Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Wypędzone antyki

ar, Rafał Jabłoński 15-02-2008, ostatnia aktualizacja 15-02-2008 21:17

Niemcy żartują: Odwiedź Polskę, twój mercedes już tam jest. Polacy odpowiadają: Odwiedź Niemcy, sztućce twojej babci są tam już od dawna. Niedługo z tej przymusowej wycieczki mają powrócić do kraju listy z powstania. Ale tysiące innych pamiątek wywiezionych podczas wojny wciąż czekają na swoich odkrywców. Którym czasami się udaje.

źródło: Życie Warszawy

W połowie lat 90. Polska przekazała Niemcom listę 114 antyków będących bezprawnie w posiadaniu naszych zachodnich sąsiadów. To wyłącznie te, które zidentyfikowano. Niemcy powoli je zwracają. Dzieła sztuki odnajdujemy zresztą nie tylko za Odrą. Przed dwoma laty odkryto w USA portret mężczyzny pędzla Jana Matejki. Rozpoznał go ówczesny właściciel, wertując strony internetowe naszego resortu kultury. Dzieło figurowało tam jako wojenna strata.

W 2003 roku przyjechało do kraju etruskie zwierciadło, które podczas wojny zostało zabrane z kolekcji w Gołuchowie. W nim też rozpoznano obiekt znajdujący się na terenie Niemiec. W tym samym roku nowojorski antykwariusz zidentyfikował polską, renesansową rzeźbę M.G. Moski. Została rewindykowana. Mniej więcej w tym samym czasie wróciła część piętnastowiecznego tryptyku o tematyce religijnej. Wisiała na ścianie bostońskiego Muzeum Sztuk Pięknych.

Na aukcji w Nowym Jorku odnalazła się też słynna „Praczka” Gabriela Metsu, która przed wojną ozdabiała warszawskie Łazienki. Kupił ją dla polskiego muzeum za 60 tysięcy dolarów biznesmen Wiktor Markowicz. Również na aukcji, ale tym razem w Londynie, odkryto perski dywan z muzeum Czartoryskich w Krakowie. Wystawił go szwajcarski kolekcjoner, który zaklinał się, że kupił kobierzec w dobrej wierze. Po trwającym pięć lat procesie zapadł wyrok – korzystny dla kolekcjonera – za odzyskany dywan Fundacja Książąt Czartoryskich musiała zapłacić wysokie odszkodowanie.

Antyki wracają też z Włoch czy Szwajcarii. Te kraje nie rabowały. A to oznacza, że dzieła zabrane z Polski przez Niemców rozpłynęły się po całym świecie. Dzieła sztuki powracają też ze Wschodu. W pałacu w Pawłowsku odnaleziono obraz Pompea Batoniego przedstawiający Apolla i dwie Muzy (1741 rok). Dziś jest w wilanowskim muzeum.Przed trzema laty strona polska złożyła w Rosji dziesięć wniosków rewindykacyjnych. Oparła je na rosyjskich stronach internetowych, ukazujących dzieła nieznanego pochodzenia. W Rosji znajdują się tysiące antyków zabranych przez Sowietów z terenu III Rzeszy.

W 1998 roku Duma uchwaliła ustawę o rekompensatach, uznając, że wszystko, co przywieźli żołnierze Armii Czerwonej, jest i tak niewystarczającym wyrównaniem rabunków jakich dopuścili się hitlerowcy. Co ciekawe, prezydent Jelcyn zawetował część tych przepisów. Uznał, że połowa z artykułów jest sprzeczna z konstytucją, gdyż nie można upaństwowić dóbr, które kiedyś należały do krajów niebędących agresorami. Problem powstał w czasach, gdy Sowieci zabrali do siebie olbrzymie składnice dzieł sztuki, w których znajdowały się również antyki zrabowane wcześniej przez Niemców w całej Europie.

O złożoności sprawy świadczyć może przypadek Węgrów, którzy sześciokrotnie zwracali się o zwrot jednej ze swoich najsłynniejszych bibliotek. Za każdym razem spotkali się z odmową. W końcu zapłacili i dostali, co chcieli. Bo Węgry były agresorem – w 1941 roku u boku Niemców napadły na ZSRR...

Kradli i rabowali

Co się stało z polskimi antykami? Do przeprowadzenia rabunku Niemcy powołali w 1939 roku dwie specjalne instytucje. Rabowało państwo niemieckie, rabowali też bandyci w mundurach, i to na własną rękę. Świadczy o tym choćby jedna z relacji z warszawskiego getta. „W pobliżu ulicy Grzybowskiej usłyszałem strzelaninę (...) w mieszkaniu znanego antykwariusza Abego Gutnajera (...). Zginął wtedy prof. Raszeja. Miał przepustkę do getta wydaną przez warszawskie gestapo, lecz zabiła go ekipa lubelska, która przyszła rabować bogatego antykwariusza”.

A potem nadszedł front i okupanci uciekali na Zachód. Część dzieł zabrali do swoich samochodów i albo je potem sprzedali, albo udawali, że je zgubili. Z relacji zachodnich kolekcjonerów wynika, że wspaniałe antyki nie tylko polskie, ale i zrabowane Żydom (głównie w krajach Beneluksu oraz Włoch) do dziś są w prywatnych, nikomu nieudostępnianych zbiorach.

Część z obecnych niemieckich właścicieli traktuje je jako naturalne reparacje za straty poniesione podczas wojny. I tak zapętla się spirala pretensji.

A my od czasu do czasu dostajemy dobre informacje. – Dzieła pochodzą zazwyczaj od muzealników, kolekcjonerów, osób śledzących aukcje dzieł sztuki lub monitorujących strony internetowe domów aukcyjnych i muzeów – mówi Elżbieta Rogowska z Departamentu ds. Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą resortu kultury. – Trafiają też do nas informacje z policji oraz Interpolu.

I wtedy działamy na drodze dyplomatycznej, co najczęściej skutkuje odzyskaniem antyku. Zdarza się jednak, że obecny właściciel zapiera się. Wtedy pozostaje droga sądowa.

– Nierzadko taka osoba, dowiedziawszy się o prawdy o pochodzeniu dzieła sztuki, decyduje się je oddać za darmo – dodaje Elżbieta Rogowska. – Zawsze staramy się rozstrzygnąć spór polubownie i osiągnąć kompromis. Czasami wiąże się to z wypłatą pewnej kwoty pokrywającej część kosztów poniesionych przez właściciela. Czynimy to jednak tylko wtedy, gdy właściciel udowodni, że nabył dany obiekt legalnie i w dobrej wierze.

Tylko pogłoski

Raz po raz docierają do nas niesprawdzone informacje o losie polskich antyków. Największą jednostkową polską stratą ostatniej wojny jest „Portret młodzieńca” Rafaela Santiego namalowany w 1514 roku. Ostatni raz widziano go w rękach żony generalnego gubernatora Franka. Po wojnie odzyskaliśmy tylko ramę. Rafaela widziano rzekomo w latach 60. na terenie Australii, ale, niestety, informacje do dziś się nie potwierdziły.

Z kolei zaginiony obraz Breughla miała sprzedać żona gubernatora dystryktu krakowskiego już po wojnie. Portret Chopina pędzla Mieroszewskiego wytropiono jako tło w NRD-owskim filmie fabularnym z 1977 roku. Realizatorzy tłumaczyli, że to kopia. Jaki Niemiec kopiowałby jednak obraz nieznanego tam polskiego malarza?

Na razie występujemy do niemieckich muzeów o zwrot ponad stu zidentyfikowanych dzieł, w tym średniowiecznych tkanin z Gdańska, a także słynnego portretu Mikołaja Kopernika z II połowy XVI wieku (należał do zbiorów Czartoryskich w Gołuchowie).

Przed dwoma laty niemieckie władze rozpoczęły zakrojoną na szeroką skalę akcję – badają pochodzenie antyków znajdujących się w publicznych zbiorach. Twierdzą, że poloników w zasadzie tam nie ma. A co zrobić z prywatnymi kolekcjami? Jak je sprawdzić?

Pewna część polskich antyków może się odnaleźć w Rosji. Jak już wspomnieliśmy, zostały zabrane jako wojenna reparacja ze składnic niemieckich. W 1956 roku odbyła się pierwsza większa akcja rewindykacyjna z ZSRR. Później Rosjanie zwracali już pojedyncze egzemplarze.

Niektóre antyki znajdowane są też w USA, gdyż część składnic została rozgrabiona przez żołnierzy amerykańskich, a część wywieziona oficjalnie na polecenie władz USA. Nie należy też zapominać, że sporo magazynów rozgrabiła miejscowa ludność – znanych jest wiele takich przypadków z Austrii. Ciekawe, że zabierano wtedy głównie meble.

Smętny bilans

Nikt nigdy nie pokusił się o zbilansowanie tego, co ukradli nam Niemcy. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wielkie straty ponieśli nasi prywatni kolekcjonerzy. Gdzie jest monumentalny obraz Jana Matejki „Zamoyski pod Byczyną” ze zbiorów w Kozłówce? Gdzie „Ecce homo” pędzla jednego z najwybitniejszych malarzy niderlandzkich Antona van Dycka ze zbiorów Stanisława Jackowskiego w Warszawie? Gdzie jest „Portret chłopca” tegoż van Dycka ze zbiorów Taczanowskich? Państwowe kolekcje też straciły tysiące antyków. To między innymi „Diana i Kallisto” z pracowni Rubensa (Muzeum Narodowe w Poznaniu), „Piękna Madonna Toruńska” – ponad metrowa wapienna rzeźba z 1395 roku, „Chrystus upadający pod krzyżem” Rubensa (Muzeum Narodowe w Warszawie) czy słynne „Pożegnanie z koniem” Wojciecha Gersona.

Gdzie są dziesiątki tysięcy obrazów, które nie powróciły do kraju po wojnie, setki wspaniałych rzeźb, tysiące starych grawiór i map, a także osiem tysięcy dzwonów z polskich kościołów? Raczej jest wątpliwe, byśmy to kiedykolwiek odzyskali, choć Elżbieta Rogowska pociesza – Od początku lat 90. sprawa strat wojennych stała się ogólnoświatowym tematem. Może więc jest iskierka nadziei.

LISTA STRAT JEST DŁUGA

Zrabowane dzieła szmuglowano przez Amerykę Południową

Z Romanem Olkowskim z Działu Inwentarzy warszawskiego Muzeum Narodowego rozmawia Rafał Jabłoński.

Czy są jeszcze szanse na odzyskanie czegokolwiek po tylu latach od zakończenia wojny?

Oczywiście. Właśnie staramy się odzyskać olej XVIII-wiecznego włoskiego malarza Francesca Guardiego „Schody pałacowe”. Został nabyty do naszych zbiorów od prywatnego kolekcjonera w 1925 roku. Zrabowano go w 1940 roku, po czym Niemcy zamieścili zdjęcie w specjalnym katalogu dzieł z Generalnej Guberni. Opisano w nim 543 antyki, więc od lat doskonale wiedziano, skąd pochodzi. Poza tym po 1945 roku figurował w kolejnych katalogach, tym razem strat wojennych. Więc dokładnie było wiadomo, do kogo należą „Schody pałacowe”, tylko nikt w Polsce nie wiedział, gdzie jest to płótno. Niespodziewanie, po latach wyszło na jaw, że znajduje się w zbiorach muzeum państwowego w Stuttgarcie. Niestety, obraz jeszcze tam wisi...

Ilu pozycji Wam wciąż brakuje?

Około dziesięciu tysięcy. Mówię około, bo oprócz płócien, rzeźb i grafiki zaginęło mnóstwo numizmatów. Całe skrzynie były wywiezione i rozkradzione.

A coś jeszcze znaleźliście?

Odzyskujemy dwa obrazy znajdujące się w USA, a pochodzące ze zbiorów Zachęty. To Fałaty, które pojawiły się w znanych antykwariatach – w Christie’s oraz Doylu. Trzeci obraz, też z Zachęty, znajduje się też na terenie Stanów Zjednoczonych. To płótno Aleksandra Mroczkowskiego. Niedawno wrócił też do Polski obraz Jana Matejki – portret Karola Podlewskiego.

I to wszystko?

Jest jeszcze jedna sprawa. To teka grafik, znajdująca się na terenie Wenezueli. Jest ona w prywatnych rękach. Odzyskaniem zajmuje się Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

Co ma Wenezuela do polskich antyków?

Jest pewna prawidłowość dotycząca nawet Stanów Zjednoczonych. Otóż odnajdowane za oceanem dzieła sztuki po drodze znajdowały się przez jakiś czas w Ameryce Południowej. Po prostu po wojnie Niemcy wywozili tam zrabowane dzieła, a potem je sprzedawali w różnych krajach. Przecież nawet odzyskany teraz Matejko przez jakiś czas był w Argentynie.

Czy coś odnajduje się jeszcze w Polsce?

Oczywiście. W ubiegłym roku odnaleziono jeden z obrazów w zbiorach wawelskich. To nie żart. „Kuszenie św. Antoniego” zrabowane zostało przez Niemców w 1940 roku. Po wojnie sądzono, że gdzieś zaginęło bądź zostało zniszczone. Tymczasem w jakiś sposób trafił w prywatne ręce, i to na terenie kraju. Po wielu latach jako spadek po kolekcjonerce ten malowany na desce obraz trafił na Wawel. A tam go rozpoznano. Obrazy wypływają też na polskim rynku. Pojawiają się w domach aukcyjnych albo też są przypadkowo rozpoznawane.

I wszystko udaje się Wam odzyskać?

Nie zawsze, bo właściciel może dowodzić, że przed wielu laty dzieło nabyte zostało w dobrej wierze. Wisiało na ścianie pół wieku i dziś wszystko zależy od sądu. Zdarzały się przypadki, że traciliśmy takie pozycje. Bodajże trzykrotnie.

[NA TROPACH SZTUKI] Odzyskujemy też prywatne obrazy

Z prof. Wojciechem Kowalskim z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, szefem zespołu ds. rewindykacji dóbr kultury, rozmawia Rafał Jabłoński.

Co robicie, gdy nowy właściciel mówi: nie oddam?

Bywa, że obecni właściciele nie chcą nam zwracać zaginionych bądź zrabowanych podczas wojny antyków. Droga sądowa jest wtedy niezbędna. Ale staramy się unikać procesów, szczególnie tych prowadzonych z dala od kraju, bo to kosztowne i dość trudne. Zdarza się, że obiekt jest mniej wart niż koszt procesu. Tymczasem wartość historyczna dzieła może być bardzo duża...

Zdarza się za to, że odzyskujemy dzieła należące przed wojną do osób prywatnych. I wtedy oczekujemy, że właściciel przekaże antyk do depozytu muzealnego na 10 lat. To udostępnienie go publiczności odbywa się tytułem rekompensaty kosztów poniesionych przez państwo podczas rewindykacji.

Ostatni sukces?

Czasami docierają do nas elektryzujące wieści o pojawieniu się zaginionych, a niezwykle cennych dzieł. Za każdym razem weryfikujemy ich prawdziwość. Rzadko się potwierdzają. Ostatnio udało się nam sprowadzić z Czech od dawna poszukiwany, 500-stronicowy średniowieczny manuskrypt. Należał do Archiwum Archidiecezjalnego w Poznaniu.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane