Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Najpierw odnaleźć zaginionych, potem odbudować domy

WL 14-03-2011, ostatnia aktualizacja 14-03-2011 20:27

Ekipy ratunkowe i mieszkańcy, brodząc w błocie, przeszukują ruiny, które pozostały z miasteczek i osad w północno-wschodniej części wyspy Honsiu zniszczonej przez tsunami. W poniedziałek udało się uratować ponad 1500 osób.

O wiele więcej odnaleziono tych, dla których na jakąkolwiek pomoc było za późno. W jednym tylko miejscu naliczono 2 tysiące ciał. Zaginionych jest już co najmniej 20 tysięcy ludzi.

Ci, którzy ocaleli, ale stracili cały dobytek, zamieszkali w schronach ewakuacyjnych przygotowanych z myślą o często nawiedzających kraj klęsk żywiołowych.

Na miejsce tragedii wysłano 50 tys. żołnierzy z sił samoobrony. W ciągu tygodnia będzie ich drugie tyle. To największa mobilizacja od czasu wojny. Docierają już transporty z żywnością i wodą. Czasami w kolejce do beczkowozu trzeba stać kilka godzin. Butelkowanej wody brakuje i w Tokio. Część osób nie dojechała do pracy, bo z powodu przerw w dostawach prądu odwołano niektóre pociągi.

Zaczęło się wielkie oszczędzanie energii. W biurach i hotelach ogłaszane są apele o wyłączanie światła. Japończycy posłusznie się stosują do wszelkich poleceń. Nie zanotowano przypadków grabieży, tak powszechnych po katastrofach w innych krajach. – Dlaczego ktokolwiek miałby żerować na ludzkim nieszczęściu? To by było nie do pomyślenia – mówi mi emerytka o imieniu Seiko.

W nadmorskich miasteczkach, których mieszkańcy kiedyś parali się rybołówstwem, najlepiej widać problem starzenia się japońskiego społeczeństwa. Wśród zabitych jest wiele starszych osób. Emeryci często zajmowali się prowadzeniem ryokanów – drewnianych gospód, w których w zgodzie z tradycją można delektować się sushi, a potem przespać na macie tatami. Drewniane budyneczki ze ścianami z papieru pierwsze ustąpiły pod naporem fali. Jedna z firm ubezpieczeniowych zapowiada, że nawet jeśli ktoś nie miał ubezpieczenia od klęsk żywiołowych, wypłaci odszkodowanie. Tak jak po trzęsieniu ziemi w 1995 roku w Kobe.

– Najpierw musimy odnaleźć wszystkich zaginionych, a potem weźmiemy się do odbudowy życia tych, którzy ocaleli – mówi ze łzami w oczach Tomiko Ichikwa.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane