DRUKUJ

Wstydliwa śmierć i czarne kruki w sutannach

gaw, Marcin Szymaniak 03-11-2007, ostatnia aktualizacja 03-11-2007 11:55

Z Marcinem Zarzeckim, socjologiem religii z UKSW, rozmawia Marcin Szymaniak

Duchowni skarżą się, że są wzywani do umierających coraz później. Skąd się to bierze

W polskim społeczeństwie funkcjonuje mit, że istnieje coś takiego jak sakrament ostatniego namaszczenia. Według badań, to całkowicie błędne przekonanie podziela ponad 90 proc. polskich katolików! Tymczasem w Kościele katolickim takiego sakramentu nie ma, jest tylko sakrament namaszczenia chorych. Każdy może o niego poprosić swojego duszpasterza, niezależnie od stopnia choroby. U nas sakrament ten został jednak utożsamiony ze stanem agonii. Dlatego właśnie księdza wzywa się w ostatnim momencie, gdy przychodzi lekarz i mówi, że zostało tylko kilka godzin.

Wskutek całkowicie błędnego przekonania istnieje więc obawa przed wzywaniem księdza do chorego. Kościół co prawda próbuje z tym walczyć, ale przypuszczam, że jest to walka z wiatrakami. Bo wezwanie księdza stało się w społeczeństwie najwyższym aktem odwagi, przyznaniem się „Tak, ja niedługo umrę”. To nasza polska specyfika

Nie. W połowie XIX wieku austro--węgierski lekarz Ignacy Semmelweis badał, dlaczego gorączka połogowa w Wiedniu zabija tak dużą liczbę kobiet. I zadał pytanie czy nie jest to psychologiczny efekt wizyt księdza, który przemierzał cały szpital, dzwoniąc dzwonkiem A więc już wtedy uważano, że ksiądz jest niczym czarny kruk zwiastujący śmierć. Generalnie w naszej cywilizacji proces chorobowy oddano specjalistom – lekarzom, a elementy religijne zaniknęły i zaczęły kojarzyć się właśnie ze śmiercią. W jednym z sondaży 30 proc. Polaków przyznało, że nigdy nie myśli o śmierci. Jak można się nie zastanawiać nad czymś tak podstawowym

Jeszcze w XIX wieku ludzie umierali w domach, pośród swojej rodziny, sąsiadów, przyjaciół. Ale potem, na przełomie XIX i XX wieku śmierć została przeniesiona do specjalnych obiektów – szpitali. Zapanowało przekonanie, że choć życie podlega prawom biologii, to za pomocą farmakologii możemy odwlekać moment śmierci. Terminalnie choremu trudno jest przyznać się przed samym sobą „Ja niedługo umrę”. Zawsze jest nadzieja – a nuż pojawi się nowy lek Coraz rzadziej też się zdarza, żeby rodzina obmywała i ubierała zwłoki. Ludzie boją się trupów i ten obowiązek przerzuca się na wyspecjalizowane firmy.

Proszę też spojrzeć na typy osobowościowe lansowane przez kulturę masową – reklamy, filmy. Człowiek ma być młody, piękny, zdrowy. Ma się oddawać konsumpcji, zabawie, kolekcjonować doświadczenia, gromadzić dobra materialne. Stąd u ludzi wewnętrzne przekonanie, że śmiertelna choroba to rodzaj słabości, który może wywoływać wstyd, a nawet wstręt i lęk. Uważa Pan, że popularność Halloween łączy się z tym współczesnym postrzeganiem śmierci

Za czasów Celtów święto Samhain, z którego wywodzi się Halloween, było świętem pogodzenia się ze śmiercią, z jej oczywistością. Przebywano cały dzień ze swoimi zmarłymi, jedzono z nimi, „dyskutowano”. Obecne Halloween nie ma już z tym nic wspólnego. Opiera się tylko na dobrej zabawie, żarcikach, przebieraniu, wkładaniu masek. Trzeba być „funny”, „cool”. To jest święto całkowicie świeckie. Czy agonia Jana Pawła II, który nie krył się ze swoją słabością i chorobą, niczego nie zmieniła w postrzeganiu śmierci przez Polaków

Kościół rzymskokatolicki chciał „wykorzystać” fakt umierania Jana Pawła II do zademonstrowania godnej śmierci. To był fenomen nikt dotychczas nie pokazał czegoś takiego na tak wielką skalę. Wszyscy śledzili to z takim zapałem, że przez ten okres stali się rzeczywiście bardziej refleksyjni. Zrobiliśmy wtedy w naszym instytucie badanie na gorąco i okazało się, że był to naprawdę moment refleksji nad własnym życiem i własną śmiertelnością. Skuteczność tego oddziaływania była jednak niewielka, trwało to może tydzień. Co współcześni polscy katolicy sądzą o życiu po śmierci

Od wielu lat widać w badaniach jedną prawidłowość. Więcej ludzi wierzy w niebo, mniej w piekło. To takie bardzo wygodne. Nasze czyny nie będą podlegać negatywnej ocenie, ale pozytywnej – jak najbardziej! Ludzie coraz częściej wybierają sobie z katolicyzmu to, co dla nich wygodne, a resztę odrzucają. Przeprowadzono niedawno badania wśród młodych polskich katolików z miast. Wierzą nadal w życie po śmierci, bo nie chcą umrzeć tu i teraz. Ale gdy spytać ich, jakie będzie to życie po śmierci, to okazuje się, że wyznają koncepcje albo filozoficzne, albo buddyjskie. Odsetek katolików wierzących w reinkarnację wynosi w Polsce 17 procent i jest jednym z najwyższych w Europie! Oczywiście ta reinkarnacja nie jest postrzegana tak jak u hinduistów. Polski „katolik” wierzy, że w następnym wcieleniu będzie po prostu innym człowiekiem, a nie psem, mrówką czy słoniem.

__Archiwum__