowych znalazł się Kraków – miasto, w którym z racji warunków terenowych zanieczyszczenia gromadzą się wyjątkowo łatwo. 1 września wejdzie tu w życie zakaz używania paliw stałych – w tym węgla i drewna – we wszelkich urządzeniach, czyli także w domowych kominkach czy piecach do wypieku pizzy.

Do 2018 roku, kosztem ponad 300 mln złotych, w stolicy Małopolski zlikwidowano niemal 41 tys. pieców i kotłów węglowych, dofinansowano montaż prawie 1,8 tys. odnawialnych źródeł energii (kolektorów słonecznych i pomp ciepła). W zeszłym roku w ramach Programu Ograniczania Niskiej Emisji (czyli zanieczyszczeń ze źródeł umiejscowionych do 40 metrów nad ziemią) dotowano likwidację prawie 5,6 tys. pieców i kotłowni na paliwa stałe. Do unieszkodliwienia pozostało ponad 5 tys. kolejnych. Ich kres nadejdzie jesienią.

Pomoc wciąż na papierze

Działania samorządów powinny iść w parze z rządowym programem „Czyste powietrze" zakładającym dofinansowanie nowych źródeł ciepła i termomodernizacji w budynkach jednorodzinnych (po czasowym wstrzymaniu naboru znów można składać wnioski).

Budżet programu zaplanowanego na lata 2018–2029 ma sięgnąć 103 mld złotych (63,3 mld bezzwrotnych dotacji i 39,7 mld pożyczek). Jak poinformowała w Sejmie wiceminister środowiska Małgorzata Golińska, do końca 2018 roku złożono ponad 25 tys. wniosków na ponad 540 mln złotych, przy czym – dodała – do końca grudnia podpisano ponad 100 umów na łączną kwotę 1 mln zł.

– Program „Czyste powietrze" przedstawiono jako remedium na polski smog. Jeśli spełnione zostaną zapowiedzi rządu, czyli termomodernizacja ok. 4 mln polskich domów połączona z wymianą systemów ogrzewania, jest duża szansa, że powietrze w Polsce zacznie nadawać się do oddychania – przyznaje Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Antysmogowego, inicjatywy skupiającej obywateli zaniepokojonych stanem powietrza w kraju. – Niestety na razie porównanie 103 mld zł, jakie rząd zamierza przeznaczyć na program, z dotychczasowym przebiegiem realizacji planu wskazuje, że system jest głęboko niefunkcjonalny. 25 tysięcy wniosków o dopłaty złożonych w jednym kwartale to zaledwie 7 proc. planu na pierwszy rok programu, który zakłada ok. 400 tys. wniosków rocznie. W jaki sposób rząd zamierza zrealizować zapowiadany plan, pozostaje tajemnicą. Wydaje się, że bez sprowadzenia obsługi programu na poziom bliższy obywatelowi, czyli do gmin, nie ma co mówić o sukcesie „Czystego powietrza". Szumnie zapowiadana cywilizacyjna zmiana w polskich domach jednorodzinnych może zostać zaprzepaszczona – dodaje.

Zielone płuca? Być może

W styczniu prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski i szef warszawskiej Fundacji „Łąka" Maciej Podyma podpisali umowę o utworzeniu w mieście 5 hektarów łąk kwietnych. Fundacja, która posiała już podobne łąki m.in. w Warszawie, Gdańsku i Krakowie, ukwieci stolicę Podlasia. Takie niekoszone polany to nie tylko sposób na zwiększenie różnorodności roślin i pożytecznych owadów w mieście, ale też szansa na poprawę mikroklimatu i jakości powietrza. Realizatorzy sieją 20–30 gatunków dobranych po uprzedniej ocenie warunków. Mają nawet specjalną „mieszankę antysmogową" zgłoszoną do Urzędu Patentowego. Umowa obowiązuje od kwietnia 2019 do listopada 2021 r., miasto przeznaczy na ten cel blisko 1,6 mln zł.

Łąki bez wątpienia uprzyjemnią wiosnę w mieście – nie tylko ludziom, ale i innym przedstawicielom okolicznej fauny – jednak kiedy temperatura spada, niezbędne są lokalne przepisy antysmogowe, z zakazem używania opału najgorszej jakości, których w województwie podlaskim dotąd nie uchwalono (w odróżnieniu od Mazowsza, Łódzkiego, Dolnego i Górnego Śląska, Wielkopolski, Małopolski, Podkarpacia, Lubuskiego i Opolskiego).

W Białymstoku są tylko dwa czujniki jakości powietrza (mowa o urządzeniach Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska), oba w centrum miasta, a nie w dzielnicach domów jednorodzinnych, gdzie niska emisja jest znaczniejsza.

Nad poprawą sytuacji w stolicy regionu pracuje radny Maciej Biernacki wraz z wiceprezydentem miasta odpowiedzialnym m.in. za ochronę środowiska Adamem Musiukiem. – Najprawdopodobniej w przyszłym miesiącu przedstawimy szczegóły programu „Oddychaj bezpiecznie w Białymstoku" – zapowiada Maciej Biernacki. – To będzie konkretny dokument z rozwiązaniami, datami i wskazaniem osób odpowiedzialnych za zadania. Mamy, na przykład, szczególny pomysł na wsparcie mieszkańców przy wymianie pieców lub termomodernizacji w ramach rządowego programu „Czyste powietrze". Tym, których nie będzie stać na wkład własny, chcielibyśmy zaproponować nieoprocentowaną pożyczkę pod hipotekę. Dzięki temu nie będą musieli wykładać własnych pieniędzy, a miasto odzyska kiedyś zainwestowane środki – mówi radny, uprzedzając, że to wciąż tylko projekt.

W tegorocznym budżecie Białegostoku na ochronę powietrza przeznaczono ponad milion złotych – z tych pieniędzy miasto kupi mobilną stację kontrolną (czyli bus wyposażony w mierniki), a także przeprowadzi analizy, które pomogą wytypować lokalizacje dla czujników stacjonarnych tak, żeby dawały wiarygodne rezultaty. – Poszerzenie sieci czujników planujemy już w tym roku, żeby w przyszłym sezonie grzewczym wiedzieć, czy Białystok rzeczywiście jest sercem „zielonych płuc Polski", czy też przekonanie to wynika jedynie ze zbyt małej liczby pomiarów – zapowiada Maciej Biernacki.

Pył kołem się toczy

Pod koniec zeszłego roku do konsultacji społecznych w Białymstoku i innych miastach trafiła „Analiza kosztów i korzyści związanych z wykorzystaniem autobusów zeroemisyjnych w komunikacji miejskiej". Podobne dokumenty są obowiązkiem w gminach zamieszkanych przez więcej niż 50 tys. mieszkańców, wynikającym z ustawy o elektromobilności. Zgodnie z przepisami do 2027 roku autobusy zeroemisyjne (w praktyce elektryczne) powinny stanowić 30 procent floty.

I tak, Białystok ma wprowadzić ich 81, z czego 14 powinno jeździć do końca roku 2020. Obecnie w mieście kursuje 266 wozów o bardzo zróżnicowanym poziomie emisji spalin. Kraków, gdzie konsultacje już się zakończyły, powinien mieć – docelowo – 173 autobusy elektryczne, obecnie ma ich 26. Dziś liderem jest Zielona Góra (36), w Warszawie autobusów na prąd jest 31.

W skali kraju transport kołowy odpowiada za niewielką liczbę przekroczeń poziomu zanieczyszczeń, jednak w większych miastach pojazdy są głównymi trucicielami. Dwutlenek azotu (NO2), typowe zanieczyszczenie komunikacyjne, jest problemem czterech polskich aglomeracji: Warszawy, Krakowa, Wrocławia oraz aglomeracji górnośląskiej.

– W Polsce rejestrujemy w ostatnich latach nieznaczny wzrost emisji NO2, w tym czasie w Europie ten rodzaj emisji wyraźnie spada – alarmował prof. Artur Jerzy Badyda z Zakładu Informatyki i Badań Jakości Środowiska Politechniki Warszawskiej podczas konferencji „Aglomeracje miejskie – wpływ transportu na jakość powietrza" zorganizowanej w styczniu przez Najwyższą Izbę Kontroli.

Jej uczestnicy zwracali przy tym uwagę, że smog samochodowy to nie tylko to, co wydostaje się bezpośrednio z rur wydechowych – jedynie 7 proc. zanieczyszczeń komunikacyjnych tworzy się w taki sposób. Kolejne kilkanaście procent to drobiny opon i klocków hamulcowych, a pozostałą, zdecydowanie dominującą, część stanowi pył wzbijany przez samochody.

Jednak najskuteczniejsza metoda czyszczenia jezdni wykorzystywana w wielu europejskich miastach – polewanie wodą – jest trudna do stosowania zimą. Kolejnym problemem jest poziom świadomości, o czym informował prof. Marek Brzeżański z Instytutu Pojazdów Samochodowych i Silników Spalinowych Politechniki Krakowskiej. – Pilotażowy program dokładnego mycia wybranej ulicy w Krakowie spotkał się z negatywnym odbiorem, mieszkańcy nie chcieli przeparkowywać samochodów na czas czyszczenia – wyjaśnił.

Własny samochód pozostaje wyznacznikiem statusu, mimo że rośnie liczba miast, w których nie jest koniecznością.

Odwagi!

– Polityka transportowa dużych miast polega głównie na wspieraniu rozwoju transportu miejskiego i zachęcaniu mieszkańców do korzystania z komunikacji publicznej przy pomocy parkingów Park&Ride, biletów aglomeracyjnych, rozbudowy połączeń tramwajowych, kolei podmiejskiej czy metra. Opiera się ona na przekonaniu, że mieszkańcy zachęceni ofertą transportową sami przesiądą się do komunikacji publicznej – mówi Piotr Siergiej. – Niestety w Warszawie taka polityka nie jest do końca skuteczna. W latach 2005–2015 udział podróży komunikacją miejską spadł z 68,5 proc. do 56,9 proc., natomiast udział podróży samochodowych wzrósł. Każdego dnia do stolicy wjeżdża pół miliona samochodów.

Przedstawiciel Polskiego Alarmu Smogowego uważa, że miasta obawiają się odważnych i ryzykownych politycznie kroków, takich jak rozszerzenie strefy płatnego parkowania czy podniesienie opłat za parking. – Wiceprezydent Warszawy ds. transportu zapytany w ostatnich dniach o ograniczenie wjazdu do centrum miasta uchylił się od odpowiedzi. Odwagą wykazał się natomiast magistrat Krakowa, który, jako pierwsze miasto w Polsce, wprowadził – na Kazimierzu – strefę czystego transportu, którą dopuszcza ustawa o elektromobilności – mówi Piotr Siergiej.

Do strefy czystego transportu wjazd mają jedynie pojazdy elektryczne, napędzane wodorem lub gazem ziemnym (CNG). Ograniczenia nie dotyczą mieszkańców, a miejscowi przedsiębiorcy i taksówki mogą wjeżdżać na dotychczasowych zasadach do końca 2025 roku.

Przed samorządami dużo pracy, by przekonać kierowców do zmiany nawyków. Ziarno zostało zasiane – we wspomnianych wcześniej badaniach opinii społecznej blisko 60 proc. ankietowanych zadeklarowało, że na co dzień wykorzystuje bardziej przyjazne dla środowiska środki transportu, np. komunikację miejską, rower czy carsharing. Nieco ponad 60 proc. zwraca uwagę na kwestie związane z ochroną środowiska, wybierając środek transportu, jednak tylko 16 proc. robi to zawsze. Jednocześnie 92 proc. badanych wyraziło opinię, że ludzie muszą zmienić nawyki transportowe z uwagi na zanieczyszczenie powietrza i zmiany klimatyczne.

Teraz „oni" muszą stać się „nami". ©℗

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane