Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Bajka bez happy endu

Agnieszka Niemojewska 16-02-2019, ostatnia aktualizacja 16-02-2019 00:00

13 czerwca 1965 r. Elżbiecie Czyżewskiej uroczyście wręczono nagrodę publiczności: Złotą Maskę dla najlepszej aktorki.

≥ Elżbieta Czyżewska jako Noemi w „Niekochanej” Janusza Nasfetera (1965)
źródło: EAST NEWS
≥ Elżbieta Czyżewska jako Noemi w „Niekochanej” Janusza Nasfetera (1965)

Czytając biogram Elżbiety Czyżewskiej, trudno nie dostrzec, że początkowo jej życie toczyło się niczym bajka o Kopciuszku. Los nie oszczędzał przyszłej gwiazdy – ojciec zginął na wojnie, a uboga matka, nie radząc sobie z utrzymaniem dwóch córek, oddała Elżbietę do sierocińca. Co prawda, po kilkunastu miesiącach dziewczyna wróciła, ale zbiorową salę domu dziecka zamieniła na ciasną i ciemną suterenę na warszawskiej Tamce, w okolicy dzisiejszego Muzeum Chopina. Czy już wtedy śniła o scenie i księciu z bajki? Na pewno bardzo chciała się wyrwać z tego miejsca. Z pozoru wyglądała niczym „dziewczyna z sąsiedztwa", nie wyróżniała się z tłumu, lecz już wkrótce jej uroda rozkwitła, a na scenie i przed kamerą po prostu przyćmiewała inne aktorki. One zaś bywały zazdrosne, bo Czyżewska szybko z Kopciuszka stała się królową, a reżyserzy – zarówno filmowi, jak i teatralni – koniecznie chcieli mieć ją w obsadzie, oczywiście w głównej roli. Jak to możliwe, że dziewczyna z nędznej sutereny trafiła na salony i podbiła serca polskiej publiczności? Bez wątpienia miała talent, była inteligentna i zdeterminowana. Potrafiła też skupić na sobie uwagę.

Aktorka totalna

Urodziła się w Warszawie 14 kwietnia 1938 r. Ponieważ nie lubiła opowiadać o swoim trudnym dzieciństwie, niewiele wiemy, co działo się z nią zarówno w czasie okupacji, jak i w pierwszych latach po wojnie. Dla niej życie zaczęło się w chwili, gdy zdała do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Szybko ją dostrzeżono – gdy była na trzecim roku studiów Jerzy Markuszewski zaproponował jej współpracę ze Studenckim Teatrem Satyryków (STS). To ona jako pierwsza wykonała piosenkę, która później stała się hymnem lirycznym tego teatru. Ale któż lepiej mógł zaśpiewać „Kochanków z ulicy Kamiennej" – z muzyką Wojciecha Solarza i jakże wymownym tekstem Agnieszki Osieckiej? Przecież tekst dotyczy młodych ludzi z ubogich ulic warszawskiej Pragi – pozbawionych perspektyw i złudzeń. I choć Osiecka napisała: „Aż dnia pewnego biorą pochodnie, w pochód ruszają, brzydcy i głodni. Chcemy Romea – wrzeszczą dziewczyny – my na Kamienną już nie wrócimy...", to piosenka kończy się gorzkimi słowami: „Potem wracają znów na Kamienną". Czyżewska po raz pierwszy wykonała ją w programie „Bal maskowy" w 1958 r. Jej samej udało się wyrwać „z ulicy Kamiennej" – ale za jaką cenę!

Zanim latem 1960 r. ukończyła PWST, wystąpiła w jeszcze trzech programach STS („Uśmiechnięta twarz młodzieży", „Il pensiero ha un grande avvenire" i „Część artystyczna"). 17 września 1960 r. można było ją zobaczyć w telewizyjnym programie „Warszawa da się lubić" wyreżyserowanym przez Konrada Swinarskiego, a przed kamerą towarzyszyli jej m.in. Barbara Rylska, Zofia Mrozowska i Wojciech Pokora. Natomiast w Wigilię tego roku szczęśliwi posiadacze telewizorów mogli ją podziwiać w roli Klary – w adaptacji „Ślubów panieńskich" Fredry. W kolejnych latach wystąpiła w kilkunastu spektaklach telewizyjnych, m.in. „Zemście", „Homerze i Orchidei", „Szklance wody" czy „Wiele hałasu o nic".

W pierwszej połowie lat 60. rzeczywiście była rozchwytywana – w obsadzie chcieli ją mieć reżyserzy teatralni i filmowi. W wywiadzie dla „Filmu" (18/1961), opowiadała: „Otrzymałam dyplom ukończenia PWST i zostałam zaangażowana do Teatru Dramatycznego. Tu, jeszcze w lecie, zagrałam rzeźbiarkę Alicję w sztuce Wydrzyńskiego »Uczta morderców«. Później byłam jedną z czarownic w »Makbecie« [Szekspira] i Ziną w »Czasie młodości« Zorina. Wystąpiłam także w jednoaktówce Zbigniewa Herberta »Drugi pokój«. (...) Gram poza tym w telewizji w cyklicznej audycji »On i Ona«. Moim partnerem jest Bogumił Kobiela". Z Teatrem Dramatycznym była związana aż do swego wyjazdu z Polski. Na tym nie koniec, bo w tym samym czasie zaczęła pojawiać się na kinowym ekranie.

Reżyserzy dostrzegli jej aktorskie możliwości po roli Renaty w „Mężu swojej żony" Stanisława Barei (1960). Czyżewska przebojowo zagrała dziewczynę z prowincji, córkę profesora Trębskiego. Tworzyła drugoplanowy duet z Wiesławem Gołasem w roli boksera Ciapuły. „Filmowe początki określiły ją jako amantkę z instynktem komediowym, ale Czyżewska potrafiła wyzwalać się z przypisanych jej schematów. (...) Ujmowała publiczność połączeniem dynamicznego temperamentu i wrażliwości, mocnego charakteru i romantycznych pragnień" (Krzysztof Demidowicz, „Film" 6/2001). Cykl „matrymonialny" uzupełniły jej świetne występy w „Żonie dla Australijczyka" (1963) i „Małżeństwie z rozsądku" (1966; oba w reżyserii Stanisława Barei).

W ciągu pięciu lat zagrała w ponad 20 filmach, m.in. w wojennych komediach „Gdzie jest generał..." (1963) Tadeusza Chmielewskiego i „Giuseppe w Warszawie" (1964) Stanisława Lenartowicza, ale także w „Pierwszym dniu wolności" (1964) Aleksandra Forda, „Rękopisie znalezionym w Saragossie" (1964) Wojciecha Jerzego Hasa czy „Niekochanej" Janusza Nasfetera (1965 – to bodaj jej najwybitniejsza kreacja aktorska, ceniona zarówno przez krytyków, jak i widzów). Dzięki tym rolom pokazała, jak bardzo jest wszechstronna. W niezwykle pracowitym dla niej roku 1964 zagrała w jeszcze jednym ważnym filmie, „Rękopisie", reżyserskim debiucie kinowym Jerzego Skolimowskiego – czyli u swego pierwszego męża.

Zatruta strzała Amora

Małżeństwem byli od 1959 r., pobrali się więc, gdy Czyżewska była jeszcze w warszawskiej PWST, a Skolimowski na Wydziale Reżyserii PWSTiF w Łodzi, który ukończył w 1963 r. (Czyżewska zagrała nawet w jednej z jego studenckich etiud, w „Hamlesiu" z 1960 r.). Wynajęli w Warszawie niewielkie mieszkanie, w którym – jak wspominali ich ówcześni znajomi – prawie nic nie było, poza bałaganem i materacem zamiast łóżka.

Żyli chwilą, chętnie imprezowali, a małżeńską wierność traktowali lekko, zwłaszcza Elżbieta. Potrafiła flirtować z żonatymi mężczyznami, nawet w obecności ich żon. Z drugiej strony, taki sposób bycia w środowiskach artystyczno-filmowych nie był niczym szczególnym, ale Czyżewska budziła w wielu koleżankach niepokój i zazdrość. Choć były i takie, które otwarcie mówiły o jej niezaprzeczalnym uroku osobistym, jak np. Agnieszka Osiecka, która stwierdziła niegdyś, że mężczyźni tracili głowę dla „Elki" za sprawą „obłędnego biustu, szalenie zgrabnych nóg i najpiękniejszego uśmiechu, jaki w życiu widziałam". Z kolei Olga Lipińska przekonywała, że „Elka miała bardzo wysokie IQ. Żartowaliśmy, że jest za inteligentna jak na aktorkę".

Skolimowski wykazywał się wyrozumiałością aż do roku 1965. Wtedy na deskach Teatru Dramatycznego Czyżewska wystąpiła w głównej roli Maggie w wyreżyserowanej przez Ludwika René sztuce „Po upadku". W autobiograficznym dramacie Arthura Millera Czyżewska zagrała postać będącą pastiszem Marilyn Monroe. 14 marca na premierze pojawił się sam autor, któremu towarzyszył korespondent „New York Timesa" David Halberstam, laureat Pulitzera. Millerowi bardzo spodobała się interpretacja Czyżewskiej, natomiast Halberstam zachwycił się nią samą. Co ciekawe, nie znał jej wcześniejszych ról, nie wiedział, że ma w Polsce status gwiazdy. Ich romans szybko zakończył pierwsze małżeństwo Czyżewskiej, a ślub odbył się 13 czerwca.

Jak już wspomniałam, tego samego dnia aktorce wręczono Złotą Maskę, nagrodę przyznawaną w plebiscycie ogłaszanym co roku przez „Express Wieczorny". Aktorem roku został wówczas Bohdan Łazuka, który tak wspominał ten moment: „Pamiętam, że wręczano nam ją na stadionie Skry, na który wjechaliśmy odkrytym ogromnym samochodem, siedzieliśmy z Elżbietą na masce. Prowadził któryś ze znanych rajdowców. No i te tłumy wiwatujące na naszą cześć. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Coś niesamowitego".

W połowie lat 60. Elżbieta Czyżewska miała wszystko: uznanie polskiego środowiska filmowo-teatralnego i uwielbienie widzów, nowego i zakochanego w niej męża, prosto z Nowego Jorku. Wydawało się, że Kopciuszek odnalazł swego księcia. Ale wkrótce Halberstam napisał do „New York Timesa" krytyczny wobec rządu Gomułki artykuł, za który został wydalony z Polski, a na aktorkę zaczęto pisać donosy i paszkwile. Czyżewska – mimo że wiele osób jej to odradzało – podążyła za mężem, choć chyba nie przypuszczała, że wyjeżdża na zawsze. Zwłaszcza że po kilku miesiącach przyjechała do Polski na zaproszenie Andrzeja Wajdy, by zagrać we „Wszystko na sprzedaż", opowieści o Zbigniewie Cybulskim, który zginął tragicznie 8 stycznia 1967 r. pod kołami pociągu na wrocławskim dworcu – Czyżewska zagrała jego żonę Elżbietę Chwalibóg-Cybulską.

Koszmarny american dream

W 1968 r. aktorka miała 30 lat, a mimo to naiwnie wierzyła, że za oceanem uda się jej odnieść podobny sukces jak w Polsce. Ale barierą nie do przejścia okazał się brak znajomości języka. Czyżewska zamieszkała wraz z mężem w apartamencie na Manhattanie. Skupiła się na intensywnej nauce angielskiego, ale nigdy nie pozbyła się silnego akcentu, co praktycznie zamknęło jej drogę do prawdziwego sukcesu. Mimo to nie poddawała się i chodziła na castingi, bo jak mawiała: „Mogę być psem, koniem, słoniem, ale muszę grać". Znalazła swoje miejsce na off-broadwayowskich scenach. Zdobyła prestiżową OBIE Award za rolę w sztuce „Crowbar" Maca Wellmana, grała w „Polowaniu na karaluchy" Janusza Głowackiego, a potem w jego „Antygonie w Nowym Jorku". Zagrała także w „Biesach" Dostojewskiego w reżyserii Andrzeja Wajdy w Yale Repertory Theatre. W tym spektaklu u jej boku wystąpiła rozpoczynająca swą karierę... Meryl Streep. W dokumencie poświęconym Czyżewskiej („Aktorka" Kingi Dębskiej i Marii Konwickiej z 2015 r.) obecna amerykańska gwiazda przyznała, że była wówczas zafascynowana Elżbietą i jej techniką aktorską.

Ale życie osobiste Czyżewskiej wyglądało coraz gorzej. Jej stosunki z mężem szybko zaczęły się psuć. Halberstam liczył, że żona zajmie się domem, urodzi dzieci i stworzy wzorcową rodzinę. A ona wydawała jego pieniądze na pomoc początkującym za oceanem polskim artystom. Prowadziła „dom otwarty", przygarniała każdego, z kim mogła pogadać. I coraz częściej zaglądała do kieliszka. Halberstam długo tolerował jej kolejnych adoratorów, ale coraz bardziej miał dość. W biograficznej „Elce" Izy Komendołowicz możemy przeczytać m.in.: „Pijana wydzwaniała po całym świecie. Dochodziło do tego, że Halberstam wyrywał telefon ze ściany, bo przychodziły rachunki na tysiące dolarów". Postępujący alkoholizm przechylił szalę – małżonkowie się rozwiedli. Co ciekawe, Kinga Dębska w rozmowie z Piotrem Czerkawskim (www.film.dziennik.pl, 7 sierpnia 2015 r.) przekonywała, że dla Czyżewskiej to „Halberstam był mężczyzną jej życia i nigdy nikogo nie kochała tak bardzo jak jego. (...) Słynne są historie na temat miłosnych podbojów Czyżewskiej, a jednak żadna z jej miłości nie okazała się miłością spełnioną. Przez większość życia była samotna".

Aktorka zamieszkała sama w małym, dwupokojowym mieszkanku – ciasnym, pełnym bibelotów i pamiątek. Miała jednak poważne problemy z pieniędzmi: „Osuwam się coraz niżej w życiu, sprzedając za bezcen raz obraz, a raz kanapę. W lodówce pustki, a znane nazwiska w notesie" – przyznawała z goryczą w rozmowie z „New Yorkerem".

W 1982 r. w jej mieszkaniu pojawiła się młoda Joanna Pacuła. Jak możemy przeczytać na stronie www.tvn24.pl w tekście Justyny Kobus, „Czyżewska wspierała ją finansowo i pomagała w karierze, przedstawiała ludziom z branży, załatwiała agentów. Pacuła otrzymała rolę w głośnym »Parku Gorkiego« (1984), a potem nominację do Złotego Globu. Przyjaźń obu aktorek zakończyła się gwałtownie". W 1987 r. Jerzy Bogajewicz wraz z Agnieszką Holland realizowali film „Anna", inspirowany spotkaniem obu aktorek. Czyżewska miała zagrać w tej produkcji główną rolę, jednak doszło do nieporozumień z producentami i zrezygnowano z jej udziału (zastąpiła ją Sally Kirkland, która dostała za tę rolę Złoty Glob oraz nominację do Oscara).

W Stanach udało się Czyżewskiej zagrać jedynie w kilkunastu filmowych epizodach, były to jednak produkcje niszowe lub takie, które nie odniosły sukcesu. Za to udało się jej – z dnia na dzień – skończyć z piciem. Wtedy pojawiły się propozycje filmowe z Polski.

Nieudane powroty

Po raz pierwszy wróciła w 1981 r., by wystąpić w filmie Barbary Sass „Debiutantka". Premiera odbyła się dopiero w sierpniu następnego roku. Elżbieta miała wówczas 44 lata, była więc kobietą dojrzałą, mogłaby zacząć wszystko raz jeszcze. Ale ona kochała blask świateł Nowego Jorku, a Polska pogrążała się wówczas w mrokach stanu wojennego. To nie był dobry czas na odrodzenie się gwiazdy. Przede wszystkim jednak zaważył chyba jej charakter. Jedni uważali ją za anioła, inni za diablicę. Grająca razem z nią w „Debiutantce" Dorota Stalińska wspominała: „My się z Elą w jakiś sposób polubiłyśmy, chociaż ona potrafiła wykrzyczeć: »K..., jesteś taka zdolna jak ja. Wykończę cię, zniszczę!«". Podczas tego pobytu w Polsce Czyżewska wystąpiła także w „Odwecie" Tomasza Zygadły – u boku m.in. Leona Niemczyka, Romana Wilhelmiego i Ewy Wiśniewskiej. Pięć lat później Piotr Łazarkiewicz zaprosił ją do udziału w filmie „Kocham kino", gdzie zagrała jedną z głównych ról, za którą otrzymała nagrodę w 1988 r. na gdańskim festiwalu Młode Kino Polskie.

Klęską zakończyła się jej kolejna próba powrotu w 1994 r. Zagrała Louisę w „Szóstym stopniu oddalenia" Johna Guare'a, sztuce wyreżyserowanej przez Piotra Cieślaka i wystawionej na deskach warszawskiego Teatru Dramatycznego – z którym przecież przed wyjazdem do Stanów była związana. Ale nic nie wyglądało tak jak kiedyś. Na premierę niegdysiejsza gwiazda zarezerwowała 200 zaproszeń dla dawnych przyjaciół i znajomych, a mimo to spektakl z jej udziałem okazał się klapą. „Proszę sobie to wyobrazić. Czyżewska, legenda Polski, po latach wchodzi na scenę Teatru Dramatycznego. Normalna reakcja powinna być taka, że dostaje brawa. Na wejście. Byłem przekonany, że będzie przyjaźnie przyjęta, a tutaj było wręcz odwrotnie – powiało chłodem. Ją to bardzo speszyło i zaczęła grać nerwowo" – wspominał Piotr Cieślak.

Na widowni wśród zaproszonych gości był m.in. Andrzej Łapicki, z którym Czyżewska zagrała we „Wszystko na sprzedaż" i w „Debiutantce". Aktor tak zapamiętał ten wieczór: „Byłem na tym spektaklu, nie patrzyłem w ogóle na scenę. Tak mi było przykro. Z aktorem jest tak, że albo ma coś w sobie, co zmusza nas do patrzenia na niego, albo tego nie ma, i wtedy go skreślamy. Niestety, Elka już tego nie miała. Czegoś jej brakowało, coś straciła. Po prostu przegonił ją czas. Żałowałem, że musi się tak męczyć na scenie. Wszystko szło nie tak. Ona chyba też miała tego świadomość". W roli Louisy Czyżewską zastąpiła Jadwiga Jankowska-Cieślak. „Królowa bez kraju" wróciła do Nowego Jorku.

W kolejnych latach czasem przypominano sobie o niej, zarówno w ojczyźnie, jak i w Stanach. W 1997 r. zasiadała w Jury Konkursu Głównego 22. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Dwa lata później wystąpiła w jednym z odcinków „Seksu w wielkim mieście", w roli seksuolożki doktor Shapiro. Pojawiła się też w odcinku serialu „Brygada ratunkowa". W 2003 r. raz jeszcze przyjechała do Polski, aby odcisnąć dłoń na Promenadzie Gwiazd w Międzyzdrojach. W tym samym roku zagrała w odcinku serialu „Prawo i porządek: Zbrodniczy zamiar". W 2004 r. wystąpiła w sztuce „Hedda Gabler" Ibsena w New Theatre Workshop. Rok później zorganizowano przegląd filmów Czyżewskiej podczas 1. Nowojorskiego Festiwalu Filmów Polskich, wtedy też Czyżewska odebrała Złoty Krzyż Zasługi w Polskim Konsulacie Generalnym w Nowym Jorku. W 2006 r. pojawiła się w filmie „Samotność w sieci" Witolda Adamka w roli nieznajomej z Nowego Orleanu.

W 2007 r. zmarła siostra Czyżewskiej, Krystyna. W tym samym roku w wypadku samochodowym zginął jej były mąż David Halberstam. Obie straty Czyżewska mocno przeżyła, popadła w depresję. Niestety, poza nałogiem alkoholowym, z którego udało jej się wyzwolić, miała jeszcze jeden, silniejszy – papierosy. Paliła non stop. Nosiła przy sobie nawet popielniczkę, by móc zapalić w każdej chwili. Zmarła na raka krtani 17 czerwca 2010 r. w nowojorskim szpitalu. Niestety, na jej pogrzeb w Polsce na warszawskich Powązkach przyszła tylko garstka dawnych znajomych.

By dowiedzieć się więcej o Elżbiecie Czyżewskiej, wystarczy wyszukać w internecie dwa dokumenty: „Skalę oddalenia" (1994) Krzysztofa Domagalika oraz „Aktorkę" Kingi Dębskiej i Marii Konwickiej. W drugim z filmów przyjaciele i znajomi Czyżewskiej mówią bez upiększeń o jej nieudanym małżeństwie, wygranej po latach walce z alkoholizmem, próbach powrotu do Polski, ale przede wszystkim o tym, jak ją postrzegali. I czasem są to skrajnie odmienne opinie. Nazywano ją „polską Marilyn Monroe", „Cybulskim w spódnicy", „królową bez kraju", ale jej życie okazało się wypaczoną wersją bajki o Kopciuszku, bez szczęśliwego zakończenia.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane