„Dzień gniewu” w Syrii
Na pierwszy plan wśród demonstrantów wysuwają się radykalni muzułmanie. Czy państwu grozi islamizacja?
Do najbardziej gwałtownych walk bliskowschodnich rewolucji dochodzi w piątki. Wtedy w meczetach odbywają się modły, po których na ulice wychodzą tłumy. Nie inaczej było w ostatni piątek w Syrii. Opozycja ogłosiła „dzień gniewu" i wezwała obywateli do masowych protestów przeciwko prezydentowi Baszarowi Asadowi.
W wielu miastach Syrii tłumy, które po opuszczeniu świątyń zaczęły wznosić antyreżimowe okrzyki, zostały zaatakowane przez armię i policję. W ruch poszły pałki, gaz łzawiący i armatki wodne. W kilku miejscach żołnierze otworzyli ogień, używając ostrej amunicji. Są zabici i ranni.
Coraz większą rolę wśród opozycjonistów odgrywa fundamentalistyczne Bractwo Muzułmańskie, które wprost wezwało swoich zwolenników do udziału w protestach: „Reżim Asada szykuje ludobójstwo, które ma stłumić rewoltę młodych patriotów. Allah stworzył was wolnymi. Nie pozwólcie, by tyran robił z was swoich niewolników".
Tymczasem w syryjskich strukturach siłowych, na których dyktator opiera swoją władzę, pojawiły się pęknięcia. Według opozycji część batalionów wojska wysłanych do miasta Dara, które jest centrum rewolucji, odmówiła strzelania do tłumu. Podobno doszło tam do wymiany ognia pomiędzy żołnierzami.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.